Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Anthony Bourdain - Kill grill. Restauracja od kuchni.

To książka o tym, czemu moje marzenie pt. "Chcę mieć małą, śliczną restauracyjkę z dobrym jedzeniem, a przy tym się specjalnie nie narobić" jest całkowicie absurdalne i jak najszybciej powinnam o nim zapomnieć. Bo na poły autobiografia, na poły poradnik dla początkujących kucharzy opisuje przede wszystkim to, że praca szefa kuchni to nie plaża, a ciężka orka przez kilkanaście godzin dziennie bez weekendów. Że łatwo o nałogi, łatwo o wrogów, łatwo o złą decyzję, która będzie kosztować sporo - od utraty klientów, autorytetu do upadku całej restauracji. Polubiłam autora za soczysty język, szczerość i tupet. Nie wiem tylko, czy chciałabym zjeść w jego restauracji.

To nie jest książka kucharska. Można sobie jednak z niej wyłuskać namiary na kilku kultowych autorów książek kulinarnych i zrobić małą listę restauracji, które warto odwiedzić w Nowym Jorku (oczywiście, jeśli jeszcze istnieją, bo główny trzon książki to bogate w wydarzenia lata 80.).

#36

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 18, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, panowie, reportaz - Komentarzy: 5


Irena Obermannova - Dziennik szalonej mężatki

Wbrew moim podejrzeniom (i pewnie nie tylko, sądząc z notki na okładce), szybko okazało się, że tytułowa mężatka jednak jest naprawdę szalona, a nie że to taka radosna, jak to teraz młodzież mówi, krejzolka. Po kilkunastu latach burzliwego związku, rozpoczętego w okresie przemian i uzyskiwania czeskiej niepodległości, Ksenię zostawia mąż, samą z dwiema córeczkami, które też nagle przestał kochać tak z dnia na dzień. Po kolei wypalają jej się dotychczasowe prace - nie chcą jej w czasopiśmie dla pań ani nie chcą jej bajek, które pisała dla radia. Córki dorastają i wymagają uwagi. Ksenia usiłuje walczyć ze swoim szaleństwem, w swojej przeszłości szuka mężczyzny, który ją wyciągnie z otchłani coraz większej depresji. Co noc śni ten sam sen, z którego zawsze ratował ją mąż, którego już nie ma. Po nieudanej próbie samobójstwa trafia na oddział psychiatryczny. Wszystko jest oniryczne, zmyślone, przekolorowane i nierzeczywiste, jak to w bajkach Kseni, w których dziewica Uliana ratuje świat przed potworami. Realniejszy, chociaż też schizoidalny, jest dziennik Kseni sprzed 15 lat, z czasów, kiedy poznała męża i rodziły jej córki, świat silnych kobiet i pokrzywionych mężczyzn.

Inne książki tej autorki tutaj.

#35

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 9, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, beletrystyka, panie - Komentarzy: 1


Zygmunt Zeydler Zborowski - Gość z Londynu

Wszystko zaczęło się od tego, że major Downar pojechał na urlop do Kazimierza nad Wisłą, nie palił, nie pił i "unikał spotkań ze znajomymi, które zazwyczaj kończyły się przy wódce", tylko spacerował i jadł soczyste jesienne owoce. Po czym wrócił do pracy do Warszawy i wpadł w melancholię, bo nie trafiała mu się żadna ciekawa sprawa - "zwykłe nadużycia gospodarcze, nieudolna próba szantażu, drobna afera w przemyśle włókienniczym, prymitywne morderstwo rabunkowe". I tak (przepraszam, że tak cytatami, ale są naprawdę smaczne) "którejś soboty dal się namówić Walczakowi na koncert symfoniczny, co było dowodem pewnej depresji psychicznej". Koncert nie pomógł, za to rzucona przez kolegę sugestia, że Downar mógłby sobie przygruchać jakiegoś kociaka, padła na żyzny grunt.

Po czym wysypał się worek ze zbrodniami. Najpierw urocza sekretarka pułkownika poprosiła o pomoc w sprawie trupa w piwnicy sąsiada jej wuja, a chwilę później morderstwo ekspatrianta z Londynu wprowadziło Downara w sfery dyplomatów i zamożnych mieszczan. Mam wrażenie, że od Zborowskiego uczyli się współcześni serialowi scenografowie - hall jak z żurnala, pokłócone małżeństwo wracające o 3 w nocy z imprezy pije sok pomidorowy przelany z puszek do *ładnego* szklanego dzbanka (oraz rozważa zjedzenie kanapek z serem tylżyckim). Pani domu w różowym szlafroczku i czepeczku przyjmuje Downara w złoconym saloniku, ozdobionym akwarium z rybkami. Na szczęście Downar jest twardy jak Roman Bratny i woli prowadzić śledztwo niż słuchać poezji Leopolda Staffa w wykonaniu podstarzałej lolitki. Zen i siła spokoju, nawet kiedy przesłuchuje krnąbrnego zbrodniarza: "A ja nie znoszę kanalii - odpowiedział ciągle spokojnie Downar - a jednak staram się uprzejmie rozmawiać z panem. Mógłbym oczywiście dać panu po pysku, ale na razie tego nie zrobię". Zbrodnię udaje się rozwiązać z pomocą samego Scotland Yardu, a wszyscy z dumą zasiadają na naradzie u pułkownika, paląc swoje carmeny i ekstra mocne i popijając wyjęty z pułkownikowej szafy winiak. A Downar z uroczą sekretarką oddala się na urlop do Zakopanego.

Inne tego autora:

#34

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 4, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, panowie, prl, 2010 - Komentarzy: 1


Giacomo Guareschi - Przeznaczenie ma na imię Klotylda

Urocza, przewrotna i dygresyjna ramotka o tym, że nawet jak się jest obłędnie bogatym, to ma się przez to sporo problemów. Filimario (tak, stąd był cytat, nikt nie zgadł ;-)) jest spadkobiercą fortuny, ale nie ma pieniędzy, bo fortuna obwarowana jest koniecznością wypicia kieliszka oleju rycynowego, którego wypicia Filimario odmówił w wieku lat siedmiu. I tak się młodzian zastanawia, co zrobić z pięknie zaczętym kolejnym dniem bez grosza przy duszy, kiedy zostaje zaproszony z dwoma innymi panami na rejs przez Klotyldę Troll, bogatą acz ekscentryczną pannę na wydaniu. W Klotyldzie kochają się wszyscy okoliczni panowie, oczywiście oprócz Filimaria, który ogólnie jest dość olewczy w tej kwestii, więc - jak się łatwo domyślić - wyprawa ma na celu przekonanie dżentelmena, że chce spędzić życie z Klotyldą. I tak sobie pływają z miejsca na miejsce - na bezludną wyspę, do Argentyny czy Nowego Jorku, żeby doprowadzić intrygę do wiadomego finału.

Od samych munchausenowsko malowniczych przygód Filimaria ciekawsze są dygresje, w których autor opowiada o swoim dzieciństwie w Ameryce Południowej, gdzie zajmował się wraz z wujem omijaniem X przykazań, uwalniając gauchów od ich koni, bogatych od nadmiaru pieniędzy, a koleje od niepotrzebnych wagonów i ich zawartości. Trochę przypomina bardziej ironiczne utwory Marka Twaina, trochę radosnego wojaka Szwejka. Nic, do czego warto by było wracać, ale zostawia miłe uczucie po przeczytaniu.

Inne tego autora tu.

#33

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 29, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Amy Tan - Córka Nastawiacza Kości

Lubię Amy Tan, bo umieszcza akcję swoich książek w San Francisco. Niestety, po względnie przyjemnym, obyczajowym początku historii Ruth, czterdziestokilkuletniej redaktorki-pisarki, pomagającej pisać innym autorom poradniki, walczącej o utrzymanie związku i opiekującej się coraz bardziej niesprawną psychicznie matką, wchodzi dygresja z przeszłości, taka na pół książki, gdzie akcja przenosi się do Chin sprzed drugiej wojny światowej, duchów, zwaśnionych rodzin i archeologów. Trochę mało SF jak dla mnie, za dużo pamiętnikowej azjatyckiej obyczajówki.

Inne tej autorki tu.

#32

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 23, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


William Gibson - Spook Country / W kraju agentów

Lubię, jak Gibson splata historie. Trzy wątki, na początku idące w różnych kierunkach, w pewnym momencie zaczynają do siebie dążyć, żeby pod koniec się obowiązkowo a malowniczo zetknąć. Zawsze się bardzo spinam, czytając Gibsona, jakoś tak podświadomie. Chcę zanurzyć się w jego świecie i zwracam uwagę na każdy detal, na każde odstępstwo od naszej rzeczywistości, żeby się upewnić, że wszystko obejmuję w głowie. Tu było mi trochę łatwiej, może dlatego, że w książce poza sztuką umieszczania dzieł w rzeczywistości wirtualnej nie ma w ogóle cyberpunka. Jest Ameryka po 11 września, z konkurencyjnymi organizacjami, zrzeszającymi agentów, każda bardziej tajna od drugiej. Jest dziennikarka, dawniej wokalistka znanego zespołu rockowego. Jest rodzinna, kubańsko-chińska mafia, szmuglująca dane w wyrafinowany sposób. I przyznam, że jak się świetnie czytało, tak nie mam pojęcia, po co rzecz się działa. Hollis Henry, dziennikarka, której rockendrollowa przeszłość otwierała drzwi w artystycznym świecie, podczas pisania artykułu o sztuce wirtualnej orientuje się, że prawdziwym celem jest doprowadzenie bogatego właściciela nie istniejącego jeszcze czasopisma do przedmiotu jego pożądania. W ramach splatających się wątków dociera do obiektu, dowiaduje się, co jest w środku i pozostaje z tą wiedzą, patrząc, jak się kończy książka. Było ładnie i emocjonująco, ale gładki koniec w stylu napisów "A potem wyemigrowali na Jamajkę i żyli długo i szczęśliwie" zostawił mi spory niedosyt.

#31

Inne tego autora tutaj.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 15, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, panowie, sf-f - Komentarzy: 6