Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Francja komisarza Maigreta jest brzydka. Zimno, pada deszcz, mordują jedną z ładniejszych striptizerek, która okazuje się być platoniczną ukochaną jednego z młodszych funkcjonariuszy. Maigret uprawia z żoną small talk o pogodzie, chodzi od knajpy do knajpy, wypijając po kielonku na rozgrzewkę (we francuskiej policji nie ma chyba zasady, że na służbie się nie popija). Czasem wraca pijany o 5 nad ranem, bo przesłuchując podejrzanych nie bardzo zwracał uwagę, co popija. W kabarecie (elegantsza nazwa knajpy, gdzie się patrzy na rozebrane girlsy, a potem stawia im się trunki) nawet się zadomawia, wchodzi w życie właścicieli - Freda, który lubi sobie w wolnej chwili bzyknąć pracownice na pięterku i Rozy, która jest od Freda starsza 20 lat i patrzy na "hobby" męża ze zrozumieniem. Kryminał jakiś taki bez sensu - dużo ludzi snuje się po nocnych późnojesiennych uliczkach Paryża, przesłuchują narkomanów i homoseksualistów, a na końcu się okazuje, że dwa morderstwa i potencjalne trzecie było popełnione od tak sobie, ale tak naprawdę nie wiadomo, bo morderca zostaje zabity podczas ujęcia. Nudnawe.
Inne tego autora, inne z tej serii:
#59