Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

Josephine Tey - Trudna decyzja panny Pym

Lucy Pym nagle zasłynęła jako autorką bestsellerowego poradnika psychologicznego, który napisała po latach pracy w zawodzie nauczycielka francuskiego. Chlubiła się tym, że na podstawie obserwacji, mimiki i rysów twarzy jest w stanie celnie określić charakter człowieka. Kiedy otrzymała zaproszenie do Szkoły Wychowania Fizycznego, prowadzonej przez dawną koleżankę z klasy, pojechała, bo gdzie jak nie w szkole z internatem, pełnej młodych, pełnych życia dziewcząt. Na miejscu okazało się, że kurtuazyjna wizyta ("przyjadę, dam odczyt, wrócę następnym pociągiem") przerodziła się w pełne wzajemnej sympatii dwa tygodnie, które panna Pym spędzała otoczona ciężko pracującymi, inteligentnymi, czasem sobie życzliwie docinającymi, ale jednocześnie pełnymi pasji i współczucia dziewczynami. I jest sielanka - piękna Mary Innes jest faworytką wszystkich, Argentynka Teresa Desterro tańczy jak anioł, roztargniona Joan Dakers wszędzie szuka swoich zagubionych podwiązek czy agrafki, a Pamela Nash opowiada szczerze o wszystkim. Do momentu, kiedy dyrektorka szkoły, przyjaciółka panny Pym, nie oddaje najlepszej posady w prestiżowej szkole dla dziewcząt faworytce, a wybiera nielubianą Barbarę Rouse, dodatkowo podejrzewaną o ściąganie na egzaminach. Atmosfera siada, ale kataklizm przychodzi w chwili, kiedy Rouse ulega tajemniczemu wypadkowi na równoważni i wiadomo, że posady nie dostanie. Tylko panna Pym ma dowody na to, że to nie był wypadek, a zaplanowana zbrodnia. I to jej decyzja, co z tym zrobi - pozwoli, żeby obiecująca panna zakończyła życie w więzieniu, czy wycofa się do swojej zwykłej roli cichego świadka.

Lubię Tey, bo w jej książkach czuć zapach gorącego letniego popołudnia, słuchać brzęczenie pszczół, śmiech dziewcząt, paruje wonna herbata w kawiarnianym dzbanku i nic nie wróży tego, że w małym wiejskim światku za chwilę stanie się tragedia. I za to, że teorie padają w zetknięciu się z rzeczywistością, a pierwszy osąd niekoniecznie jest trafny. Klimat dziewczęcej szkoły z internatem jest mi obcy, bardziej podobał mi się Bartłomiej Farrar, ale i "Trudna decyzja" jest wdzięczną książką.

Inne tej autorki.

#71

Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday November 16, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panie - Komentarzy: 3


Sue Grafton - F is for Fugitive

Lubię u Gratfon plastyczność świata. Kolor kalifornijskiej plaży w lutym, zapach świeżej kawy, miasteczko, które Kinsey ogląda i potrawy, które je (w tym odcinku filet mignon średnio wysmażony, pieczone ziemniaki, sałata z niebieskim serem i na deser szarlotka[1]). Floral Beach jest miasteczkiem fikcyjnym, ale czytając o tym, że mieści się na powierzchni 3 na 6 kwartałów[2], ma główną ulicę, szpital, szkołę i hotel, a wszystko przy plaży, mam poczucie, jakbym wróciła do takiego Santa Cruz. Kinsey przyjechała, bo w poprzednim odcinku przestępca wysadził w powietrze przybudówkę, którą wynajmowała od swojego gospodarza i na czas remontu chciała zmienić na jakiś czas otoczenie. Tytułowy zbieg to Bailey Fowler, który oskarżony przed 17 laty o zabicie swojej eks-dziewczyny, zwiał z więzienia i przez lata żył z dala od domu przyzwoitym życiem, po czym przez głupi przypadek zostaje złapany. Kinsey próbuje wyśledzić, czy rzeczywiście został oskarżony o zbrodnię, której nie popełnił, ale nie jest łatwo, bo nikt nie chce o tym, co się działo przed laty, rozmawiać, a sam Bailey ucieka ponownie z sali sądowej. Rodzina Fowlerów w ogóle niespecjalnie funkcjonuje, bo senior umiera na zaawansowanego raka, seniorka ma cukrzycę, nadwagę i ledwo podnosi się z łóżka, a starsza córka ma dość życia w cieniu wiecznie nieobecnego i ciągle usprawiedliwianego brata.

I, co ciekawe, Kinsey wykrywa i sprawcę zbrodni sprzed lat, i tych świeżych, bo wraz z rozpoczęciem śledztwa trup zaczyna się słać; mimo niechętnej jej policji, mimo tego, że wszyscy znający zamordowaną nastolatkę nie chcą o tym rozmawiać, bo większość panów z nią sypiała, a brak jest już dokumentów medycznych, z których można by wywnioskować, kto był ojcem jej dziecka. Oczywiście, mogłaby śledztwo przerwać, zanim oberwie rakietą tenisową, zanim będzie uciekać po krzakach przed policją i zanim morderca weźmie ją na muszkę strzelby, ale Kinsey nie z tych, co się łatwo poddają.

[1] Jest to spory postęp w stosunku do ulubionej potrawy Kinsey, czyli ćwierćfunciaka z serem z McD.

[2] Lubię amerykańskie uporządkowanie w kwartały, pełną zabudowę i numerowanie domów od pełnej setki co przecznicę.

Inne tej autorki tutaj.

#60

Napisane przez Zuzanka w dniu Friday September 9, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panie - Skomentuj


Barbara Kosmowska - Hermańce

Hermańce są dziwne. Niby współczesne, a schowane gdzieś daleko za rzeczywistością. Męski świat kursuje między barem "Malczik", kliniką odwykowo-psychiatryczną mizoginistycznego doktora Rocha, kościołem a Doliną Majtek, gdzie na miękkim mchu i trawie obraca się panny lokalne i turystki. Świat kobiet, a zwłaszcza Komitetu Wdów, bo tych jest we wsi najwięcej, kręci się wokół kościoła (zwłaszcza na pogrzebach). Panowie piją i zdradzają, a kobiety - te starsze - narzekają, a młodsze skrobią pozyskane w Dolinie Majtek niechciane ciąże i czekają na ślub, mimo że perspektywa jest taka sobie. M. Złotowski dobrze rokuje i uważa, że zostanie pisarzem, jak mieszkający kiedyś w Hermańcach poeta - Bruno Żubr. Pisze do nieżyjącego Żubra listy - o swojej udawanej terapii u doktora Rocha, o morderstwie upośledzonej Ilonki Szczęście, o tym, że ojciec zostawił matkę dla pani Gizeli, o swojej ciągle powstającej powieści (cały czas w głowie, nie na papierze), o piciu w "Malcziku" i powoli do niego dociera, że niekoniecznie całkiem panuje nad swoim życiem.

Niespecjalnie lubię świat bohaterów Kosmowskiej, lubię natomiast, jak sukcesywnie odziera każdego z nich z iluzji i konfrontuje wyobrażenie z prawdą. Nie ma sielanki i lukru, każdy ma coś pozamiatane pod dywan. Trochę śmiesznie, trochę strasznie, ale w dobrych proporcjach.

Inne książki tej autorki tu.

#59

Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday September 4, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panie - Skomentuj


Josephine Tey - Tam, gdzie piaski śpiewają

Tutaj inspektor Grant nie jest niesłychanie uprzejmy, ale za to ma nerwicę spowodowaną ciężką i wyczerpującą pracą, dla podratowania zdrowia bierze więc urlop i jedzie do kuzyna do Szkocji. Trochę niesprytnie wybiera podróż pociągiem sypialnym, bo nie dość, że cierpi na klaustrofobię i całą noc się męczy w ciasnej kuszetce, to jeszcze wysiadając przypadkiem trafia na nieuprzejmego konduktora, który właśnie znajduje świeżego nieboszczyka kilka przedziałów obok. Grant przypadkiem zabiera gazetę nieboszczyka i znajduje na marginesie wiersz o śpiewających piaskach, co jakoś nie składa mu się z oficjalną wersją śmierci delikwenta z pociągu. Zaczyna prowadzić prywatne śledztwo, po części dlatego, że ryby specjalnie nie biorą, po części, bo żona kuzyna uparcie go swata przy każdej wizycie, a po części, bo jest policjantem i jak widzi źle wyjaśnioną śmierć, to zaczyna podejrzewać morderstwo.

Mało kryminału, dużo obyczajówki - życie w wiejskim dworku na szkockiej prowincji, łowienie ryb i spacery z rozgarniętym 6-letnim synem kuzyna, lokalny folklor, wizyta na dzikich Hebrydach, gdzie zimno i przeraźliwie paskudna kuchnia, a na wiejskiej imprezie panowie ukradkiem podają sobie flaszkę i pudełko z pornografią. Dość irytujące są monologi Granta, bo chłopak niespecjalnie ma z kim pogadać, a ewidentnie mu tego brakuje. A na końcu nie dość, że udaje się rozwiązać zagadkę tajemniczego mężczyzny z pociągu, to jeszcze nerwica się ulatnia i inspektor świeży i wesoły wraca w czułe ramiona Scotland Yardu.

Inne tej autorki.

#56

Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday August 23, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panie, klub-srebrnego-klucza - Komentarzy: 3


Frances Mayes - Słodka leniwa Georgia

Trochę się spóźniłam kalendarzowo, bo akcja powieści dzieje się między 7 a 14 lipca[1]. I chyba dlatego, że zdarzały się upały i lato, poczułam chociaż trochę gęstego, dusznego i wilgotnego klimatu amerykańskiego Południa. W małym sennym miasteczku Swan robi się nagle nieprzyjemnie, bo ktoś wykopuje z lokalnego cmentarza ciało Catherine, samobójczyni sprzed 20 lat, matki dwójki nastoletnich dzieci i żony lokalnego lekarza. Mąż się rozpił i po udarze stracił sprawność umysłową, a dzieci - łatwo się domyślić - niespecjalnie się z tym dobrze poczuły i mimo że zaopiekowała się nimi ciotka Lily, wyrosły na dość skomplikowanych i niespecjalnie szczęśliwych dorosłych. J.J większość czasu spędza w samotności w domku na bagnach, pływa, rysuje, łowi ryby i co jakiś czas nawiązuje jakąś krótką znajomość, Ginger - po krótkim i nieudanym małżeństwie - pracuje jako archeolog we Włoszech. I nagle oboje wracają do Swan i dowiadują się, że matka wcale nie popełniła samobójstwa, tylko ktoś ją zabił. Wprawdzie sama zagadka się do końca nie wyjaśnia, ale przez ten lipcowy tydzień życie całej rodziny, która wegetowała w kręgu tematów nie-do-poruszania i każdy był zamknięty w sobie, wreszcie wraca do normy.

Ładna, powolna historia o odzyskaniu świata, który od lat był zamknięty, pogrzebany i wspominany jako koszmar. Po uznanej za samobójczą śmierci matki, ciotka Lily spaliła wszystkie jej ubrania, rysunki i notatki, dlatego ogromną niespodzianką okazuje się jedno z pudeł w szopce, w którym Ginger wśród ciążowej odzieży znalazła notatniki i zdjęcia matki. Wprawdzie to nie sprawiło, że odzyskali stracone lata, ale zaczęli inaczej patrzeć na swoich rodziców i swoje życie.

[1] Inna rzecz, że książkę woziłam kilkukrotnie na wakacje - najpierw dwa razy na Węgry, a potem do Stanów, tyle że nie zdążyłam przeczytać.

Inne tej autorki tu.

#54

Napisane przez Zuzanka w dniu Friday August 5, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panie - Skomentuj


Krystyna Boglar - Nie głaskać kota pod włos

Niektóre książki trzeba przeczytać w dzieciństwie. Bo potem już tylko można cynicznie wypunktować rodzinę, w której pójście matki, do tej pory pełnoetatowo zajmującej się domem, na studia oznacza Ostateczny Krach Systemu Domowego. Starsza córka zostaje zagoniona do gotowania, starszy syn do sprzątania, młodsze bliźnięta znane szerzej jako Bąble zaopiekowują się same po sąsiadach. Mama studiuje pedagogikę, tata jest chory na grypę albo w delegacji. Szczęśliwie dla starszej córki są mrożonki ("Można wykorzystać mrożonki - powiedziała mama poważnie. Zupełnie nie doceniacie tego, co wam daje przetwórstwo. Mrożonki są tanie, zdrowe i co najważniejsze, kupuje się je bez kłopotu"), a dla starszego syna - ruda Agata, w której się kocha, nie śmieje się z tego, że wynosi śmieci, odkurza i froteruje podłogę. Potem jeszcze dokwaterowuje się ciotka, która głównie zajmuje się socjalizacją niejakiego Beńka, którego Bąble pozyskały jako młodzież patologiczną dla matki, żeby się wprawiała.

Non stop zacinająca się winda, którą teoretycznie dzieci nie powinny bez opieki jeździć, kilkuletni Blondyn siedzący na klatce schodowej pod drzwiami, bo babcia wyszła, 7-latki stołujące się w barze piwnym nieświeżą kaszanką. Słabe to trochę. Na szczęście mama zdaje egzamin u najostrzejszego profesora i jest szansa, że zaopiekuje się dziećmi chociaż przez wakacje.

Inne tego autora:

#46

Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday June 28, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, dla-dzieci, panie - Komentarzy: 7