Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o beletrystyka

Barbara Kingsolver - Lot motyla

Dellarobia Turnbow, pechowo obdarzona przez matkę dziwnym imieniem, została dość wcześnie osierocona i dość wcześnie założyła własną rodzinę, zachodząc przypadkiem w ciążę pod koniec liceum. Mieszka w domu wybudowanym przez teściów przy ich owczej farmie u podnóża Appalachów, zajmuje się dwójką dzieci i pomaganiem w gospodarstwie teściów, beznadziejna sprawa, znudzona szuka więc okazji do rozrywki, gdzie może. Umawia się z przypadkowo poznanym technikiem od telefonów w opuszczonej chatce w pobliskim lesie, żeby - mimo wahania - zdradzić męża i poczuć się tą śliczną dziewczyną, jaką chwilę temu była[1]. Nie dociera na miejsce, bo zmienia zdanie, gdy widzi zalew pomarańczowego blasku na zwykle szarozielonym wzgórzu. Kolor okazuje się być efektem niespodziewanej migracji monarchów, które zwykle spędzały zimę w Meksyku, ale, prawdopodobnie w wyniku klęsk żywiołowych - lawin błotnych, które zniszczyły wiele obszarów, zmieniły obszar zimowania. Na miejsce przybywa telewizja, nagle wyciągająca Dellarobię na podium i robiąca z niej lokalną bohaterkę 5-minutowej sensacji, przybywają entuzjaści, chcący uratować motyle np. dzierganiem włóczkowych motylków mających podnieść “świadomość” świata, wreszcie docierają naukowcy, którzy próbują dowiedzieć się, co jest przyczyną takiego zachowania, ale - ku zaskoczeniu Dellarobii - wcale nie zamierzają motyli ratować! Przybycie naukowców destabilizuje też pozorny ład w rodzinie Turnbowów - zadłużony teść chce wyciąć las, w którym osiadły motyle, teściowa jest wściekła z powodu zamieszania wokół synowej, a mąż zirytowany, że jego żona angażuje się w badania naukowe. Mieszkańcy miasta dzielą się na tych, którzy Turnbowom zazdroszczą, na tych, którzy są źli za zainteresowanie mediów czy na tych, którzy i dla siebie chcą na tym coś ugrać.

To książka o tym, że zmiany klimatu nie są już niepotwierdzoną hipotezą gdzieś w środowisku akademickim, tylko realnie dotykają mieszkańców niektórych okolic, powodując znaczące ruchy - migracje, ubożenie, konieczność zmiany dotychczasowego sposobu życia. Autorka świetnie wygrywa kontrast między mieszkańcami miasteczka, typowymi redneckami, a turystami, slacktywistami i naukowcami z zewnątrz. Dellarobia z zazdrością obserwuje drogie wyposażenie laboratorium i kosztowne ubrania czy osprzęt turystów, noszony przez nich z nonszalancją, jej nie stać na nowe kurtki dla dzieci, mimo że wyrosły ze starych. Zamiast szydełkować motyle z ruchem ekologicznym wielkomiejskich kobiet, spędza długie godziny na czyszczeniu i sortowaniu wełny z hodowanych owiec, żeby za pieniądze ze sprzedaży przeżyć do następnego sezonu i mieć na spłatę rat za zakupione maszyny. Przewrotna jest scena, kiedy aktywista, który przebył pół kraju, rozdaje mieszkańcom ulotki o niskoemisyjnym trybie życia, z których można dowiedzieć się, że latanie samolotami, jedzenie czerwonego mięsa i kupowanie nieetycznie produkowanych ubrań szkodzi środowisku. Dellarobia nigdy nie leciała samolotem, nie kupi nowego, oszczędniejszego samochodu, bo jej stary samochód jest sprawny, nie musi ograniczać mięsa, bo jada je głównie podczas uboju zwierząt na farmie, ubrania kupuje tylko z drugiej ręki. Sporo scen - przedświąteczne zakupy w sklepie “Wszystko za dolara”, kończące się kłótnią Dellarobii z mężem o sens wydawania ciężko zarobionych pieniędzy na byle jak wykonane badziewie czy wspomnienie o matce-krawcowej i ojcu-stolarzu, których wyroby widuje w second-handzie, bo mimo użytkowania dalej nadają się na sprzedaż w przeciwieństwie do tanich produktów z azjatyckich sweatshopów. Jednym z ważniejszych chyba wątków jest determinizm w życiu bohaterki - śmierć jej matki i gwałtowne zubożenie pozbawiło ją szans na edukację, którą chciała kontynuować, nieplanowana ciąża związała ją na stałe z rodziną męża i ich farmą; kontakt z naukowcami, w tym młodszymi od niej studentami, którzy nie musieli borykać się z trudnościami w dostępie do edukacji, boleśnie pokazał jej, jak wiele ścieżek w życiu było przed nią zamknięte z powodu miejsca urodzenia.

[1] Nie patrzcie na okładkę, to nie jest słodkie romansidełko. To kobieca powieść o codziennym brnięciu przez życie w patriarchalnym społeczeństwie, o obawach, utrzymaniu rodziny, nadziejach, oczekiwaniach i rozczarowaniu.

Inne tej autorki:

#54

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 30, 2021

Link permanentny - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Jakub Małecki - Saturnin

Współcześnie. Saturnin, 30-letni przedstawiciel handlowy mieszkający w Warszawie, ma mnóstwo kompleksów. Jest słoikiem, pochodzi z małej mieściny pod Włocławkiem, ma sporą nadwagę, kiedyś był mistrzem w podnoszeniu ciężarów, ale po skomplikowanym złamaniu ręki musiał sport zarzucić, do tego ma piegi na całym ciele. Oraz to imię - kto to widział, żeby mieć tak idiotyczne imię jak Saturnin. I w tym momencie życia do Saturnina dzwoni spanikowana matka, a z zalewu słów, którym matka maskowała zwykle niepokój i nieprzystosowanie, wynika, że 96-letni dziadek Tadeusz zabrał stary samochód i zniknął bez słowa. Saturnin wraca pod Włocławek, po drodze opowiadając swoją historię, w której liczne luki jest w stanie uzupełnić dopiero po 30 latach - czemu dziadek nalegał na takie imię, czemu rodzice się rozwiedli, a tata wydaje się być doskonale obojętny na fakt, że jest ojcem, wreszcie - czemu dziadek zniknął z domu i odnaleźli go na bagnach nad Bzurą.

I tak naprawdę losy Saturnina są tutaj najmniej istotne, bo to historia dwóch miłości - nieszczęśliwego związki Hanki i Witolda, rodziców bohatera oraz braterskiej miłości dziadka Tadeusza do siostry, Irki. Zwyczajna na pozór rodzina, w której wszystko niby jest jak w innych, okazuje się mieć tajemnice i nieprzepracowane traumy z czasów 2. wojny światowej. To jedna z niewielu książek (i to współczesnych), w której kampania wrześniowa to nie bohaterski przemarsz doskonale wyposażonych polskich wojsk, które jednak musiały ulec przewadze okupanta, tylko dramatyczna historia młodych mężczyzn i chłopców, którzy wcale nie chcieli walczyć z innymi, podobnymi im mężczyznami i chłopcami, ale musieli. W niewygodnych butach, nieprzygotowani na głód, rany i śmierć, wrócili przegrani do domów jako zupełnie inni ludzie, czasem nie mieli do czego wracać, a czasem nie wrócili w ogóle. Tadeusz wrócił, ale jednocześnie umarł kilkadziesiąt lat wcześniej w okopach nad Bzurą i jego ostatni zryw w wieku 96 lat, kiedy stwierdził, że tylko tam może umrzeć, był rozpaczliwą próbą przywrócenia porządku świata. I chyba właśnie o tym ta opowieść Małeckiego jest - o przywracaniu porządku w historii jego rodziny.

TL;DR - świetna książka i to nie dlatego, że dzieje się pod Włocławkiem.

Inne tego autora:

#52

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 20, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Diane Setterfield - Była sobie rzeka

Przesilenie letnie. Tamiza wezbrała, do pubu “Pod Łabędziem” w małej miejscowości na zachód od Oksfordu trafia wędrowny (a w zasadzie pływający na barce o dźwięcznej nazwie “Kolodion”) fotograf, Henry Daunt, z nie zdradzającą oznak życia podtopioną 4-letnią dziewczynką. Pielęgniarka Rita ze smutkiem stwierdza brak pulsu u dziecka, gdy wtem rozgrzane ciepłem dziecko zaczyna oddychać. Większość obecnych ogarnia dziwne poczucie, że chcą się dziewczynką zaopiekować - pani Vaughan, której córka została dwa lata wcześniej porwana, twierdzi, że to jej Amelia; Robin Armstrong, syn czarnoskórego farmera, twierdzi, że to Alice, córka jego niedawno zmarłej konkubiny; Lily White, posługaczka z plebanii, upiera się nieśmiało, że to jej zaginiona siostra, Ann, mimo ewidentnej różnicy wieku. Nawet stabilnie stąpająca po ziemi Rita odczuwa macierzyńską miłość w stosunku do małej znajdki. Narrator powoli rozwija opowieść, czasem zmąconą jak wody Tamizy, wyjaśniając losy Amelii, Alice i Ann i ujawniając dziwne związki łączące bohaterów opowieści. Jedną z kluczowych dla fabuły postaci jest inteligentna świnia Maud.

Autorka wiernie opisuje zdjęcia, robione w toku akcji przez Daunta, na tyle wiernie, że oczywista wydaje się informacja w posłowiu o inspiracji życiem i twórczością angielskiego fotografa, Taunta. Niestety w ebooku zdjęć nie ma, a szkoda, byłyby świetnym uzupełnieniem opowieści.

Inne tej autorki tutaj.

#48

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 3, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Skomentuj


Joanna Bator - Gorzko gorzko

Bator znowu napisała wałbrzyską sagę rodzinną i znowu jej to wyszło doskonale. Cztery pokolenia kobiet z rodu wywodzącego się od Berty Koch, córki masarza: Berta, która postawiła wszystko na miłość; Barbara, osierocona w niemowlęctwie i naznaczona wojną w sierocińcu, wychowana przez małżeństwo Serce; Violetta (przez “v” i dwa “tt”), wychowana bez ojca, aspirująca do wyższych celów; wreszcie Kalina - narratorka na zmianę pierwszo- i trzecioosobowa, której matkowała Barbara w zastępstwie wiecznie nieobecnej matki. Kalina podejmuje się przełamać zmowę milczenia, narosłą wokół rodzinnych tragedii i mozolnie, z pomoca detektywa, odkrywa, co się stało z Bertą, czemu Barbara wylądowała w sierocińcu i co ją przemieniło w dziwną staruszkę w czerwonym berecie, gromadzącą rzeczy ze śmietników, czy czemu Violetta - szukająca całe życie miłości i wzniosłości - nie umiała kochać. W tle Wałbrzych i Sokołowsko, gdzie Kalina - na uwieńczenie swojej historii - kupuje dom, dawny pensjonat Gluck, w którym Magda Tabach - której potomkowie odgrywają znaczącą, choć drugoplanową rolę w życiu potomkiń Berty Koch - sprzątała i użyczała na noc zakochanym. Autorka opisuje swoje bohaterki z czułością, której czasem brakuje narratorce, zwłaszcza w odniesieniu do Violetty, jednocześnie wyjaśnia, że nie była w stanie porozmawiać z żadną z nich i są to na poły przypuszczenia, na poły wnioski z dokumentów i rozmów z innymi. Oczywiście, pojawiają się też mężczyźni, ale są zmarginalizowani - szybko znikają z życia kobiet na zawsze, albo ich nieliczne powroty każdorazowo są okupione cierpieniem. Najwyrazistszą postacią jest Jakub Serce, złamany wojną i tragediami kolejnych strat, absurdalnie cały czas odległy emocjonalnie. Znacznie większą rolę odgrywają sąsiedzi - Papugowie - których kolejne pokolenia kontrastują losami z Barbarą i jej zstępnymi, stanowiąc lustro, w którym niekorzystnie odbija się wszystko, co nietypowe u Serców.

To duża objętościowo książka, z przeplatającymi się kolejno czterema liniami fabularnymi, chronologicznie ciągnąca każdy wątek aż do finału. Nie wszystko oczywiście wiadomo, jak stwierdza kilkukrotnie narratorka, czasem trzeba dodać trochę fikcji dla urozmaicenia narracji albo dla uporządkowania chaosu. Czasem, zwyczajnie, nie został już żaden ślad po wydarzeniach. Wspomnienia są bliższe powieści niż reportażowi, nawet w przypadku narracji pierwszoosobowej, kiedy łatwiej zmienić porażkę w coś bardziej pozytywnego lub dodać happy end, na który niektóre sytuacje zasługują. Tak też traktuję finał spinający całość - może w dawnym pensjonacie zamieszkali potomkowie Berty Koch i Magdy Tabach z psem o różnokolorowych uszach, może Kalina otworzyła kawiarnię, a może nie.

Książkę przepięknie opisała dees, ja na takie analizy jestem za prosta.

Inne tej autorki.

#44

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 25, 2021

Link permanentny - Tagi: panie, 2021, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 3


Paweł Huelle - Castorp

Zacznijmy od tego, że nie czytałam “Czarodziejskiej góry” Manna nawet w okresie, kiedy próbowałam przeczytać całą dostępną klasykę literatury (patrz: liceum). Istotne jest to o tyle, że “Castorp” to, według współczesnej nomenklatury, fanfik napisany na podstawie drobnej wzmianki o studiach Hansa Castorpa na Politechnice Gdańskiej. I niestety tylko jako fanfik mogę w tej sytuacji tę opowieść traktować (czytaj: nie zażarło). W porównaniu z innymi książkami Huellego - niekoniecznie.

Młody Hans Castorp przyjeżdża do Gdańska na studia, gdzie chce poznać konstrukcje okrętów i inne dziedziny ścisłe. Nauka przychodzi mu bez problemu, prowadzi też uporządkowany tryb życia, brudną bieliznę wysyła do rodzinnego Hamburga (gdzie bez komentarza pierze ją panna Schalleen, która pozostaje w bliżej niewyjaśnionej zażyłości z Hansem i jego bielizną) ku rozpaczy gospodyni, u której mieszka, towarzyskiej pani Wybe, która chciałaby się tą bielizną zająć sama (a konkretnie to dać ją do prania swojej fertycznej kaszubskiej służącej). Ale nie bielizna jest clou opowieści, tylko zakochanie Castorpa w przypadkowo spotkanej damie, jak się później okazuje, Polce. Traci chęć do nauki (chociaż, jako nadzwyczajny akademik, nie opuszcza się w ocenach), kradnie książkę należącą do damy, wynajmuje detektywa, ignoruje hamburską rodzinę, uczestniczy w orgii, wreszcie - gdy Polka wraca na kolejny turnus do kurortu - wprowadza się do tego samego pensjonatu, żeby być blisko, ignorując fakt, że panna ma fatyganta w postaci rosyjskiego oficera. Wtem dramatyczny finał i koniec. Całość podlana jest mnóstwem filozoficznych rozważań w tonie kafkowskim (z których chyba najciekawsze są przygody z niegrzecznym konduktorem), obserwacji otaczających bohatera przypadkowych ludzi, a w tle - co chyba jest jedyną zaletą książki - nostalgiczne Trójmiasto początku XX wieku.

Inne tego autora tu.

#43

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 23, 2021

Link permanentny - Tagi: 2021, beletrystyka, panowie - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 6


Kristin Hannah - Słowik

Dwie siostry, osierocone przez matkę; starsza, Vianne, ucieka we wczesne małżeństwo, żeby wyrwać się spod pieczy narzuconej przez oschłego ojca brutalnej opiekunki, młodsza, Isabelle, ucieka dosłownie - z domu i z kolejnych szkół. Gdy Niemcy zajmują Paryż, Isabelle zostaje “dla bezpieczeństwa” odesłana na siostry na prowincję. Na wieść o kapitulacji Francji, wzięciu do niewoli powołanych do walki mężczyzn - w tym męża Vianne - oraz zajęciu domu przez funkcjonariusza Wehrmachtu, Isabelle wpada w furię i dołącza do ruchu oporu wbrew woli siostry, która boi się o życie córki i swoje. To powoduje kolejny konflikt między siostrami, Isabelle wraca więc do Paryża, gdzie rozpoczyna ryzykowną pracę przy przemycie brytyjskich lotników do Hiszpanii. Vianne, mimo stawiania na pierwszym planie bezpieczeństwa, również decyduje się na walkę z okupantem, kiedy zaczynają się prześladowania Żydów, jej sąsiadów. Książka ma kompozycję klamrową, wracając z 1995 roku, gdy anonimowa początkowo narratorka dostaje zaproszenie na spotkanie wojennych ocaleńców i wręczenie medali, do czasów wojennych, żeby w finale opowiedzieć o losach obu sióstr.

O 2. wojnie światowej napisano mnóstwo książek. Niewiele z nich jednak pokazuje perspektywę kobiecą na działania wojenne - spoczywającą na pozostawionych w domu konieczność zapewnienia rodzinie codziennego bytu, zwłaszcza trudną w czasach wojennego kryzysu, godzenie się na działania okupanta bez “męskiej” opcji walki wręcz czy znoszenie i normalizowanie przemocy seksualnej (bo odmowa lub walka oznacza śmierć). Znamienne jest, że syn narratorki dopiero podczas uroczystości wręczenia medali za odwagę dowiaduje się o przeszłości matki i ciotki; kobiety decydują się pogrzebać przeszłość i nigdy o niej nie wspominać, mimo że ich dokonania pozwoliły ocalić wiele ludzkich istnień. Jeśli szukacie czegoś o kobietach, co nie jest płytkie i powierzchowne, to to jest ten właściwy typ literatury kobiecej - poruszająca i prawdziwa.

Inne tej autorki tutaj.

#41

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 16, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Skomentuj