:-).Nie podejmuję się odgadnąć tematu szkolenia. Jakiś większy hint?
(szept mode on: a Ci zjadło w sumpcie).
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
... i na szkoleniu zacząć robić prywatne notatki na drugiej stronie ankiety, którą należy po szkoleniu oddać podpisaną. Szczęśliwie pan prowadzący był wyrozumiały (albo się bał, co napiszę), popatrzył jak na wodorost i uznał, że "pani może ankiety nie oddać wobec tego". Chyba nie ujęły go moje delikatne żarty, że opisywane przez niego scenki ("mąż boi się wrócić bez zakupów, bo żona go skrzyczy" lub "mąż wraca do domu i wyżywa się na rodzinie, bo miał niepowodzenie w pracy") są nieco seksistowskie. Nie żeby mnie to specjalnie irytowało, ot - lubię ożywić szkolenie, żeby nie składało się tylko z suchych definicji. Temu akurat to specjalnie nie było potrzebne, bo wykładowca był dość elokwentny i złotousty. A to stwierdził, że "można dać na piśmie, że wdrożone oprogramowanie będzie działało prawidłowo do pierwszej awarii", z czym się zgadzam w całej rozciągłości. Wspomniał o jednoosobowej firmie "Ja i szwagier", co dało mi powód do cichego rozważania, na ile skomplikowane byłyby stosunki w takiej rodzinie. Wzruszył mnie bardzo, choć pewnie nieświadomie, opowiadając o pewnej firmie, w której na ścianie wisiały zdjęcia najbardziej zasłużonych pracowników, mających jedną cechę wspólną - żaden z nich już nie pracował w opisywanej placówce (chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego, dodam tylko, że zapytałam ostatnio, kto pisał pewien ważny plik konfiguracyjny i okazało się, że był on autorstwa TŻ, który od dwóch lat mury przestępuje jedynie towarzysko). Coup de grace stanowiła wizja, jaka wyświetliła mi się wewnątrz umysłu, gdy usłyszałam o ludziach, którym źle z ust patrzy.
Lubię szkolenia, bo dużo się na nich uczę.