Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Nie przepadam za filmami Woody Allena bez Woody Allena, więc do "Alice" podchodziłam z dystansem. Okazało się, mimo obaw, że to bezpretensjonalna komedia w stylu "Klątwy jadeitowego skorpiona". Stateczna pani wielkiego domu cierpi na bóle kręgosłupa, wszyscy polecają jej wizytę u chińskiego lekarza-cudotwórcy. Lekarz zamiast leków daje jej dziwne zioła, po których zaczyna się jej podobać mężczyzna, spotkany przy okazji odbierania dziecka ze szkoły. Po innych ziołach Alice jest niewidzialna, po jeszcze innych odważna. A na końcu okazuje się, że dziwny lekarz nie leczył jej kręgosłupa, tylko naprawiał życie (o którym Alice nie wiedziała, że jest zepsute).
Niezłe allenowskie dialogi i trochę przewrotna pointa z perspektywy czasu - czy Woody Allen nie grał w tym filmie, bo czuł, że nie da rady zagrać zdradzającego żonę męża?