Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
”The Boys” (Chłopaki) to ekranizacja komiksu, powtórzę więc, jakie mam podejście do ekranizacji. Nie oczekuję, a wręcz nie chcę nawet, żeby były linearnym przeniesieniem książki na ekran, jak było kiedyś w przypadku “Sin City” czy ostatnio “Dobrego omenu”; mam wtedy poczucie, że konsumuję dokładnie tę samą treść. A wolę nową, więc jeśli dostaję coś na motywach, ale doskonale mi się to ogląda (patrz “Preacher”), to taka opcja mi najzupełniej odpowiada.
Superbohaterowie są realni - ratują i zwykłych obywateli, ale też podejmują się czasem bardzo ważnych akcji w celu zadbania o światowy ład ku pożytkowi wszystkich nacji, chociaż oczywiście przede wszystkim USA. Dlatego Annie ogromnie się cieszy, że może dołączyć do prestiżowej drużyny Supów, Siódemki i jako Gwiezdna/Starlight nieść pomoc swoimi mocami. Tyle że nie. Nie chodzi ratowanie nikogo, tylko o wspieranie mocarstwowej polityki Stanów oraz własne interesy korporacji Voight, która zajmuje się marketingiem, merczendajzingiem i PR-em Supów. Większość wyczynów znudzonych, egotycznych i często brutalnych superbohaterów jest zamiatana pod dywan, ale czasem - jak w przypadku śmierci Robin, przez którą przebiegł naspidowany A-Train, najszybszy człowiek na świecie - trzeba przeprosić i zaofiarować rekompensatę. Niestety, Hugh, narzeczony Robin, nie jest zainteresowany ani nieszczerymi przeprosinami, ani ochłapkiem w postaci 45 tys. dolarów, chce zamiast tego zemsty. Do drużyny werbuje go Billy Butcher/Rzeźnik, człowiek z przeszłością w służbach, również skrzywdzony przez superbohatera, Ojczyznosława/Homelandera.
Jakie to jest pyszne! Krew się leje strumieniami, ironia i sarkazm na każdym kroku, wysoko powiewający gwiaździsty sztandar jest nieco powalany, a etos superbohatera można sobie schować; bardzo łatwo jest uwierzyć, patrząc na przykład na ludzi u władzy, że obdarzeni nadnaturalnymi mocami, a przy tym zabezpieczeni przez korporację finansowo i politycznie, Supowie (Supy?) niewiele sobie robią z prawa czy humanitaryzmu. Aktorsko - perełka, trzon obsady świetny, dawno nie widziana, a ślicznie starzejąca się Elisabeth Shue jest jednakowo urocza jak i demoniczna, sporo mrugnięć do widza - np. Haley Joel Osment jako czytający w myślach. I fabuła wcale nie jest taka ostatnia.
Aktualnie dostępne jest półtora sezonu, nie mogę się doczekać kolejnych odcinków sezonu drugiego. Ale nie narzekam, bo to wkurza Ojczyznosława.