Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Trafiłam na krótką notkę o tym, jak zmienia się wymowa wczesnych książek już z perspektywy całego cyklu. Stąd wziął mi się pomysł, żeby przejść przez Pratchetta seriami, bo czemu by nie.
Całkiem zgrabna notka o “Straż! Straż!”, którą dla przypomnienia przeczytałam ponownie (książkę, ale notkę też, lubię czytać swoje notki), jest tutaj.
Początkiem “Zbrojnych” są przygotowania do ślubu Vimesa i lady Ramkin, po którym Vimes zostanie dżentelmenem, a nie byle strażnikiem; jest to wyzwanie, na które jednak nie jest gotowy. Chociaż może rzecz zaczyna się od tego, że do Nocnej Straży przyjęto trolla, krasnoluda i… kobietę (w pewnym sensie). Albo jednak początkiem wszystkiego jest miecz, z którym znaleziono małego Marchewę, a który daje asumpt zubożałemu szlachcicowi-skrytobójcy, Edwardowi d’Eath, do poszukiwania prawowitego dziedzica Ankh-Morpork. Epizodycznie pojawia się postać Leonarda z Quirmu, również w pewnym sensie przykładająca się swoim wynalazkiem do przebiegu zdarzeń. Ważne, że wszystkie nitki prowadzą do śledztwa, którego Vimesowi nie wolno przeprowadzić. I, absurdalnie, Vimes wycofuje się, pozwalając ekipie Nocnej Straży na samodzielne detektowanie.
Uśmiechnęłam się pod wąsem, czytając opinię, że ta książka jest ciężka, mimo że ma zabawne dialogi. Jak ma nie być ciężka, jeśli w trakcie ginie smok i kilka osób różnych gatunków, a wszystko dla niespecjalnie dobrze przemyślanej zmiany ustroju? Oczywiście dramatyczne wydarzenia są świetnie równoważone scenami humorystycznymi - wyższą matematyką Detrytusa, wprowadzeniem wynalazków Bezdennie Głupiego Johnsona czy zaprzysięganiem nowych rekrutów do Straży.
Inne tego autora tutaj.
#38-39