Rzekłaś.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Nie dziwi mnie specjalnie, że uliczka Senna jest ślepa. Kilka posesji, trawniki, trochę kwiatów, nawet nie ma asfaltu ani bruku. Sennie, zwłaszcza w 30-stopniowy upał, jak dziś.
Ciężko pracuję podczas tego dolce far niente. Noszę. Przytulam. Karmię. Pozwalam się trawersować, krzywiąc się tylko, jak trawersująca chwyta za mocno za wystające elementy. Całuję w ciepły karczek i stópki. Wkładam do buzi kolejną niebieską łyżeczkę zupki z kurczakiem. Przebieram. Podnoszę. Puszczam bańki mydlane. Śpiewam fałszując. Podgrzewam. Studzę. Głaszczę. Pokazuję oczko i nosek. Wyjmuję z zaciśniętej piąstki garść futra. Obserwuję. Pomagam się podnieść samodzielnie. Dzień za dniem.
Czasem bywam zła. Dwa razy. Drugi raz na siebie, że byłam zła za pierwszym razem. Dziś nie, dziś nie byłam zła nawet za pierwszym razem.