Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Nie cierpię kołorkerów, którzy rozmowę zaczynają od: "zjebało się", "jest bug!", "zonk!!!" czy "jest gnój, zapomnieliśmy o tym i owym". Od samego początku mam ochotę skrzywdzić panikarza albo kazać mu wyjść, przemyśleć i wrócić z konkretami. Potem zwykle zaczyna się mozolne odpytywanie kiedy, co, jak, ile osób zgłaszało problem, czy sprawdził, czy tak rzeczywiście się dzieje. W 60% przypadków okazuje się, że rzecz jest jednostkowa, wynika z niezrozumienia zasad lub nie jest powtarzalna, a zgłoszeń było wszystkiego raz. W pozostałych - da się naprawić w kilka minut/godzin. I to ja jestem zestresowana i panikuję.