Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Niektórzy przyciągają wariatów, a ja...

Wydawało mi się, że zrobić prawo jazdy to odbębnić 30 godzin wykładów, a potem 30 godzin jazdy z w miarę kompetentnym instruktorem, któremu będzie zależało na tym, żeby we w miarę komfortowych warunkach nauczyć mnie jeździć. Otóż nic bardziej mylnego. Jakimś cudem przyciągam wampiry. Myślałam, że po pani E., wsiadającej z krzywą miną i z pulsującym wkurwem i czekająca na okazję, żeby wybuchnąć, nic podobnego mnie nie spotka. Myliłam się, oczywiście.

Pani I., polecona przez znajomego TŻ-a jako "świetny nauczyciel" na początku zrobiła dobre wrażenie. Pokazała mi sensowniejszy sposób na opanowanie jazdy po łuku, nie darła się, nie uderzała mnie po rękach i była mało inwazyjna. Uwaliłam egzamin, wróciłam i zamiast doktor Jekyll dostałam panią Hyde. Na wejściu dowiedziałam się, że jeżdżę tragicznie, ale pani w łaskawości swojej nie chciała mi tego mówić, skoro zdecydowałam się na egzamin, że powinnam przejeździć z nią co najmniej 20 godzin, ucząc się od podstaw, bo W OGÓLE NIE UMIEM JEŹDZIĆ[1], po czym zaczęła tresurę z rzucaniem cholerami, standardowymi tekstami nauczycielki z podstawówki ("osioł by się szybciej nauczył niż pani Małgosia") nawet w sytuacji, w której "wyjątkowo" jechałam prawidłowo ("pani Małgosia skręca, bo z przeciwka jedzie L-ka, a tam drugi taki uczony jak pani Małgosia, to pani Małgosia ze spokojem zdąży"), waleniem po rękach i kręceniem kierownicą, ubieganiem mnie w naciskaniu pedałów oraz mówieniem, jak mam jechać i komentowaniem, że gdyby nie mówiła, bo bym pojechała źle. Grzecznie poprosiłam o zaprzestanie, bo nie wjeżdżam na niewłaściwe pasy, coraz częściej rzadziej przeoczam znaki (owszem, zdarza mi się), a jak będzie za mnie hamować, to skutek dla mnie jest żaden. Mumble, mumble, bo pani Małgosia nie umie[2]. Kolejna głupia dyskusja, że jak się za mnie coś robi, to się od tego nie nauczę. Dziś dowiedziałam się, że nie umiem zmieniać biegów i że świetna nauczycielka rozważa ZAPRZESTANIE uczenia mnie, albowiem niszczę jej samochód, a konkretnie skrzynię biegów.

Egzamin mam za tydzień. Wytrzymam jeszcze jeden albo dwa seanse nienawiści. I nawet jeśli rzeczywiście po raz kolejny nie zdam, to poszukam kogokolwiek innego, niech to nawet będzie szowinistyczny wąsacz, chwytający mnie za kolano.

EDIT: A, zapomniałam. Przed egzaminem zostałam odwieziona do domu przez kolejnego kursanta, który według pani "jeździ dobrze". Pan całą drogę opowiadał, że myli mu się kursowe Clio z jego wypasionym autem z automatyczną skrzynią biegów, co miało wyjaśniać, że myli biegi i zapomina przełączyć, startował z piskiem, parę razy gasł mu silnik, zakręty brał po kawalersku sąsiednimi pasami, hamował tak, że zawisałam na pasach. Ale poza tym to "jeździł dobrze".

PS Najbardziej nienawidzę jeździć bez sensu. "Teraz w prawo, a teraz... w lewo. A może zawrócimy na rondzie. I tu w lewo". Nienawidzę.

[1] Nie twierdzę, że wymiatam, ale w miarę ogarniam.

[2] Oczywiście nie pomaga w prawidłowym jeżdżeniu narastający wkurw, międlenie w głowie mantry "zamknijsięwreszcie" i wyobrażanie sobie, jak soczysty pomidor ląduje na jej twarzy.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 29, 2011

Link permanentny - Kategoria: Moje prawo jazdy - Komentarzy: 12 - Poziom: 3

« Magia w mieście - Joanna Jodełka - Polichromia »

Komentarze

zofia

… czy ty musisz do niej iśc kolejny raz na "lekcję"? Bo niby szkółek nauki jazdy jest sporo… szkoda nerwów na kretynkę co myśli że krzykiem czegoś nauczy. Współczuje..

Zuzanka

Nie muszę, ale mam egzamin za tydzień. Nie mam czasu szukać w ciemno kogoś nowego.

autumn

pełna podziwu jestem, że wybierasz się na kolejne spotkanie

chociaż może to jej metoda motywacji- poprzez wnerwienie kursanta

Zuzanka

@Autumn, mogę nie iść i znowu ujebać jazdę na łuku. Nie chcę.

wonderwoman

stara gruba pipa. więcej epitetów się ciśnie na usta, ale będę grzeczna ;)

autumn

z tego co pamiętam to już łuk masz opanowany ;-)

Zuzanka

Też mi się tak wydawało, ale dowiedziałam się, że nie umiem, że trafiło mi się raz jak ślepej kurze. Ok, przyjmuję argument, jak powtórzę kolejne 30 razy, to będę mieć opanowany lepiej, nie zaszkodzi.

ds

a może to i nie jest głupie, żaden egzaminator już Cię nie wkurwi...
ale w ogóle to czytam z niedowierzaniem i opadem szczęki, i ja chyba w takim razie miałam swego czasu więcej szczęścia niż rozumu (jak zwykle)?!
będę trzymać kciuki żebyś już zdała, bo ileż można.

Zuzanka

@ds, wkurwić pewnie nie wkurwi, ale widziałam we wtorek, jak na egzaminie uwalił kursanta, każąc mu z osiedlówki wyjeżdżać w lewo na ruchliwą dwupasmówkę z autobusami. Więc uważam, że egzamin loteria i jak mi się trafi złośliwy, to mam szansę uwalić (ostatnio już tak dla sportu pojechałam w miasto i dałam się wmanewrować we wjazd w jednokierunkową pod prąd, moja nieuwaga, owszem, ale to by zakończyło egzamin i tak).

iskanna

Dżizaz... widzę, że grzeszyłam bardzo zastanawiając się czy nie zmienic instruktorki, bo mnie na dzien dobry odrzuciły tatuaze i pol wygolonej głowy... bo koniec końców okazało się, że tylko przez dwie jazdy szarpała mi za kierownicę jak zjezdzałam za bardzo w bok.

Podziwiam za świętą cierpliwość.
Może next time (oby nie było potrzeby, ale) poszukaj jakiejś młodej laski. Mniej zgorzkniałe i bez złych nawyków wydają się być.

Zuzanka

@Iss, nie wiem czemu mi się wydawało, że jeździłaś z instruktorem. Anyway, już nie wiem, jak szukać, żeby znaleźć kogoś sensownego. Pomartwię się tym jutr^Ww środę.

iskanna

Bo ja miałam bardzo męską instruktorkę. Która w trakcie uczenia mnie sprzedała auto i zrobiła prawko na motor (oblała za pierwszym razem) i przesiadła się na 2 kółka.
Inny matrix - ale wspominam miło w zasadzie.

Skomentuj