hm. nie był lekarzem od raka, a od serca. może dlatego ;>
...bo to co się wie, to jedno, a to, w co się wierzy / chce wierzyć, to drugie…
rzeczywiście dziwne ;>
A może on o tym doskonale wiedział tylko po prostu pogodził się z ryzykiem/ nałóg był silniejszy.
Są szybsze i mniej kosztowne sposoby na pozbycie się życia.
Z pewnością. Jednak nie rzucił, a więc komfort związany z paleniem lub dyskomfort związany z jego brakiem był silniejszy niż wszystkie argumenty przeciw.
Nie bardzo rozumiem, jaka jest teza. Bo moja jest taka, że to smutna hipokryzja.
Teza? Nie wiem do końca, ale chyba trochę go bronię ;)
Nawet nie chcę go usprawiedliwiać, tylko staram sie zrozumieć.
Tak właśnie ludzie postępują, robią coś pomimo że wiedzą czym to potencjalnie grozi. Każdy myśli że nie padnie na niego, a przyjemność w zasięgu ręki ma większą siłę przebicia niż jakieś tam konsekwencje kiedyś.
Jaki mamy odsetek lekarzy bez żadnych szkodliwych nałogów?
Ludzie są głupi, nic nowego :->
więc nawet mi się bulwersować nie chce ;)
No i co z tego? Mój osobisty inteligentny i wykształcony ojciec nie wierzy w bakterie ani w witaminy. Zupełnie serio.
A profesor Giertych, mimo wykształcenia, nie wierzy w ewolucję. Pozostaje tylko skłonić głowę i współczuć.