Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Heidi pracuje w organizacji pomagającej ludziom dotkniętym ubóstwem, zwłaszcza emigrantom, nie mówiącym dobrze po angielsku. W drodze do pracy zaczyna regularnie widywać młodą żebraczkę z niemowlęciem, nie może przejść nad tym obojętnie. Zabiera dziewczynę - Willow - do swojego domu, ku zaskoczeniu męża i nastoletniej córki, a także samej Willow, której ewidentnie w życiu wiele dobrego nie spotkało. Jakiekolwiek wątpliwości znikają, kiedy Heidi bierze na ręce niemowlę - brudne, wyziębione, z infekcją, głodne; wie, że będzie dla niego doskonałą matką, zawsze marzyła o wielodzietnej rodzinie, czemu na przeszkodzie stanęła dramatyczna choroba.
Narracja jest trójosobowa. Opowieść Heidi przerywana jest historią jej męża, brokera Chrisa, który - wiecznie w delegacji - jest coraz bardziej zaniepokojony całą sytuacją, a dodatkowo usiłuje się oprzeć pokusie romansu z piękną koleżanką z pracy, pamiętając o wszystkim tym, co kocha w swojej żonie. Trzecim głosem jest głos Willow, sieroty rozdzielonej z młodszą siostrą, adoptowaną przez maniaka religijnego, który odciął ją od życia i molestował przez lata.
Największym walorem książki jest zaskoczka fabularna, niestety większość wątków jest dość toporna i z tezą - nieprzepracowana trauma wraca, system opieki społecznej jest niewydolny, niezaspokojony instynkt macierzyński prowadzi do tragedii.
Akcenty polskie: do biednych emigrantów należą oczywiście Polacy, zaś w domu Heidi je się na polskiej porcelanie.
Inne tej autorki tutaj.
#153