nie i nie zamierzam. wystarczyły mi recenzje.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Poległam sromotnie, chociaż byłam przekonana, że nie ma takiego złego filmu, którego nie da się obejrzeć. A tu - od samego początku - nie było nic. Nic śmiesznego, nic mądrego, niestety też nic ciekawego. Zachichotałam na Grzmihujem, dealerem ze Śląska (bo wiadomo, nic tak nie śmieszy w Warszawie, jak ktoś mówiący tak trochę nie po naszemu), pokiwałam głową nad luksusem wynajęcia limuzyny, która jeździ wąskimi warszawskimi ulicami dookoła ronda i to by było na tyle. Wytrzymałam pół godziny festiwalu przekleństw (dosłownie w pierwszej minucie filmu padło pierwsze przekleństwo), picia wódki, gibania się przy dyskotekowej muzyce, odkrywania, że prostytutki nie wyglądają jak w reklamie (za to wszystkie mają biust z silikonu) oraz bijatyk, również w wykonaniu pań. I odpadłam. Jak ktoś obejrzał do końca - dzieje się coś więcej?
Wersja tl;dr - NIE.