Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Jestem legendą

Wojskowy naukowiec, ocalały po epidemii wyniszczającej prawie całą ludzkość, mieszka z psem w opustoszałym Nowym Jorku, szukając lekarstwa na chorobę. Czasem sobie pojeździ bez celu, wejdzie do księgarni/sklepu płytowego i pogada z manekinami, bo człowiek jednak musi do kogoś człekokształtnego gębę otworzyć. Czasem wda się w jakąś awanturę z krążącymi po zmroku mutantami, którzy mają w oczach żądzę krwi (ale bez podczerwieni, bo to nie Flash Gordon). I to w zasadzie cała fabuła filmu, łatwo więc przejść do jego wad. Pierwsze 3/4 filmu jest niesamowicie nastrojowe, ale okrutnie nudne. Ja wiem, że to taki zamysł artystyczny - pokazać samotność dzielnego bohatera, pustkę pokataklizmowego miasta, konieczność uporządkowania i codzienną walkę o następny dzień. Może w kinie jest z tego większy fun, przed TV w domu mnie nużyło (zdążyłam upiec babeczki i ogarnąć kuchnię bez poczucia straty przy oglądaniu). Po 3/4 film trochę się rozkręca, pojawia się babeczka, którą nasz stęskniony za inteligentnym ludzkim towarzystwem bohater olewa, bo przecież w opustoszałym mieście ładne babeczki chodzą stadami. A na koniec następuje bardzo amerykańska pointa, z powiewającym sztandarem. Jak kto nie lubi zombiesów, innych mutantów, a dodatkowo Willa Smitha, to się nie ucieszy.

Trochę zalet też ma - wspomniane prześliczne pejzaże pustego Nowego Jorku, Willa Smitha, który nawet bardzo poważne role ubarwia nieco komediowo ("Bob Marley, kojarzysz? Nie? No woman, no cry? Nic? I shot the sheriff?") czy ładnie układające się kawałki układanki, pokazujące historię stojącą za samotnym naukowcem bez natrętnego głosu z offu czy napisów "W 2009 roku wszystkie miasta na Ziemi zostały zaatakowane przez...". Niestety, to trochę mało, żeby złożyć z tego dobry film.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 27, 2008

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 7

« Aleksandra Marinina - Śmierć i trochę miłości - Rene Goscinny - Nowe przygody Mikołajka 2 »

Komentarze

Jajcuś

Są tacy co w tym filmie dopatrzyli się głębszego przesłania, czy wręcz spisku:
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5740/q,Jestem.legenda.Wiara.znowu.zwycieza
;-)

Zuzanka

Nie odpowiadam za skojarzenia prawicowców ;-)

Piotr 'Orlinos' Kozłowski

http://orlinos.jogger.pl/2007/12/14/i-am-orlinos/ ;)

Oglądanie tego typu filmów w TV, szczególnie, gdy w przerwach robi się co innego, kompletnie nie ma sensu. (Aczkolwiek oczywiste jest dla mnie, że w życiu nie jest tak fajnie, żeby można było na wszystko mieć czas). Na małym ekranie lepiej sprawdzają się IMHO rzeczy bardziej dynamiczne oraz oparte o dialog, puentę, akcję itp.

Kawałki bardziej refleksyjne w kinie zmuszają do poświęcenia im uwagi, w domu sięga się automatycznie po pilota, albo idzie na szybkie siusiu. ;) Inna sprawa, że Jestem Legendą to oczywiście nie jest jakiś cud-miód-malina, która absolutnie wymaga pełnej koncentracji. Dla mnie to po prostu średni film, który można poprzeżywać (troszeczkę) w kinie, albo należy zwyczajnie olać (w domu).

Wracając do filmu, na pewno brakowało mi w nim większej odwagi i konsekwencji w portretowaniu samotności – dlatego lepiej odbiera się go po przeczytaniu uprzednio powieści (bo można sobie „dośpiewać” brakujące rzeczy). Ale to dobrze świadczy o prozie, nie o ekranizacji. ;)

No i początek spotkania Smitha z tą panną, urzekająco absurdalny. Mniam, absurd i atmosferkę niemalże paranoi, myślałem, że Neville w pewnym momencie zacznie strzelać.

YaaL

Useless trivia of the day: książkę, na podstawie której nakręcono ten film, napisał (w 1954 r.) pan, na podstawie innej książki (1978) którego nakręcono „What dreams may come” (polski tytuł „Między piekłem a niebem”). Nie są to jego jedyne sfilmowane utwory.

Saddie

Przeczytałam książkę, obejrzałam film… Ekranizacja, psia ich mać, tyle ma z pierwowzorem wspólnego, co ja z carycą Katarzyną. Książka ramotkowata, ale jednak zakończenie ma ciekawe, a film to straszna chała.

(Nie)Takie_Straszne_Jeżyce

Właśnie te „nudne” kawałki tworzą klimat tego filmu, ale zakończenie, fakt, typowo amerykańskie….prawo komercji, pzdr :)

Zuzanka

Nie da się zrobić filmu z klimatem i jednocześnie z zombiesami. A do tego z dupnym, amerykańskim zakończeniem. Nie można jednocześnie mieć i jeść ciasteczka (chyba że to odpowiednio duże ciasteczko). I tutaj niestety kawałki są nudne, mimo że klimatyczne.

Skomentuj