Ja bym tam wolała błyskotki ;-)
A co do przesilenia, to ja też tak ostatnio mam, że jak przyjdę z pracy i zjem obiadek to jak się położę to zasypiam %-)
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
To proste. Znalazłam prześliczny naszyjnik i bransoletkę, z kamieni półszlachetnych i pereł słodkowodnych, obejrzałam metki z cenami, westchnęłam nabożnie, policzyłam, ile godzin pracy by mnie kosztowało wyciągnięcie wizuchny, przemyślałam te ostatnie przepracowane godziny i wetknęłam wizuchnę z powrotem do portfela, anonsując, że wrócę, jak dadzą premię. Poczułam się tak dojrzale z tą decyzją, że w Empikowej promocji 3 x 2 (na www działa jeszcze jutro, że kupuje się trzy książki, a płaci za dwie droższe) za zaoszczędzone pieniądze kupiliśmy z TŻ dwa albumy Beksińskiego, Nigellę "Ekspresowo", "Złe małpy" Matta Rufa, "Aniołów dnia powszedniego" Viewegha i "Prawo ślimaka" Kurkowa (i dwa prześlicznej urody pudełeczka Oral Fixation, do których mam przeraźliwą słabość, czego i Wam życzę). Czyż to nie przemyślne?
Poza tym mam wiosenne przesilenie. W tę kiepską stronę, w której się wraca z pracy i się kładzie płasko i się emituje, że nie może się ruszyć żadnym członkiem, a co rano rozważa, czy dziś jest na tyle słabo, żeby brać urlop na żądanie. Na razie poczucie obowiązku (bo nie duch ochotny) przeważa nad ciałem mdłym.