Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Miałam na dobry początek wrzucić trochę zdjęć, ale ponieważ spędziłam pół dnia czytając w łóżku, to pogawędźmy sobie o minionym roku i książkach.
Zbiorczo, przeczytałam 45 pozycji polskich, 35 z Wielkiej Brytanii, 32 amerykańskie, po 4 włoskie i szwedzkie, po 3 kanadyjskie i czeskie, po 2 argentyńskie i radzieckie oraz po 1 australijskiej, niemieckiej, irlandzkiej i japońskiej (13 krajów). Nic po angielsku, chociaż dwie zaczęłam. Po raz pierwszy od lat autorki wygrywają z autorami (78:57, bo jedna książka powstała w duecie mieszanym). Zasłonę milczenia spuszczę na wszystkie rozpoczęte, pożegnam tylko dwie szczególnie oporne, których nie chcę kończyć: Mary Roach “Bzyk” (źle napisana/przetłumaczona książka o historii odkryć naukowych w kwestiach seksu i prokreacji) oraz Doroty Masłowskiej “Paw królowej” (dla odmiany świetnie napisana książka bez fabuły i treści, tylko fraza). Mniej niż w ubiegłym roku, pewnie dlatego, że nieco czasu zainwestowałam w vinted i odgracanie.
Best of the best of the best:
Lista z gwiazdką. Żeby było jasne, to nie jest tak, że poniższa lista jest obiektywnie gorsza. Raczej mniej mi pasuje stylistycznie (np. niespecjalnie mi wchodzą rzeczy reportażowe, wolę fikcję) albo autor/ka ma lepsze pozycje w dorobku.