Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Edynburg - tam

Przede wszystkim jestem mistrzynią pakowania, również z powrotem (bez wagi udało mi się zapakować największą walizkę do 14,5 kg na limit 15). Nic to, że Majut miał portek na styk i jakby zdarzyło się coś niespodziewanego, trzeba by było prać[1], a mnie na powrót zabrakło czystej góry, ale i tak jestem z siebie dumna.

Edynburg zaskoczył mnie - mimo że się tego spodziewałam - pogodą. Owszem, nie było śniegu. Owszem, miało wiać. Ale nie AŻ TAK. A wiało tak, że wywracało ubranego w cztery warstwy odzieży człowieka na drugą stronę. Więc bardzo.

Co polubiłam? Miasto. Ale jak nie można pokochać od pierwszego wejrzenia miasta, które składa się z najpiękniejszych wiktoriańskich kamienic, w środku ma zamek na skale, dworzec kolejowy i ogrody (wszystko przemieszane razem)? I zaułki? I czerwone skrzynki na listy oraz budki telefoniczne? Gdzie obok głównej ulicy z GAP-em jest prześliczny cmentarz z celtyckimi krzyżami, a w pubie Black Cat można zjeść i wypić. Oczywiście zawlekliśmy nieletnie dziecko do pubu, bo być w Szkocji i nie iść do pubu to słabe jest. Dziecku się podobało, publiczności w pubie również. Tu mała dygresja - Maj nie uczy się angielskiego w sposób zorganizowany, ale pozyskuje go przez osmozę. Zna kolory, umie liczyć, prosi o wodę-łoter, a na miejscu błyskawicznie zaczął łapać frazy i dzielnie odpowiadał kelnerkom jor łelkam! oraz potwierdzał, że łidałt ajs. Myślę, że dwa tygodnie na wyspach wystarczą, żeby mówiła lepiej niż ja pod koniec podstawówki.

Polubiłam komunikację miejską (mnóstwo double-deckerów, z lotniska można jechać na wysokości 1. piętra za jedyne 3,5 funta) i taksówki - konsekwentnie śmieszne busiki ze światełkiem na górze, do których się można załadować razem z bagażem, wózkiem i resztą imprezy. Taksówkarze niegadatliwi, w przeciwieństwie do poznańskich, ostatni tylko zapytał, skąd jesteśmy i zdziwił się ze szkockim akcentem, że w Holandii tyle śniegu. Ay!

Czego nie polubiłam (poza pogodą)? Sama się sobie dziwię, ale chyba nic mnie nie zirytowało poza siedzącą przed nami w samolocie matką dwóch córek, która przez ponad dwie godziny bardzo wokalnie tłumaczyła całemu samolotowi, czemu więcej z nimi sama nie leci i że tym razem, w przeciwieństwie do dwóch poprzednich, mówi to serio. I jak daleka jestem od oceny czyjegoś macierzyństwa, tak naprawdę wszystko we mnie mówiło: YOU DO IT WRONG.

I sama się sobie dziwię, bo nie przywiozłam sera. Żadnego. Ale i nie przywiozłam haggisu, więc chyba symetria została zachowana. W zasadzie to tylko madame się obłowiła, mam nadzieję, że da się odziać w szkocką spódniczkę (sama wybrała, ale to oczywiście o niczym nie świadczy). Zdjęć trochę przywiozłam. Się ogarnę, to pokażę.

[1] Aczkolwiek nie byłby to kłopot, albowiem apartament nie dość, że miał w kuchni zmywarkę, to również i pralkę. Nie miał za to internetu, albowiem wykazałam się niebłyskotliwością ogólną i nie sprawdziłam, czy ma. Więc nie miał. Miał za to trzy pokoje, czystą (i to naprawdę czystą) łazienkę, idealnie białą pościel i ręczniki, a dla najmłodszej - dwa misie w prezencie. I taniej niż hotel.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 25, 2013

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: edynburg, szkocja, wielka-brytania - Komentarzy: 6

« Douglas Coupland - Życie po Bogu - Narodowe Muzeum Szkocji »

Komentarze

jana

zachęciłaś mnie strasznie. zastanawiałam się czy go nie odwiedzić. a można się dowiedzieć gdzie nocowałaś?

Zuzanka

@Jana, naprawdę piękne miejsce, pewnie bardziej, jak jest cieplej i nie wieje. Następnym razem zamierzam najmarniej tydzień w Edynburgu spędzić (ogród botaniczny, zoo, port, miasto nad ogrodami i zamkiem). Nocowaliśmy w apartamencie na Nicolson Street, 15 minut piechotą od Wawerley Station (tam przyjeżdża autobus z lotniska): http://www.booking.com/hotel/gb/nicolson-apartments.en-gb.html

wonderwoman

łidałt ajs mnie poskładało :)

jana

dziękuję za namiary :-) mam nadzieję, że się tam wybiorę!

havvah

Jak ja ci zazdroszczę! Się wybieram do tego Edynburga jak sójka za morze, a teraz jeszcze dobitniej widzę, co tracę. Muszę, muszę jakoś. Zmotywowałaś mnie cholernie :-)

Zuzanka

@havvah, samolot raptem 2:15 i lotnisko tak blisko jak w Poznaniu :-D

Skomentuj