Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Starotkę z lat 80. puściliśmy głównie nastolatce, ale też i sobie, żeby zobaczyć, jak bardzo się zestarzało. Otóż historia jest cały czas dość świeża - Barbara i Adam, szczęśliwi acz naznaczeni rozczarowaniem bezdzietności, nie wychodzą żywo z wypadku, jednak nie umierają. Zostają duchami i usiłują odzyskać swój dom od panoszącej się w nim rodziny Deetzów, niestety są początkującymi upiorami i nie idzie im, widzi ich tylko nastoletnia córka Deetza, Lydia. Wołają na pomoc psotnego Beetlejuice’a, ale szybko tego żałują. I ja też nieco pożałowałam, bo wprawdzie zarówno Barbara (Davis <3) jak i Adam są uroczy, scenografia jak to u Burtona - należycie zabawna i z przymrużeniem oka, nieco monty-pythonowska, a piosenki nie bolą w ucho, tak sama tytułowa postać - brr. Wąsaty wujo, co zagląda pod spódniczkę i maca po cyckach, siejąc żenującym seksistowskimi żartami, próbuje ożenić się z 15-latką.
Druga część jest kontynuacją fabularną. Minęło 30+ lat, Lydia dorosła, ma swój “program” w telewizji (sic!), taka “Interwencja”, tyle że z duchami. Prywatnie nie może dogadać się ze swoją nastoletnią córką Astrid, która uważa ją za żałosną hochsztaplerkę, bo niby matka widzi duchy, a zmarłego ojca nie widzi. Kiedy nagle w wypadku ginie Papa Deetz[1], Lydia, Astrid i Delia wracają do Nawiedzonego Domu, gdzie Astrid znajduje ulotkę Beetlejuice’a. Młoda zaczyna wierzyć w duchy oraz poznaje chłopaka, Beetlejuice wraca do pomysłu ożenku z Lydią, chociaż tej właśnie oświadczył się jej menadżer, zaś na upiora poluje porzucona[2] przez niego przed laty Dolores, Wysysaczka Dusz. Trochę podróży w zaświaty, trochę gagów i scenek, nagły finał i wtem koniec. Osobistej nastolatce się nawet podobało (oraz doskonale umie rozpoznawać czerwone flagi w kontaktach damsko-męskich!), ale bez fajerwerków.
[1] Tym razem nie ma wąsatego wuja w filmie, za to jest za kulisami. Aktor nie pojawia się na ekranie, zamiast niego jest poklatkowo animowana kukiełka.[2] I jak kreacja Bellucci jest fantastyczna, tak jej wątek jest w zasadzie zupełnie nie wykorzystany, a dodatkowo kwestia poćwiartowania kobiety jest tematem heheszków. Wiem, taka konwencja, są heheszki z kogoś, kto się utopił uprawiając hobby, czy kogo zeżarł rekin, ale ciężar gatunkowy jest jednak zupełnie inny.