Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Druga część popularno(nie)naukowego show Philomeny jest równie zabawna, co pierwsza. Nieustająco podziwiam jej oszczędną mimikę i tak świetnie tępą, a jednocześnie zaciętą minę, kiedy ktoś z jej rozmówców próbuje ją poprawić. A jeszcze bardziej fascynuje mnie, jak udawało się kamienną twarz utrzymać tymże rozmówcom, bo pytania jakie zadaje Cunk są co najmniej zaskakujące i często niekoniecznie dobrze zaadresowane.
Przeczytałam też “Encyklopedia Philomenica” i tu niestety już zachwytu nie ma. Sam tekst odcięty od twarzy i tonu głosu aktorki jest zwyczajnym bełkotem, z rzadka zabawnym, w większości żenującym (por. wypowiedzi foliarzy w Internecie, przez chwilę zabawne, po kwadransie rozważam quo vadis, ludzkość). Dodatkowo jest bardzo źle przetłumaczony, rzeczy są zabawniejsze przy odtworzeniu oryginału (typu “Wielki Zderzacz Hadronów” staje się Wielkim Cedzakiem, co u nas nie brzmi, a w oryginale jest collider vs. colander), a po polsku zwyczajnie niezrozumiałe. Podobnie niezrozumiałe się niektóre hasła, dotyczące brytyjskich celebrytów. Więc film tak, książka nie.
#5