Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Machete zabija

Ustaliliśmy z TŻ-em, że trzeba nadrobić zaległości z 2013/2014 i zrobiłam listę filmów must have. Ten jest na samym szczycie listy. Żeby nie było - doskonale spełnia test Bechdel (aczkolwiek nie wiem, jak zakwalifikować tu lady Gagę).

Zaczyna się bardzo spokojnie, bo dopiero w 6. minucie odpada pierwsza głowa (oraz daje do myślenia na temat szkolenia żołnierzy US, którzy spokojnie obserwują dekapitację dowódcy). Potem już dynamika rusza - człowiek przecięty w poprzek się malowniczo rozpada, maczeta podpięta pod wysokie napięcie ma sporą siłę rażenia, a sam Machete wykazuje emocję. Szybko się okazuje, że dramatis personae to: prezydent US (Charlie Sheen, dla zmyłki podpisany jako Carlos Estevez, chyba przeszedł jakąś wewnętrzną przemianę), Miss stanu Texas, meksykański rewolucjonista z zaburzeniami osobowości i kiepskim gustem co do ubiorów (ale - jak Iron Man - ze stalowym sercem), burdelmama ze strzelającym biustonoszem (Sofia Vergara w mega szpilkach) oraz strap-onem ("give me my Double D's!") czy wreszcie Naczelny Złoczyńca (podobno pierwsza rola Mela Gibsona po ciemnej stronie mocy). A, jest jeszcze jednooka komandoska (Michelle Rodriguez) oraz Zabójca-Kameleon (człowiek o wielu twarzach, co jednej to lepszej). Cała ekipa gania się więc z jednej strony granicy US-Meksyk na drugą i twórczo wykorzystuje różne elementy uzbrojenia. Wiadomo, zawsze przydaje się analogowa, chociaż technicznie podrasowana maczeta, ale to, co można zrobić z koroną miss, wirnikiem helikoptera, molekularnym blasterem czy śrubą łodzi, zasługuje na osobny rozdział (aczkolwiek stalowy przeciwpancerny stanik miotający pociski słabo sprawdza się w starciu z defibrylatorem). Machete wprawdzie don't joke, don't text i don't tweet, ale nieustająco lubi ładne panie oraz ma dużo umiejętności dodatkowych - potrafi z lecącego helikoptera spaść na pędzącą motorówkę i puszczać kaczki rakietą ziemia-ziemia. Nie da się go powiesić, zastrzelić ani zawstydzić. Przeciwnicy też nie są tacy ostatni - atakują, trzymając w jednej ręce flaki z rozprutego brzucha, aczkolwiek - owszem - jak się im odetnie rękę, to już nie strzelają. W sumie body count to 101 osób.

W paru miejscach pojawia się trailer kolejnej części - tym razem Machete będzie zabijał w kosmosie. Zdecydowanie to tytuł, który obejrzę, chociaż plotki mówią, że to żart. Panie Rodrigez, jeśli to żart, to takich żartów się nie robi. Rozumiem, że zabawne jest powieszenie zapachowej choinki w helikopterze, ale nie żartuje się z poważnych widzów. A ja jestem bardzo poważna. Bardzo.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 15, 2014

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Fargo

Więc jeśli ktoś uważa, że serial był beznamiętnie brutalny, to chyba zapomniał (jak ja), jak bardzo brutalny był oryginalny film Cohenów. Optymistyczna i trudna do zirytowania czy przestraszenia Marge, prowadząca śledztwo znad talerza z jedzeniem (bądź powstrzymująca mdłości, bo początek ciąży) odkrywa po kolei drugą stronę oszustwa, które niechcący poszło w złą stronę. Jerry, sprzedawca samochodów, chce zrobić spory interes, ale na rozkręcenie potrzebuje pieniędzy. Teść ma, ale niespecjalnie poważa zięcia jako biznesmena i woli sam zarobić, a zięciowi odpalić jakiś drobiazg. Jerry wpada na pomysł, że szemrani koledzy znajomego porwą jego żonę, a z okupu on rozwiąże swoje problemy finansowe oraz spłaci kolegów. Porwanie nie idzie bezśladowo - porywaczy zatrzymuje policjant, widzą przypadkowi podróżujący, zaczyna lać się krew. Nikt nie przejmuje się mikrośladami, DNA czy dowodami, wystarczy zwykła, solidna policyjna robota. W tle zima stulecia, barwny półświatek i malowniczy świadkowie z małego miasteczka.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 7, 2014

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


O kinie

Do kina na filmy b. o. idzie się nie na film per se, tylko dla okoliczności pobocznych. Dziś wyjątkowo film stanął na wysokości zadania[1], ale widownia również. Rząd niżej weszli spóźnieni rodzice z dwójką, po czym jedno z dwójki rozpłakało się rzewnie, kiedy na ekranie walnął piorun i już tak wyło do ewakuacji z lokalu. Drugie z dwójki zawyło dla towarzystwa, ale po wyjściu bardziej wrażliwego rodzeństwa się zainteresowało akcją, po czym jakiś czas po wyjściu mamy wyemitowało głośną tęsknotę za tą ostatnią i wywlekło nieco opierającego się ojca z sali. Potem już było jak zwykle - okazjonalne "o, teraz go zabiło" przy kolejnym pechu prześladującego głównego bohatera, a na końcu, kiedy wymienialiśmy nad głową Majuta rytualne "mnie się podobało", z tyłu sali zabrzmiało kilkuletnie, acz wypowiedziane wszystkowiedzącym tonem "takie sobie".

[1] Piorun i magiczny dom, po pierwsze, że o kocie, po drugie w ścieżce dźwiękowej The Cure i Madness.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 23, 2014

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Kobiety na skraju załamania nerwowego (Almodovar: 7)

To chyba mój ulubiony film (albo jeden z ulubionych). Ponownie jest rozchwiana kobieta (Carmen Maura, z której można zrobić i luksusową transwestytkę, i zahukaną gospodynię domową, i - tutaj - dojrzałą elegancką damę), która usiłuje spotkać się z chyba już byłym (bo jej unika) ukochanym na poważną rozmowę. Alkohol, środki usypiające, frustracja, awantura, przypadkowe podpalenie łóżka, telefon wyrwany ze ściany, omdlenia i ataki paniki, wszystkie fazy radzenia sobie z utratą doprowadzają bohaterkę do konstatacji, że ma wszystko gdzieś. Daje ogłoszenie o wynajęciu swojego pięknego loftu zaopatrzonego w taras, pakuje walizkę niewiernego, przygotowuje sowicie zaprawione barbituranami gazpaczo, po czym nagle zostaje wplątana w cały tłum zdarzeń. A to koleżanka-modelka niechcący ma romans z szyickim terrorystą, a to śledzi ją chwilowo wypuszczona z psychiatryka była żona ukochanego, a to pojawia się syn tegoż (Banderas z loczkami i w okularkach, młody intelektualista) z narzeczoną o nienachalnej urodzie. Narzeczona zapada w sen po gazpaczo, które samowolnie pobiera sobie z lodówki, syn - wzorem ojca - nawiązuje od pierwszego wejrzenia romans z modelką, w mieszkaniu pojawia się prawie jednocześnie policja (bo terroryści), monter telefoniczny i była żona. Akcja przenosi się na lotnisko (za pomocą porwanego motocykla i taksówkarza w stylu mambo; w tej roli wdzięcznie pojawia się Almodovar), gdzie niewierny kochanek ma odlecieć do Sztokholmu lotem potencjalnie narażonym na atak terrorystów.

Inne filmy Almodovara.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 12, 2014

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Wish I Was Here

Od razu mówię, że mam do tego filmu stosunek osobisty, bo byłam współfundatorem. Trochę, bo trochę, ale jednak (i mam t-shirt). Bardzo lubię Zacha Braffa, nie tylko za rolę w "Scrubs" i ogromnie podziwiam, że ma odwagę robić, to co ma ochotę. Pierwszy film nakręcił, bo chciał podotykać Natalie Portman. Ten - bo chciał pokazać to, co ma w głowie.

Aidan (Braff) jest aktorem, który nie gra, z braku propozycji. Rodzinę (dwójkę dzieci) utrzymuje pracująca w korporacji na nie wymagającym intelektu stanowisku żona (Kate Hudson, ślicznie eteryczna) z depresją i ojciec (Mandy Patinkin), płacący za żydowską szkołę dzieci. Wtem przestaje płacić, bo ma nawrót nowotworu i chce się chwycić ostatniej szansy. To dla Aidana taki moment, żeby poskładać swoje życie od nowa - stosunki z dziećmi, żoną i bratem z syndromem Aspergera.

To film dla nerdów, którzy żyją z mottem w głowie: "Rób to, co kochasz", dodatkowo okraszony świetną ścieżką dźwiękową, z ironicznymi dialogami i zauważalnym wpływem poczucia humoru Woody Allena. Piękne kalifornijskie pejzaże i cały majątek w słoiku na przekleństwa.

To film, po którym zostaje uśmiech na twarzy.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 25, 2014

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


New Girl

Dlaczego nie napisałam o New Girl jeszcze?!

Przede wszystkim to Zooey Deschanel (grająca Jess, nieco naiwną i ufną nauczycielkę), która swoimi prześlicznymi oczami robi cały serial (nawet jeśli nosi okulary zerówki albo - co bawi mnie do łez - same oprawki; na litość - PO CO?). Ponieważ jej chłopak ją zdradził (i nie przestał nawet wtedy, kiedy weszła do ich domu), wyprowadziła się i szukając pokoju trafiła do loftu wynajmowanego przez trzech (czterech) młodzieńców. Bogatego Schmidta, który głuszy panny z szybkością i wdziękiem lokomotywy (ale mimo to - skutecznie), lekkoducha Nicka, niedoszłego prawnika z kompleksami, obecnie barmana, Coacha - trenera koszykówki w szkole, po pilocie zastąpionego (ale wraca na szczęście w drugim sezonie, bo sporo wnosi) wiecznie spanikowanym Winstonem, bezrobotnym koszykarzem, który skończył kontrakt na Łotwie. Satelicko pojawia się Cece, prześliczna Hinduska, inteligentna modelka, do której wzdychają wszyscy panowie.

Wiem, wiem, kolejny serial o sublokatorach, ale tym razem przynajmniej zabawny, a nie żenujący. O światach damsko-męskich, przyjaźni, pieniądzach, koegzystencji, budzącym się uczuciu (niewiele zdradzę, jak powiem, że Jess w zasadzie od pierwszego wejrzenia się zakochuje w jednym z panów). Pewnie, jedzie czasem strasznymi kliszami (np. kiedy niechętna dzieciom Cece dowiaduje się, że w zasadzie ma ostatni dzwonek na ciążę i nagle chce dzieci), ale robi to w uroczy, przez Amerykanów nazwany "adorkable", sposób. Mnie bawi do łez, w każdym razie.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 23, 2014

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj