Więcej o
Oglądam
Wszystkie czeskie filmy i seriale są podobne - łagodne, pastelowe, z wrodzonym humorem pokazują nawet rzeczy smutne i egzystencjalne. Tyle że nie. “Pustina” to świat prawie że apokaliptyczny - przygraniczne miasteczko, zdegradowane przez pobliską kopalnię odkrywkową węgla brunatnego, a jakże, polską. Dyrektor kopalni proponuje pozbawionym nadziei na lepsze życie wykup gruntów i przeprowadzkę, planując degradację kolejnych obszarów. Sprzeciwia się temu starościna, Hana Sikorova; niestety, dla większości mieszkańców to opcja nie do pogardzenia, jej walka z kopalnią powoduje spory rozdźwięk w lokalnej społeczności. Sikorova jest uparta, nie zrażają ją obrażeni mieszkańcy, nie poddaje się nawet kiedy ktoś bestialsko morduje osła, maskotkę przedszkola. Wszyscy ją przekonują, że nie warto się spinać, w miasteczku nie dzieje się dobrze - ciężko o uczciwą pracę, kwitnie handel narkotykami, prostytucja, przemyt, dzieci do szkoły mają daleko, a nastoletni pensjonariusze pobliskiego domu wychowawczego stanowią zagrożenie. I wtem znika młodsza córka Sikorovej, Míša. Poszukiwania początkowo nie dają rezultatu, ani lokalnie, ani w mediach, podejrzanych jest wielu - chłopcy z poprawczaka, dwubiegunowy ojciec ze skłonnością do brutalności i z zanikami świadomości, wreszcie wrogowie polityczni Sikorovej. Śledztwo - oprócz głównego wątku morderstwa - boleśnie obnaża inne lokalne problemy.
Akcja zaczyna się w listopadzie i jest to bardzo bolesny kontrast z postrzeganiem Czech jako krainy sielskości i łagodności. Miasteczko się rozsypuje, tereny zniszczone przez kopalnię są nie do odratowania, bieda wyziera na każdym kroku, sporo przemocy na co dzień, każdy coś ukrywa. Polska - mimo reklamozy - jawi się jako kraina bogatsza, bardziej kolorowa, lepiej doinwestowana. I ludzie - brzydcy, złamani, zniszczeni, zaniedbani, nawet młodzi. Chwilę temu wróciłam z bliskich okolic fikcyjnej Pustiny, aż tak świat tam nie wygląda, na szczęście. Ale jeśli brakuje Wam posępnego klimatu skandynawskich kryminałów, to to jest pozycja obowiązkowa.
PS Zgadłam, kto zabił. Nie od razu, ale typowałam na dwa odcinki przed końcem.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 25, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 4
Obejrzałam trzeci sezon “You” i jednocześnie przeczytałam trzeci tom cyklu; teoretycznie oba wychodziły z tego samego punktu w czasie (po zakończeniu wydarzeń z “Hidden bodies”/sezonu 2, Joe zostaje ojcem dziecka Love), faktycznie się od siebie znacząco różnią. W obu przypadkach mam oczywiście syndrom sztokholmski, bo bohaterowie są jawnie, już bez udawania, że okoliczności czy ludzie ich zmusili do takiej, a nie innej reakcji, psychopatyczni, wiem to, a mimo to im kibicuję. Oczywiście, byłabym srodze rozczarowana, a świat nie byłby sprawiedliwy, jakby się okazało, że na końcu jest happily-ever-after.
Serial przenosi Love i Joe do zacisznego, choć rozplotkowanego osiedla klasy średniej. Joe rozpoczyna pracę wolontariusza w bibliotece, Love otwiera cukiernię, oboje narzekają na spotykanych ludzi i radośnie wymieniają prawdziwe opinie, znużeni udawaniem i konwenansami. Joe nudzi się prozą życia małżeńskiego szybciej, zaczyna fascynować go jego szefowa, Marienne, ale zanim do czegokolwiek dojdzie, wpada w oko sąsiadce, Natalie. Jako że nie zainwestował w to uczucie, dzieli się tym - jak innymi cynicznymi obserwacjami - z Love, która niewiele myśląc eliminuje konkurentkę. Para zgodnie rozpoczyna zacieranie śladów, co rozpętuje eskalację, kolejne ciała i śledztwo, a starania Joe, żeby przysposobić sobie Marienne, są znacznie trudniejsze, bo jeśli Love się zorientuje, Marienne raczej tego nie przeżyje. Love z kolei angażuje się z nastoletnim pasierbem zamordowanej przez nią Natalie, po części, żeby mieć oko na zrozpaczonego sąsiada, szukającego zaginionej żony, po części dlatego, że jako matka i żona nie czuje już tego dreszczyku emocji i bycia atrakcyjną, co wcześniej. W finale jśpvrxłn Ybir pupr bgehć Wbr, memhpnwąp an avrtb bqcbjvrqmvnyabść mn jfmlfgxvr fjbwr moebqavr, nyr Wbr wrfg fcelgavrwfml v mncbovrtnjpmb ovremr nagvqbghz, hqnwr zh fvę mnovć Ybir v mavxaąć. Avrfgrgl orm Znevnaar, xgóen jvreml jr jfmlfgxvr młr emrpml bcbjvrqmvnar cemrm Ybir v hpvrxn, avr pmrxnwąp an xbpunaxn.
Najgorsze postaci - małżeństwo influencerów-swingersów Conradów, aex-equo. Wspomnienie o pandemii pojawia się jedynie w monologu wewnętrznym, bez żadnych wizualnych efektów typu maseczki, jedna z postaci drugoplanowych jest antyszczepionkowcem ("wyłącz telewizję, włącz myślenie").
Punktem startowym powieści jest umowa między rodziną Quinnów a Joe, że zostawi w spokoju Love i swojego syna za odpowiednim wynagrodzeniem. Niechętnie to robi, ale jest zaszantażowany tym, co wie o jego wcześniejszych postępkach zdradzona Love. Podobnie jak w serialu, angażuje się do pracy w bibliotece, gdzie - jak uważa - jest chemia między nim a uroczą “lisiczką”, bibliotekarką Mary Kay. Obiecuje sobie, że nie będzie stalkować ani zabijać, niestety sytuacja rozwija się inaczej, po części dlatego, że Mary Kay wysyła niespójne sygnały, oraz zataiła fakt, że ma męża, przebrzmiałego muzyka rockowego, który - co przykuwa oczywiście uwagę Joe - niespecjalnie żonę ceni. Jest więcej potencjalnych problemów - nastoletnia kłopotliwa córka Mary Kay, z którą Joe usiłuje zbudować dobre stosunki oraz zaborczy, toksyczni przyjaciele z czasów licealnych - Melanda i Seamus, brat męża - lifecoach, a dodatkowo WTEM pojawia się prywatny detektyw Quinnów, który szantażuje Joe nagraniem, na którym widać, jak Joe pozbywa się zwłok. Tuż przed finałem wraca na chwilę, choć w wielkim stylu, Love Quinn. Sam finał, poprzedzony słodkim okresem wymarzonego związku z Mary Kay, uderza w Joe znienacka: mnxbpunłn fvę j avz joerj wrtb jvrqml v jbyv póexn Znel Xnl v j xłógav fcbjbqbjnłn hcnqrx zngxv mr fpubqój, n j rsrxpvr ścvąpmxę v - cb hfgnavh cenpl zómth - rhgnanmwę wrtb hxbpunarw.
Najgorsze postaci - cały drugi plan jest paskudny. Dodatkowe punkty za wplecenie mimochodem nazwiska Johna Stamosa, który w 1. sezonie serialu odtwarzał rolę terapeuty Nicka.
Inne tej autorki tutaj.
#131
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 17, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Oglądam, Seriale -
Tagi:
2021, kryminal, panie
- Skomentuj
Charlie (Driver) to ambitny reżyser teatralny, Nicole (Johansson) - zaczynała jako gwiazdka w filmach dla nastolatków, ale z czasem się wyrobiła. Są na krawędzi rozstania - on zdradził, ona nie chce już mieszkać w Nowym Jorku, tym bardziej, że dostała propozycję serialu w Los Angeles. Mogliby się rozstać polubownie, ale muszą ustalić, co z 8-letnim synem - jak dzielić się opieką, gdzie będzie mieszkał, kto komu będzie zasilać konto alimentami. Mediacje nie zadziałały, Nicole decyduje się na spotkanie z agresywną adwokatką, która nadaje zupełnie inny ton rozmowie.
Nasłuchałam się dużo dobrego o tym filmie, tym większe było moje rozczarowanie. Para chce się rozstać polubownie, nie wychodzi im, wytaczają armaty w postaci prawników, z czego nikt - poza prawnikami - nie korzysta, dociera do nich, że jednak lepiej będzie, jeśli się dogadają sami, koniec filmu. Owszem, Dern i Alda przyćmili parę małżeńską, ale to nie było specjalnie trudne, bo Driver gra jedną miną, a Johansson ma coś takiego w twarzy i mimice, że mnie odrzuca i męczy mnie zwykle, kiedy na nią patrzę (chociaż na przykład w Jojo Rabbit tego nie czułam). Film jest niby komedią, niby obyczajówką, ale całość mogę skwitować “Ach, Amerykanie” i więcej do tematu nie wracać.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 10, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Nie powiem, że tęskniłam jakoś specjalnie, chociaż poprzednią edycją serialu wspominam raczej pozytywnie; minęło sporo czasu, świeżość, z jaką The L-word wniósł w popkulturę kwestię homoseksualności, już nieco spowszedniała. W “Generacji Q” pojawiają się bohaterki sprzed nastu lat - Bette (i epizodycznie Tina), Shane i Alice. Bette rozstała się z Tiną, ale wspólnie wychowują nastoletnią już Angie, dodatkowo fabuła pierwszego sezonu kręci się wokół kampanii wyborczej Bette na (pierwszą nieheteronormatywną) burmistrz Los Angeles. Shane pojawia się nagle po rozstaniu z żoną, pieniądze zarobione na sprzedaży ekskluzywnych salonów fryzjerskich inwestuje w bar dla osób queer. Alice prowadzi wzięty talk show i jest w związku z kobietą po rozwodzie, matkując (z różnym efektem) jej dzieciom. Dołączają nowe osoby - transpłciowy terapeuta Micah, Dani i Sophie - tuż przed ślubem, Finley - rozbrykana, nadużywająca alkoholu, element chaosu, transpłciowa Tess, barmanka po odwyku czy Nat - konkubina Alice i Gigi - była żona Nat, obecna ciągle w ich życiu.
I jak można oglądać ten serial dla wysmakowanych scen erotycznych (z piersiami niezakamuflowanymi stanikami) czy przyjemności patrzenia na ładne osoby płci dowolnej, tak jeśli szukacie fabuły, to jej w zasadzie nie ma. Jest drama, są tzw. zagadnienia oraz scenki. Drama, bo ktoś się rozstaje, ktoś popełnił błąd, ktoś niechcący się z kimś przespał; dramy jest dużo, w zasadzie u każdego. Zagadnienia, bo wielokrotnie miałam wrażenie, że ktoś wynotował sobie na czekliście queerowe tematy i po kolei zaznaczał te, które się już pojawiły: osoba transpłciowa nie chce być postrzegana przez pryzmat płci z jaką się urodziła - jest; osoba z niepełnosprawnością fizyczną odczuwa pociąg seksualny - jest; seksualność jest spektrum - jest; związek między osobami z różnych klas społecznych - jest; etniczność i Black Lives Matter - jest; Big Pharma i negatywny wpływ na POC - jest; dzieci w związkach homoseksualnych z całą gamą problemów (czy dziecko powinno poznać dawcę, czy matka niebiologiczna jest matką, czy można nie chcieć dzieci) - jest; czy biseksualizm jest zdradą homoseksualizmu - jest; akceptacja rodziców dla orientacji… A scenki, bo czasem niektóre postaci i sytuacje pojawiały się tylko po to, żeby wygrać jakiś temat - trójkąt, poliamoria, wsparcie podczas choroby bliskiego, terapia hormonalna u nieletnich, dawstwo organów, alkoholizm (Finley przez pół sezonu daje sobie radę, chociaż jest, jak to się mówi, raczej wesoła, po czym nagle jest alkoholiczką, która nie panuje nad swoim życiem), narkotyki. Nie czekam na kolejne sezony, choć oczywiście obejrzę (team Shane, nieustająco, ale jak na wziętą fryzjerkę, to fryzurę ma straszną).
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 5, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Jakimś cudem udało mi się uniknąć jakiegokolwiek przecieku na temat Teneta (albo zapomniałam, bo ja dużo zapominam) i było to bardzo dobre, mimo że fabuła filmu nie opiera się specjalnie na jakimś spektakularnej zakrętce. Dla mnie to kwintesencja tego, co lubię w kinie akcji - heist i podróże w czasie. Więc żeby i Wam nie zepsuć seansu, postaram się bez spoilerów.
Na początku jest dużo pytań i niewiadomych. Protagonista (i serio tutaj nie silę się na wydumaną nomenklaturę, bohater sam siebie tak nazywa) po nieudanej akcji w budynku Opery w Kijowie zaatakowanej przez terrorystów, zostaje zwerbowany do tajemniczej organizacji zwanej Tenet. Ma odkryć, skąd wzięły się dziwne artefakty o odwróconej entropii, użyte m.in. w oblężeniu opery (pistolet, który cofa wystrzelone kule i efekty wystrzału!). Po sznurku poszlak i rozmów rozbudowuje swój team o najemnika Neila (nie wierzę, że to chcę napisać, ale doskonały Robert Pattinson, oczywiście w pierwszej chwili myślałam, że to ktoś z brwiami na Pattinsona, ale latka lecą, chłopak się wyrobił) i odkrywa, że wszystkie ślady wiodą do rosyjskiego oligarchy Satora, który skupuje dziwne artefakty i trzyma je w pół-legalnym, eksterytorialnym magazynie na lotnisku w Oslo. I trochę jak u Hitchocka, następuje spektakularny włam z użyciem samolotu, a potem jest jeszcze bardziej widowiskowo.
Żałuję, że nie widziałam filmu w kinie, zdecydowanie warto. Mogłabym czepiać się sposobu ekspozycji, która wprowadza widza w świat za pomocą łopatologicznych dialogów, zrobienia z Satora groteskowego Złola (świetny Branagh, ten to ma zakres ról), miałkich kreacji postaci, które zasadniczo są i nic więcej (no jak można tak było nie dać pograć Michaelowi Caine’owi, dać mu prawie że one-liner i do widzenia), ale całość trzyma się kupy w zakresie fizyki podróży w czasie, są emocje, choreografia heistów jest świetna, a kobiety, które się pojawiają, nie są kwiatkami przy kożuchu (chociaż film testu Bechdel nie zdaje). Mnie się podobało, rozważam, czy nie obejrzeć ponownie za jakiś czas, żeby obejrzeć już z perspektywy finału.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 18, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 1
10-latki często mają wyimaginowanych przyjaciół, zwłaszcza jeśli niespecjalnie dobrze im idzie z rzeczywistymi rówieśnikami. Johannes, zwany Jojo, tęskni za ojcem, walczącym o kraj gdzieś we Włoszech, zapracowanej matki często nie ma w domu, kumpluje się więc z wyobrażonym Hitlerem, swoim ideałem. Bo rzecz się dzieje w hitlerowskich Niemczech w czasie II wojny światowej, dzieci spędzają czas na obozach Hitlerjugend, łącząc sielską zabawę z treningiem militarnym. Jojo, chociaż przepełniony silnym uczuciem do Hitlera, odmawia zamordowania królika, zyskując miano tchórza i przezwisko. Żeby odbudować swoją pozycję w zespole, chwyta granat, który wybucha na tyle blisko, że mocno uszkodzony chłopiec ląduje w szpitalu i od tej pory może już tylko pełnić różne pomocnicze funkcje. Więcej czasu spędza w domu i kiedyś, pod nieobecność matki, odkrywa, że w ścianach poddasza ukrywa się nastoletnia Żydówka Elsa, przyjaciółka jego zmarłej siostry. Sytuacja jest patowa - zgodne z nazistowską ideologią, powinien donieść, wszak Żydzi to zło, ale jeśli doniesie, to może zginąć i on i matka, prawdopodobnie zahipnotyzowana przez tę dziwną nie-osobę. Stwierdza więc, że wybada ją dokładnie, pozna prawdę o Żydach, przez co będzie również przydatny dla Hitlera. Zaczyna więc pisać (i rysować) książkę o Żydach - że po osiągnięciu pewnego wieku rosną im skrzydła czy że czytają w myślach - na podstawie rozmów z inteligentną i złośliwą Elsą. Odkrywa też, że jego ukochana mama bynajmniej nie wspiera nazizmu, tylko uczestniczy w niemieckim ruchu oporu.
Jaki to przewrotnie uroczy film, z gatunku takich, które koniecznie trzeba obejrzeć, żeby zrozumieć. O tym, jak bardzo sielski i kolorowy może być świat dziecka, dorastającego w czasie wojny, gdzie wojna jest czymś oczywistym i normalnym. Słusznie porównywany z “Życie jest piękne”, chociaż jest nieco lżejszy, bo bardziej slapstickowy i absurdalny. Fantastyczna jest też realizacja - scenografia czeskich miasteczek (grających udatnie niemieckie), doskonała muzyka z niemieckim “Heroes” Bowiego, kostiumy dopracowane do najdrobniejszego detalu i drugi plan. I ta paleta kolorystyczna. I dialogi. Niekoniecznie dla dzieci, chociaż może właśnie dzieci najłatwiej mogą wychwycić absurdy nazizmu.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 1, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 4