Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Everything Everywhere All at Once

Evelyn, Amerykanka pochodzenia chińskiego w pierwszym pokoleniu, ma poczucie, że wszystko się jej w życiu sypie. Klienci pralni, którą prowadzi, nieustająco czegoś się domagają, na suficie zaciek, który trzeba pomalować, mąż - zamiast zająć się naprawianiem i obsługą pralni - tańczy z klientem i przykleja na rzeczach oczka, przyjechał kontrolujący ojciec, niespecjalnie ceniący drogę, jaką Evelyn wybrała, trwa wnikliwa kontrola z urzędu skarbowego ze szczególnie nielitościwą inspektorką, a do tego córka przedstawia jej swoją dziewczynę. A, jeszcze mąż usiłuje jej podetknąć dokumenty rozwodowe. I kiedy Evelyn myśli, że sytuacja się nie może jeszcze skomplikować, okazuje się, że jest centralną postacią multiwersum, w którym każda jej życiowa decyzja spowodowała powstanie kolejnego świata. I tylko ona - nie przerywając swojego zwyczajnego życia - może uratować wszystkie światy przed super łotrzycą, którą niechcący(?) w jednym ze światów stworzyła. Tyle że ta konkretna Evelyn jest najgorszą Evelyn z całego multiwersum, podejmującą złe decyzje i nie obdarzoną specjalnymi talentami, w przeciwieństwie do innych.

Jak ja się na tym filmie doskonale bawiłam! Prześmieszny, przegięty, absurd goni absurd, sztuki walki przeplatają się postmodernistyczną szyderą ze wszystkiego - kina akcji, zwłaszcza wuxia, aktorów, stereotypowych Azjatów, tzw. wielkich filmów, przeznaczenia i zaskoczenia. A jednocześnie to całkiem mądry film o rodzinie - spełnianiu oczekiwań, codziennym zagonieniu i liście obowiązków, zagubieniu, kwestionowaniu swoich wyborów, zatracaniu siebie i jednocześnie o miłości, zrozumieniu i wybaczeniu. Na kolejnej płaszczyźnie to ważny, zupełnie niehollywoodzki film o mniejszościach - niebiałych, nieheteronormatywnych i niemłodych; tym bardziej zaskakuje Oskar za najlepszy film. Wizualnie perełka (kostiumy! pejzaże! twórcze wykorzystanie realnych nagrań aktorów! montaż), scenariuszowo cacko do co najmniej dwukrotnego obejrzenia, żeby wyłapać wszystkie smaczki, muzyka - wszystko świetne. I aktorzy - nieco zapomniany, ale nostalgicznie wzruszający Ke Huy Quan (“Indiana Jones” i “Goonies”), Michelle Yeoh, kobieta o 100 twarzach (“Przyczajony tygrys, ukryty smok”) czy Jamie Lee Curtis, jak wino. Jest kilka scen ryzykownych (mucha czy nagroda dla najlepszego kontrolera), ale to jeden z lepszych filmów od dawna.

(Oczywiście, że często czuję się w swojej głowie jak Evelyn).

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 20, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 5


Doll & Em

Emily (E. Mortimer), Angielka z pochodzenia, zrobiła karierę w Hollywood. Kiedy dzwoni do niej jej przyjaciółka z dzieciństwa, Dolly (D. Wells), którą właśnie zostawił partner, nie waha się i zaprasza ją do siebie, a ponieważ Doll jest bez grosza, proponuje jej posadę swojej asystentki. Egocentryczna Doll nie jest bynajmniej dobrą asystentką, robi wokół siebie zamieszanie na planie, często stawiając Emily w złym świetle. Panie kłócą się, godzą, wreszcie wpadają na pomysł, żeby napisać sztukę o swojej przyjaźni (tak, to serial oparty o rzeczywistą przyjaźń aktorek, które w tym serialu chcą razem napisać sztukę… widzicie to?). Nie chcą grać same siebie (ponownie, widzicie to?), zatrudniają więc Olivię (Wilde) i Evan (E. Rachel Wood), współpraca jednak nie układa się idealnie, do tego po przypadkowym flircie Doll zachodzi w ciążę z Ewanem McGregorem, a małżeństwo Emily zaczyna się sypać.

To bardzo nierówny serial, z założenia komediowy, ale z mojej perspektywy ocierał się raczej o krindż i second hand embarrassment niż budził szczery śmiech. Zabawne jednak było przemieszanie aktorów grających siebie i kogoś zupełnie innego (Baryshnikov, Wilde, McGregor, Wood i inni), ze śmiechu spłakałam się, widząc spotkanie z Harveyem Weinsteinem (nieco się świat zmienił od 2015), ewidentna szydera z tzw. wielkiego amerykańskiego kina również była zabawna. Podsumowując - warto dla pośmiania się ze świata przemysłu filmowego, niekoniecznie jako komedia o przyjaźni.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 18, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Najgorszy człowiek na świecie

Julie jest młoda i nie bardzo umie określić, co jest dla niej ważne. Planuje zostać lekarzem, ale zmienia zdanie i przez jakiś czas studiuje psychologię, żeby finalnie przejść do fotografii. Podobnie ze związkami - nie bardzo umie określić, z kim chciałaby być. Zostawia chłopaka w swoim wieku dla starszego od niej rysownika alternatywnych komiksów Aksela, dobrze się przez jakiś czas dogadują, ale w pewnym momencie dociera do niej przy kolejnej rozmowie o dzieciach i spotkaniach z jego, o prawie pokolenie starszymi, znajomymi, że nie jest w stanie podjąć decyzji o dziecku ani że na zawsze razem, mimo że Aksela kocha; męczy też ją ciągłe intelektualizowanie partnera, który każdą emocję - również Julie - musi przedyskutować, ocenić, ubrać w słowa. Przypadkowo spotyka Eivinda, chłopaka w jej wieku, bez specjalnych ambicji, spontanicznego i radosnego; tak jak ona nie myśli o przyszłości, nie podejmuje decyzji na całe życie. Czy to jest coś, na czym Julie zależy i czy wytrwa w związku z Eivindem. Kiedy wyjdą poza fazę zakochania? Czy z nim będzie gotowa na dziecko?

W 12 częściach (z prologiem i epilogiem) film pokazuje późne dojrzewanie 30-letniej już Julie, późne w stosunku do oczekiwań społecznych czy poprzednich pokoleń, gdzie wszystko jest/było skodyfikowane i ustalone (nauka - praca - małżeństwo - dzieci - starość). W żadnym momencie nie ma elementu oceny, który sugeruje tytuł. Julie nie jest najgorsza, ba, nawet jej postępowania nie można określić jako nieetycznego w żadnym momencie, ma swój kompas moralny i nie krzywdzi nikogo celowo, jedynie wybiera to, z czym czuje się pewnie. Nie ma odpowiedzi, czy to coś złego. Nie jest to ani komedia mimo komediowych elementów, ani tym bardziej komedia romantyczna, mimo że o uczuciach i związkach, ani dramat, mimo czasem tragicznych wydarzeń, to film o życiu, jednym z możliwych wariantów. W tle piękne norweskie miasto (chyba Oslo), bardzo ładnie filmowane i z przyjemną ścieżką dźwiękową. Można obejrzeć, nie jest to najlepszy film, jaki widziałam, ale zostawia takie miłe poczucie ciepła po obejrzeniu.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 14, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Clerks III

Ciekawe, że nie przyjęło się u nas określenie “convenience store”, idzie się do Żabki czy do sklepu na rogu, który niekoniecznie - jak sklep tutaj - jest faktycznie na rogu. Dante i Randall są współwłaścicielami sklepiku, a lokal obok, gdzie wcześniej mieściła się wypożyczalnia VHS, zajmuje punkt z medyczną marihuaną prowadzony (duże słowo) przez Jaya i Silent Boba (chudego!), którzy jednak wolą stać przed wejściem. Randall po jednej z zaciętych dyskusji z koczującym w sklepie ultra-chrześcijaninem Eliasem ląduje w szpitalu z atakiem serca, na szczęście udaje mu się z tego wyjść. Daje mu to motywację do zmian w życiu - stwierdza, że ze swoją ogromną wiedzą o filmografii i filmach napisze scenariusz, wyreżyseruje i nakręci film. Dante, od 15 lat coraz bardziej gorzkniejący wdowiec, stara mu się w tym pomóc, ale niekoniecznie wszystko idzie tak, jak by się Dante po latach przyjaźni spodziewał. Elias dla odmiany staje się ultrasem szatana, skoro Jezus z nim nie gadał i nie uratował Randalla (w efekcie Elias i jego kumpel w każdej scenie mają inne, klimatyczne kostiumy, absolutnie robią tym film).

Jaka to ładna historia o starzeniu się i zmianach w życiu, taki crossover poprzednich “Sprzedawców” (pierwszych i drugich) i ”After Life”. Mimo zaawansowanej procedury castingu, gdzie przewija się mnóstwo znanych z poprzednich części twarzy (jest Ben Affleck!) i nie tylko (cameo Chrystka z "Dogmy", to Dante i Randall lądują jako odtwórcy głównych ról, przez co można kreatywnie wykorzystać oryginalne, czarno-białe sceny. Mocno mnie to trąca w serduszko, bo właśnie takich młodych chłopaków spod sklepu pamiętam z czasów, kiedy ja byłam młodą dziewczyną i widok posiwiałego Dantego boleśnie przypomina mi, że codziennie z lustra nie patrzy na mnie 25-latka.Oczywiście w finale łezka mi poleciała, łatwo się wzruszam. Idźcie oglądać, koniecznie.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 11, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Celeste and Jesse Forever

Celeste (Rashida Jones, mój absolutny crush) i Jesse (Andy Samberg) są ze sobą od liceum, zawsze razem, rozumieją się bez słów, lubią te same rzeczy, para idealna, nie dziwi, że wzięli ślub. Dziwi jednak, że po 6 latach związku są w separacji, to budzi ogromne zdziwienie, tym bardziej, że i tak wszędzie chodzą razem i zachowują się jak para. Znajomi przekonują oboje, że skoro zdecydowali się rozstać, to niech się rozstaną, niech zaczną spotykać się z innymi. Jesse nie chce, tak naprawdę wolałby wrócić do Celeste, ale ona z kolei wydaje się cieszyć byciem singielką, a w chwilach słabości dzwoni do Jesse’a, żeby przyszedł, a jak się kończy, wiadomo. Wtem pozorną stabilność psuje fakt, że Jesse i jego - wtedy - przygoda na jedną noc - spodziewają się dziecka, a on, dotychczas znany z bycia absolutnym dzieciakiem i lekkoduchem, chce rozpocząć życie dorosłego ze wszystkimi konsekwencjami i zostać odpowiedzialnym, zarabiającym ojcem. Wściekła Celeste rzuca się w wir randkowania i odkrywa, że niekoniecznie jest różowo, a żaden z poznanych panów to nie Jesse.

Jaki to pyszny film o dumie, o nieumiejętności dbania o związek, w którym nie ma równości, o chęci postawienia na swoim mimo tego, że “można mieć albo rację, albo być szczęśliwą”, o tym, że czasem jest okienko na jakąś decyzję, a potem już nie i nic z tym nie można zrobić. Jednocześnie to ciepły film o różnych obliczach dorastania, również zawodowego i takiego zwyczajnie ludzkiego. Trochę szkoda mi było niewykorzystania niektórych bohaterów - na przykład uroczego Elijah Wooda sprowadzonego do roli podręcznego przyjaciela-geja.

PS Wiecie, że na Netflixie jest (są) "Clerks III"?

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 8, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


O tym, że można do kina

Na “Kota w butach: Ostatnie życzenie” poszłam do kina, bo młodzież się domagała rozrywki. Bardzo przyjemny sidequel cyklu o Shreku z kotem w głównej roli. Puszek niespecjalnie dobrze umie liczyć, dziwi się więc, kiedy okazuje się, że właśnie zużywa swoje dziewiąte, ostatnie życie. Malowniczo się załamuje, trafia do przytułku dla starych kotów, skąd wyciąga go jednak myśl o magicznej gwieździe, która spełnia życzenia. Może mu licznik żyć zresetuje i będzie mógł był wesołym zawadiaką przez kolejne wcielenia. Do magicznego skarbu jest oczywiście więcej chętnych, Kot również buduje sobie, nieco niechętnie, drużynę składającą się z narzeczonej opuszczonej przed ołtarzem i szczeniaka-Pollyanny. Trochę magii, sporo naparzania się i układów choreograficznych, humor, bardzo dobra muzyka i mnóstwo mrugnięć do widza starszego.

”Visitors”, już z zacisza własnego fotela, to krótki serial o tym, co się może stać, gdy na Ziemi wylądują kosmici i nie będzie to prominentne miasto w USA, taki komediowy cross-over między Tales from the Loop i Miasteczkiem Twin Peaks. Richard, dawniej właściciel salonu gier video, decyduje się zostać policjantem, jak jego dziadek, aktualnie pacjent demencyjny. Pierwszego dnia służby zaczynają się dziać dziwne rzeczy - na niebie coś wybucha, a w miasteczku pojawiają się wzajemnie zwalczający się kosmici, agenci federalni oraz dawno zaginiony dziadek jednej z policjantek. Liczę na sezon drugi, bo zakończenie jest uroczo dwuznaczne i sugeruje zabawę w wiele rzeczywistości.

”Intergallactic” to dla odmiany brytyjska przygodówka w klimacie Expanse i Firefly: w XXII wieku, po drastycznych zmianach klimatycznych, na zubożałej we wszystkie źródła energii Ziemi ustanowił się Commonworld. Policjantka, córka kanclerki, zostaje oskarżona o poważne przestępstwo i zanim ustosunkowana matka zdąży zareagować, leci wraz z innymi przestępczyniami do kolonii karnej. Oczywiście szybko wychodzi, że to ustawka - więźniarki przejmują statek, na pokładzie jest też naukowczyni, oficjalnie wróg publiczny Commonworldu, a tak naprawdę jedyna osoba, która umie znaleźć nowe paliwo, niezbędne do przetrwania cywilizacji. Równie szybko okazuje się, że Commonworld wcale nie jest systemem idealnym, a raczej reżimem, więc sabotująca ucieczkę więźniarek policjantka staje przed również osobistym dylematem, czy wspierać rzeczywistość, w której się wychowała, czy stanąć po stronie rebelii. Dużo strzelanek, trup pada gęsto, girl power, cyniczny pilot do wynajęcia i różne ciekawe światy, jakie pasażerki statku zwiedzają w drodze do docelowej “Arkadii”. Niestety, nie docierają tam, bo serial został scancelowany po pierwszym sezonie. A szkoda.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 3, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 4