Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

W deszczu, czasem w słońcu

Inne miejsce tym razem i wielki foch wśród kilkorga rodziców, że termin, znany od września, jednak nie pasuje. Sądząc po frekwencji, jednak pasował. Mimo nagłych ataków ulewnego deszczu, owocujących przemoczeniem odzieży i obuwia niektórych, ale boso też dało się po mokrej trawie biegać; wyjątkowo chłodny czerwiec tego roku. Wprawdzie nie było przedstawienia, ale mama A. zorganizowała setkę kłębków wełny i wtem cała okolica okazała się plątaniną kolorowych nitek, które atakowały znienacka, zahaczały i czasem zwalały z nóg, zwłaszcza mniej sprawnych w chodzeniu.

Pierwotna chęć współdzielenia kawałka chleba (ciasta drożdżowego, kanapki z jajkiem i małosolnego), wspólne plucie pestkami czereśni, płacz 6-letniej H., która jednak chciała odzyskać wianek właśnie wrzucony w zarośniętą glonami strugę. Lokalny rudy kot, pół pers, bardzo się polubiliśmy, odwołuję wszystkie nacechowane negatywnie opinie o persach i okolicach, są cudownie mięciutkie i pięknie mruczą, nawet jeśli im zbywa na inteligencji z wyglądu.

Kiedy wracałam do domu, na horyzoncie zamajaczył jeden filar tęczy.

Poprzednie świętojanki: 2013 i 2014.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 19, 2015

Link permanentny - Kategorie: Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ - Tag: starczanowo - Komentarzy: 1

« Ziemowit Szczerek - Był sobie Polak, Rusek i Niemiec, czyli historie z Europy B - China Miéville - Miasto i miasto »

Komentarze

Basia

Ależ byliście splatani! a płacz za wiankiem, który odpłynął...:)

Skomentuj