Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o portugalia

O wybrzeżach

[30.01.2023]

Pytacie czasem, jak planuję moje małe wyprawy. Przede wszystkim muszę zwalczyć chęć wstawania bladym świtkiem (wschody słońca!), planowania przygód na cały dzień na korzyść posiedzenia w wodzie, czego domaga się zstępna, przeskakiwania z miejsca na miejsce, bo tyle dobrego się marnuje (a na Maderze szczególnie) aż do zachodu słońca. Czasem niewiele zostaje z wielkiej przygody, czasem pogoda jest taka sobie, ważne, żeby w trakcie był obiad w jakiejś sympatycznym, losowo wybranym miejscu. Kontynuując więc trasę dookoła zachodniego wybrzeża, zatrzymaliśmy się na obiad w okolicy São Vincente, w panoramicznej restauracji Quebramar, w której byliśmy jedynymi gośćmi. Trochę mżyło, nie odstraszyło mnie to jednak od wejścia na małą górkę, wszak urocza ławeczka. Ławeczka była mokra, jak również mokry był mech na zboczu małej górki, na szczęście nie obiłam się jakoś specjalnie mocno, za to się nieco ubłociłam. Jako że planowaliśmy jeszcze przejażdżkę przez las Fanal, przeszliśmy się tylko brzegiem morza i brzegiem serii jaskiń. Z parkingu widok na malutką, zamkniętą Capelinha de São Vicente i przepiękną dolinę z miasteczkiem.

Planowałam dojechać do Miradouro Ribeira da Janela, gdzie na kamienistej plaży ostańce, ale zatrzymaliśmy się najpierw przy uroczym kościółku Matki Boskiej Wcielenia (Igreja Nossa Senhora da Encarnação) z przylegającym cmentarzem, a potem przy Miradouro da Eira da Achada, skąd widok na nieskończony przestwór oceanu (i nikt się nie przewrócił), pogoda się mocniej osunęła w stronę deszczu i zaczęło się ściemniać, więc do plaży nie dotarłam. Następnym razem!

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 23, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: madera, portugalia, sao-vicente, ribeira-da-janela - Skomentuj


O niedojazdach

[2.02.2023]

Czasem jest tak, że człowiek się przygotowuje na przygodę, nauczony doświadczeniem z chłodem w górkach przyodziewa się należycie, wybiera taką górkę, na którą da się wjechać samochodem, po drodze wydaje ochy i achy, bo widoki jak z kalendarza, żeby u celu okazało się, że trzecia co do wielkości góra Madery, Pico do Areeiro, skąd widać najpiękniejsze zachody słońca, pozostałe szczyty, przełęcz między nimi, a nawet i Funchal, jest we mgle. I to takiej, która bynajmniej nie chce się rozwiać. Na pocieszenie więc zafundowałam sobie kawę z ciastkiem wśród wawrzynowych lasów przy Abrigo do Poiso, słońce na chwilę wychynęło za chmurki, ale szybko się schowało.

Po drodze na szczyt, jak coś widać, można zatrzymywać się przy licznych miradourach - udało mi się nie znaleźć ani, M. do Terreiro da Luta, ani M. do Pico Alto. Tuż przy szczycie albo w bardzo bliskiej odległości są Poço da Neve, Miradouro da Negra, Caminho Florestal das Serras de Setor António czy Miradouro do Juncal, nieco dalej - już autem - można podjechać na Pico da Adaga. Odbijając przy Abrigo do Poiso, dojeżdża się do podobno równie malowniczych Ribeiro Frio i lewady dos Balcões.

[30.01.2023]

Podobnie wyglądała wycieczka na jedną z piękniejszych, porównywaną z hawajskimi, czarną piaszczysta plażą w Seixal. Podjechaliśmy od Rua do Porto da Laje, obejrzeliśmy sobie przepiękną zatoczkę z góry, spotykając czerwone kraby, ale żadnej drogi nijak nie zlokalizowałam. Żyćko. Wracając do pobliskiego Sao Vincente, o czym niebawem, zatrzymaliśmy się przy jednym z wielu wodospadów, zdaje się, że przy Cascata do Córrego da Furna.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 18, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: madera, portugalia, seixal, pico-do-areeiro - Skomentuj


O idolach, czyli wyprawa na wschód

[1.02.2023]

Gdy tylko usłyszałam, że Madera ma swojego gigantycznego, 17-metrowego Chrystusa, nieco mniejszego niż brazylijski, ale za to starszego - bo z 1927 roku, oczywiście że musiałam pojechać zobaczyć. Dotknąć się nie da, bo statua ogrodzona jest gustownym ogrodzeniem z blachy falistej, ale co pomnik nie dowygląda, to ogarnia okolica. Pomnik stoi na górze klifu na przylądku Garajou, a można go w pełnej krasie ogladać ze starego punktu obserwacyjnego - kiedyś wielorybów, dziś wszystkiego innego, widać również Wyspy Pustynne (Ilhas Desertas). Do punktu trzeba zejść, a potem wrócić, po 220 dość stromych schodkach, zdecydowanie warto, bo widoki w obie strony nader przyjemne. Ale to nie koniec - tuż obok Chrystusa Króla mieści się stacja kolejki gondolowej Teleferico do Cristo Rei, którą niedrogo (€4/osoba) można zjechać 200 metrów w dół na małą kamienistą plażę, z leżakami, barem i cudownie błękitną wodą i pasiastymi skałami. W Bar Restaurante O Mero kawa i ciastko, bardzo przyjemna szarlotka na ciepło, dodatkowo na stanie są nie za czyste, ale miłe koty. Warto sprawdzać, do jakiej godziny jeździ kolejka, bo po ostatnim kursie na górę można wrócić tylko piechotą, droga jest od pewnego momentu zamknięta dla samochodów. Na górze spory darmowy parking, na dole i górze darmowe toalety, na dole też przebieralnie dla tych, którym kamienista plaża nie straszna.

Klify po lewej od Ponta do Garajau Klify po prawej / Christo Rei Tam były wieloryby Tu był Stich / Opuncje i klify Widok na Funchal Droga na przylądek / Okno na zatokę Praia de Garajau Dolna stacja kolejki / Klify Przyjazny lokales Plaża, niestety kamienista / Skałki przy plaży Wielki błękit Lost and found / Warstwa skał, warstwa kamieni Dolna stacja kolejki / Ocean

W pobliżu jest wprawdzie mała piaszczysta plaża w Caniço, ale wybraliśmy się na leżącej nieco dalej znaną już plażę w Machico; teraz oczywiście ubolewam, bo Prainha wygląda na uroczą. To jedno z niewielu miejsc - poza Funchal i Cabo Girao - które odwiedziliśmy ponownie. Trochę za zimno na całkowite zanurzenie, ale bardzo przyjemny piasek, a w wodzie ławice rybek. Oczywiście przy plaży parking, częściowo płatny[1] i toaleta.

Widok z molo Rybki! / Molo Widok na miasto Plane spotting / Pąkle Marina

[1] Często miejsca płatne i bezpłatne są tuż obok siebie, płatne są zaznaczone niebieskimi liniami, bezpłatne - białymi.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 14, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: machico, madera, portugalia, ponta-garajou - Skomentuj


O tym, że mgła i zimno

[30.01.2023]

Madera ma tę rzadką cechę, że wystarczy kilkaset metrów, żeby temperatura i klimat dramatycznie się zmieniały. Wyjechaliśmy rano z południowego, słonecznego São Martinho, sandałki, gołe nogi, sukienka, cienka bluza; było miło w mglistym São Vicente (o czym niebawem), po czym w miejscu, na które czekałam chyba najbardziej podczas wyjazdu, okazało się, że jest dramatycznie zimno, a pożądana mgła jest obrzydliwie nieprzyjemna, zaś równie pożądany, soczyście zielony mech stanowi podstępne podłoże. Cała wycieczka zmarzła, jeden z uczestników obraził się na świat po wywinięciu sążnistego orła, nie spędziliśmy więc za wiele czasu w krainie mgieł powoli przelewających się przez prehistoryczne polany laurowego lasu Fanal (Posto Florestal do Fañal). Dojeżdża się autem, na miejscu jest darmowy parking i toaleta i to wszystko. Można iść w mech i paprocie, próbować podejść kudłate krówki i takież owieczki (u mnie gdzieś majaczą w tle jako kolorowe punkciki, podobnie zresztą ludzie). Mgła bywa kapryśna, ze zniknięciem mgły podobno znika cała magia, ale dla odmiany robi się cieplej. Nie zdziwicie się zapewne, że tam wrócę?

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 11, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: madera, fanal, portugalia - Skomentuj


Na zachodzie bez zmian

[31.01.2023]

Nie ukrywam, że jarałam się jak Cintra, kiedy po 5 latach wsiadłam do samolotu! na wakacje! zimą! Co zabawne, to właśnie Madera była ostatnim miejscem, do którego leciałam. Tak, mogłam wcześniej, ale jakoś wydawało mi się nieco nierozważne w czasie pandemii, czekałam też, aż będzie można lecieć bez maseczek. O lotach, lotniskach, hotelu - niebawem, chronologia jest dla słabych, teraz przejdźmy płynnie do klifów, bo co jak co, ale klify Madera ma obłędne. W zasadzie gdzie się nie pojedzie - na południe czy na północ, na wschód czy na zachód, klify są z każdej strony. A jak nie klify, to punkty widokowe, uczynnie nazwane miradouro. W tym odcinku dwa przystanki po zachodniej stronie wyspy.

Na Ponto Pargo (przylądku), najbardziej wysuniętym na zachód (dalej już tylko smoki), stoi niewysoka, ale w pełni funkcjonalna 100-letnia latarnia - Farol da Ponta do Pargo. Nie zarejestrowałam, czy można zwiedzać samą latarnię, na pewno można muzeum na parterze budynku, ale wesoła wycieczka się na to nie skusiła. Latarnia stoi na, nie zdziwi Was zapewne, stromym klifie o wysokości 450 m n.p.m., takim bez barierek, więc oczywiście włącza mi się automatycznie moduł paniki pt. “zaraz ktoś spadnie”. Pod klifem są pola uprawne, pewnie da się tam dotrzeć, żeby spojrzeć na górę. A widoki za miliony dolarów. Darmowy parking, darmowa toaleta (wiem, czekałyście na to).

Farol da Ponta do PargoKlif po lewej / Klif przed latarniąW dół z klifu, bez barierki!Za dużo kamieni / Ale latarnia naderKlif po prawejLokales na płaskim / Kolejny klif

W Achadas da Cruz dla odmiany na brzegu podobnie wysokiego klifu umieszczono górną stację kolejki wagonikowej, reklamującą się jako najbardziej stromą - 98% nachylenia zjazdu. Przerażające jest to tylko przez chwilę, zjazd jest łagodny i dość szybki - całe 5 minut. Na lewo jest urokliwa zatoczka z kamienistą plażą, na prawo opuszczone chaty i pola uprawne - Fajã Nunes. I widoki jak u Tolkiena, zwłaszcza przed zimowym zachodem słońca w okolicach 18:40 (wiem, dzień prawie dwie godziny dłuższy niż w Polsce, tyle wygrać!). I ocean, zaskakujący kolorystycznie - miejscami granatowy, miejscami wpadający w idealny turkus. Wiało solidnie, nie było zimno, ale tak na bluzę akurat, wiatr przemiatał chmury, więc światło zmieniało się z minuty na minutę. Całość spaceru da się ogarnąć w godzinę, trzeba tylko uważać, bo kolejka ma przerwę w ciągu dnia, a koło 18-19 (zależy od sezonu) kończy jeździć. Wagoniki są dwa, zjeżdżają i wjeżdżają, kiedy są chętni, podobno jest przycisk, którym można z dołu zgłosić chęć wjazdu, przycisku nie znalazłam, ale wystarczyło pomachać do kamery i operator otworzył wagonik. Podobno da się wspiąć na górę na piechotę, trasa to - w zależności od źródła - 2,5-4,5 km i jest dość niewymagająca, ale wejście trochę trwa, bo trzeba wspiąć się na te 450 metrów klifu. Podobno, ponownie, da się przenocować na dole za niewygórowaną opłatą, ale trzeba się umówić z operatorem kolejki. W styczniu jest szaro-zielono, sądząc po zdjęciach latem wszystko kwitnie, więc jest jeszcze piękniej. Na górze darmowy parking, darmowa toaleta.

Klif z barierkąTeleferico / Widok z dołuPlaża, niestety kamienistaKlify z dołuŚwięty nawigacyjny na dole / Ja i mój cieńTeleferico na górzePogodnie / Wtem dramatyczne koloryŚródziemie

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 8, 2023

Link permanentny - Tagi: madera, portugalia, ponta-pargo, achadas-da-cruz - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Komentarzy: 2


Czy warto przespacerować się wzdłuż lewady

TL;DR - warto.

Unikatowe, występujące na Maderze lewady to wąskie kanały, służące do transportu wody deszczowej i skraplającej się mgły z północy i w centralnej części wyspy do suchej części południowej (wybrzeża). Wzdłuż kanałów poprowadzone są ścieżki, oryginalnie dla konserwatorów kanalizacji, którzy dbają o to, by lewady były w dobrym stanie, potem zaadaptowane jako szlaki turystyczne. Lewad na całej wyspie jest ponad 2 tysiące kilometrów i ciągle budowane są nowe. Niektóre mają minimalny kąt nachylenia i przechodzenie wzdłuż nich to spokojny spacer, inne mają średni poziom trudności, ale bywają też naprawdę trudne, na które wejście może być zamknięte przy złej pogodzie. Lewady 25 Fontes i Risco, którymi szłam, należą do szlaków o średniej trudności, chociaż są na nich strome schody. Bez problemu przechodzą je dzieci (wahałabym się z zabraniem tam 3-4 latka ze względu na przepaść po jednej stronie, od której czasem oddziela tylko lina; widziałam jednak ludzi nawet z niemowlętami i z wózkami, ci ostatni jednak pozostawali u podnóża schodów, czekając na powrót niezmotoryzowanej reszty wycieczki).

Spacer wzdłuż lewad jest bardzo przyjemny, chociaż temperatura odczuwalna czasem spada poniżej przyjemnego optimum, również ze względu na wysoką wilgotność (warto mieć coś ciepłego do założenia na górę i na dół), dookoła dziewicza przyroda, szumi płynąca woda (można pić!), a widoki - jak to zwykle w górach - bywają obłędne. Trasa wiedzie przez reliktowy las laurowy, w którym oprócz drzew wawrzynu rosną rośliny na niespotykaną gdzie indziej skalę - gigantyczne paprocie, wrzośce osiągające wielkość kilkumetrowych drzew (w Polsce to kilkunastocentymetrowe krzewinki) czy drzewiaste mniszki.

Na przejście lewadami nie trzeba pozwoleń, można podjechać samodzielnie samochodem albo autobusem do jednego z punktów startowych, ma to jednak tę wadę, że trzeba wrócić do punktu rozpoczęcia, co oznacza, że najpierw się przyjemnie schodzi w dół, ale potem trzeba trasę powtórzyć pod górę (lub, w przypadku lewad 25 Fontes i Risco, można wrócić za kilka euro od osoby busikiem). Z lenistwa wybrałam opcję wycieczki zorganizowanej, gdzie autokar podwozi na parking na górze, a po 3-4 godzinach czeka na dole.

Część trasy obu lewad się nakłada, po zejściu ok. 120 metrów w 1/3 trasy pojawia się rozgałęzienie - na poziomie 1000 m n.p.m jedna ścieżka (około kilometra w jedną stronę) wiedzie wzdłuż lewady Risco do wodospadu o tej samej nazwie (po płaskim), druga ścieżka (około 4 km) po zejściu stromymi schodami o kolejne 100 metrów prowadzi wzdłuż lewady 25 Fontes do kolejnego wodospadu. Wodospad Risco powstaje z deszczu, który pada na Płaskowyż Paul da Serra. Woda przesącza przez porowate, wulkaniczne skały, wydostaje się tutaj na wysokości 100 metrów i daje początek lewadzie. Przechodząc lewadą 25 Fontes, trafia się na mostek u podnóża wodospadu, gdzie widok również jest imponujący. Na lewadzie 25 Fontes droga robi się bardziej wymagająca - po przejściu kilkudziesięciu kamiennych schodów w dół i kolejnych w górę (przy podstawie wodospadu Risco) ścieżka z szerokiej robi się wąska, a przepaść zbliża się do niej. Zwykle są zabezpieczenia w postaci rozciągniętych linek, ale raczej warto chwytać się brzegu kanału, który na tym odcinku jest wysoki i sięga wysokości biodra. Zwykle są dostępne dwie ścieżki - górna tuż przy kanale i dolna bliżej przepaści, ale zdarzają się wąskie przesmyki, gdzie trzeba się minąć z powracającą grupą (podpowiedź: ostrożnie). Na końcu trasy jest malownicze, lodowate jezioro (nie przeszkadza to robić sobie przy nim zdjęć w negliżu) i wodospad, zbierający wodę z 25 (lub więcej) źródeł.

Cała trasa zajmuje, z przystankami, ok. 3-4 godzin, bo wodospady są ślepymi zakończeniami tras i w sumie wykonuje się drogę w kształcie litery Y. Jak wspomniałam na początku, podróżując samodzielnie należy wrócić w punkt wyjścia, co oznacza przejście prawie 200 metrów do góry (albo skorzystanie z busika); wycieczka zorganizowana umożliwia pozostanie na poziomie lewady Risco, a na parking można wrócić wąskim tunelem, którym przebiega rura dostarczająca wodę z lewad do gospodarstw. Jakkolwiek moje dziecko szło całą drogę żwawo, tak w tunelu, gdzie drogę oświetlały latarki i telefony, jednak się bała.

Po drodze można spotkać pasące się krowy (pardą, bydło domowe), dość luźno traktujące kwestię omijania dróg; autokar musiał hamować, bo ruda kudłata krowa zdecydowała się na obgryzanie liści, stojąc na jednym z pasów i bynajmniej obecność samochodów jej nie deprymowała. Zdjęcia delikwentki nie mam.

Gdzieś tam jest Pico Ruivo Wspólna część trasy / Lewada 25 fontes Drzewo jagodowe, wyższe od człowieka Wodospad Risco Endemiczna ptaszyna, chyba rodzaj zięby Mniszek, też wyższy od człowieka / Wodospadzik Lewada 25 Fontes, górna ścieżka Zejście z lewady Risco do 25 Fontes / Tunel, strasszny Dolina zalesiona eukaliptusem, który się rozplenił po pożarach z 2016

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 12, 2018

Link permanentny - Tagi: 25-fontes, portugalia, madera, risco - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj