Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
[2.02.2023]
Czasem jest tak, że człowiek się przygotowuje na przygodę, nauczony doświadczeniem z chłodem w górkach przyodziewa się należycie, wybiera taką górkę, na którą da się wjechać samochodem, po drodze wydaje ochy i achy, bo widoki jak z kalendarza, żeby u celu okazało się, że trzecia co do wielkości góra Madery, Pico do Areeiro, skąd widać najpiękniejsze zachody słońca, pozostałe szczyty, przełęcz między nimi, a nawet i Funchal, jest we mgle. I to takiej, która bynajmniej nie chce się rozwiać. Na pocieszenie więc zafundowałam sobie kawę z ciastkiem wśród wawrzynowych lasów przy Abrigo do Poiso, słońce na chwilę wychynęło za chmurki, ale szybko się schowało.
Po drodze na szczyt, jak coś widać, można zatrzymywać się przy licznych miradourach - udało mi się nie znaleźć ani, M. do Terreiro da Luta, ani M. do Pico Alto. Tuż przy szczycie albo w bardzo bliskiej odległości są Poço da Neve, Miradouro da Negra, Caminho Florestal das Serras de Setor António czy Miradouro do Juncal, nieco dalej - już autem - można podjechać na Pico da Adaga. Odbijając przy Abrigo do Poiso, dojeżdża się do podobno równie malowniczych Ribeiro Frio i lewady dos Balcões.
[30.01.2023]
Podobnie wyglądała wycieczka na jedną z piękniejszych, porównywaną z hawajskimi, czarną piaszczysta plażą w Seixal. Podjechaliśmy od Rua do Porto da Laje, obejrzeliśmy sobie przepiękną zatoczkę z góry, spotykając czerwone kraby, ale żadnej drogi nijak nie zlokalizowałam. Żyćko. Wracając do pobliskiego Sao Vincente, o czym niebawem, zatrzymaliśmy się przy jednym z wielu wodospadów, zdaje się, że przy Cascata do Córrego da Furna.