Więcej o
panie
Doktor Tobi Fleishman rozstał się z żoną w miarę pokojowo, odstąpił jej wspólne mieszkanie, dziećmi mieli zajmować się naprzemiennie. Do tego jako wolny człowiek odkrył, że jest pożądanym kąskiem na rynku aplikacji randkowych, korzysta więc bez skrępowania z podsuniętych przez aplikację okazji, po czym zapomina o osobie. Wszystko się sypie, kiedy była żona, Rachel, niespodziewanie oznajmia, że wyjeżdża na weekend z jogą, zostawia mu dwójkę dzieci poza harmonogramem, po czym z weekendu nie wraca. Tobi miota się, usiłując samodzielnie ogarnąć wymagającą pracę lekarza, dzieci - tym bardziej, że są wakacje i jeszcze gdzieś dla siebie wyskrobać trochę czasu na, jak to nazywa w rozmowach z dziećmi, spotkania. Wściekłość z powodu opuszczenia dzieci przez Rachel powoli przechodzi w żal za ich związkiem, chociaż to żal głównie za rozproszeniem odpowiedzialności, byciem pochwalonym, że ogarnia; nie tęskni za wieczną irytacją żony, jej zmęczeniem, jej poczuciem wyższości, bo to ona zarabiała więcej, ale też wiecznie była w rozjazdach. Zastanawia się, jak z dwojga do szaleństwa zakochanych ludzi przeszli do momentu, kiedy się nienawidzą i potrafią sobie tylko wytykać potknięcia, niejako przy okazji wspominając przyjaciół z dawnych czasów - Libby i Setha. Co ciekawe, mimo że pierwsza część książki przedstawia punkt widzenia Tobina, to właśnie Libby jest wszechwiedzącą (a może tylko opierającą się na tym, co przekazał jej Tobi) narratorką. W pewnym momencie wraca Rachel, przypadkowo spotkana przez Libby; przeżyła załamanie nerwowe po tym, jak posypał się jej związek, kochanek okazał się być równie wymagający jak mąż, a jej praca, w której się jednocześnie spełniała i spalała, niesatysfakcjonująca.
To kolejna dekonstrukcja amerykańskiego mitu rodziny, z drobnym przesunięciem - co się dzieje, kiedy żona więcej zarabia, a na męża - też aktywnego zawodowo - spada konieczność niepłatnej opieki nad domem i dziećmi. I mimo tej dysproporcji zarobkowej, żona również jest prześladowana przez system - ciąża oznacza zatrzymanie awansu, po traumatycznym porodzie, kiedy była potraktowana przemocowo i przedmiotowo, zostaje napiętnowana jako nieobecna matka, za mało kochająca dzieci. Podobne obserwacje ma Libby, patrząc na swoje małżeństwo i liczne związki Setha, który wreszcie, po latach, decyduje się na jedną partnerkę. Wniosek końcowy jest taki, że wszyscy coś tracą, zarówno wchodząc w związek, jak i go niszcząc, nie ma wygranych.
#13
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 12, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Po wyprowadzce z Wymarzonego Domu rodzina Blythe'ów - Ania, Gilbert i mały Jim (Jem) - przeprowadziła się do Glen St. Mary i zamieszkała wraz ze służącą Zuzanną Baker w pięknym domu o nazwie Złoty Brzeg. W międzyczasie Ania urodziła kolejnych dwóch synów - Waltera i Shirleya (porodu tego drugiego omal nie przypłaciła życiem i bardzo długo dochodziła do siebie) i dwie córki - bliźniaczki Nan i Di, aktualnie jest znowu w ciąży z ostatnim dzieckiem, Rillą; ciąża jest jakimś cudem skrywana przed dziećmi. W Złotym Brzegu pomieszkuje też wiecznie niezadowolona ciotka Gilberta, Mary Maria, na szczęście w połowie tomu przypadkiem udaje się ją skutecznie obrazić i po wielu tygodniach wyjeżdża. Poszczególne historyjki dotyczą głównie przygód potomstwa Ani: dramatyczne poszukiwania Jima, który zasnął na półpiętrze, czekając, aż rodzice wrócą do domu, narodziny Rilli i ucieczka Waltera z domu sąsiadów, gdzie rodzice odstawili go na czas porodu, nie wyjaśniając mu, co się dzieje, niefortunne przygody Nan i Di z koleżankami ze szkoły, smutne historie o tym, że w Złotym Brzegu nie trzymają się zwierzęta (i wielokrotne przerażające wtrącenia o topieniu kociąt, brr), obrazoburcza opowieść o Nan robiącej zakłady z bogiem i jej nadczynnej wyobraźni, wreszcie o sepleniącej Rilli, która wstydziła się chodzić z ciastem do kościoła. Tylko Shirley został pominięty i sprowadzony do roli rekwizytu.
Sama Ania poza przyjmowaniem i odbywaniem wizyt u przyjaciół, ogrodem i snuciem się po domu z rozmarzonym wzrokiem, jest zmęczona i znużona tymi monotonnymi i niekończącymi się obowiązkami, mimo że gotowaniem, sprzątaniem, naprawianiem odzieży i w zasadzie wychowaniem dzieci zajmuje się Zuzanna. Wraca do swatania (tym razem jest to niewypał), uczestniczy w pikowaniu kołder z Kołem Pomocy, pisze “epitafę” dla pewnej upierdliwej wdowy, wreszcie przeżywa okropne chwile, kiedy z wizytą przyjeżdża Krystyna Stuart, dawna flama Gilberta. Pojawia się też przeczucie nieszczęścia, bo nad głową śpiącego Waltera cienie układają się w krzyż. W tle oczywiście mnóstwo ploteczek z Glen St. Mary, również przerażających typu ”He smiled when he told her after her little baby was born dead that she might as well have died, too, if she couldn’t have anything but dead brats”. Urocze.
Wreszcie tłumaczenie - jednocześnie z oryginałem czytałam wersję Naszej Księgarni z 1990 roku w tłumaczeniu Aleksandry Kowalak-Bojarczuk. Nie czepiam się tłumaczenia imion, chociaż uparte tłumaczenie Jen, Jane, Jessie na Jankę dość irytuje, Kenneth tym razem stał się Krzysiem (a nie Karolem), zaś z niewiadomych przyczyn niejaka Candace stała się Condance, jest jednak wiele błędów tłumaczenia (four to sześć albo osiem, five to siedem, buttercups to uparcie bratki, magenta to czerwony, zaś red to purpurowy, mince pies to rolady mięsne, irises to narcyzy, cream soup to zupa śmietanowa, fried parsnip to smażona cebula, weed-killer to trujące zioła, a spare-ribs to kotlety schabowe) lub zmieniających sens (typu usunięcie negacji). Podobnie jak w “Szumiących Topolach” wyleciały z tłumaczenia całe akapity, owszem, zwykle bez wpływu na akcję. Braki i tłumaczeniowe wpadki zaznaczyłam w pdf.
Inne tej autorki tutaj.
#12
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 10, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 5
Możecie mnie dotknąć, oficjalnie jestem czytelniczką noblistki. Tyle że nie rozpędzajcie się, bo mi się nie podobało. Biorę poprawkę na to, że to nie jest powieść, tylko takie niewiadomoco, ni to opowiadania, ni nowelki, czasem zdarzają się kilkuczęściowe historie rozdzielone innymi. Ogniwem “spajającym” całość jest motyw podróżowania - od zwykłego turystycznego, przez służbowe i za chlebem, aż do podróży jako ucieczki od swojego, czasem trudnego życia. Cudzysłów dodałam celowo, bo ta spoina jest zaprojektowana mniej więcej jak algorytm rolek na Instagramie - rzeczy pojawiają się w losowej kolejności, czasem na podstawie tego, co czytelnika może zainteresować, czasem zupełnie przypadkowe, gdzieś tam przewija się wspólny wątek. Tu jednoakapitowa obserwacja z okna samolotu, tu kilkadziesiąt stron rozważań o plastynacji ciała ludzkiego, badań tkanek, przerywane listami wdowy po służącym wieki temu u dworu czarnym, który - mimo że za życia był traktowany jak inni tej pozycji - po śmierci został wypchanym eksponatem w muzeum kuriozów. Z współczesnego wyjazdu na wakacje nagle następuje przeskok do Renesansu. Przewracałam kolejne kartki i miałam coraz bardziej zdziwione oczy. Bo, owszem, to nie jest zła proza. To dobra proza, przemyślana, przekazująca wiernie kondycję świata, autorka umie w obserwację, umie w risercz, czasem jest lekko ironiczna, czasem nieco zdziwiona, ale raczej pozytywna, miejscami jednak wpada w banał, a treść brzmi jak losowy status z Facebooka. Ale forma jest dla mnie nie do przyjęcia; rozumiem, że to są migawki, że tak postrzegamy świat, zwłaszcza w podróży, widzimy scenkę, urywek i już jesteśmy dalej, ale tego nie kupuję jako czytelniczka.
Dostałam kilka polecanek, co powinnam przeczytać Tokarczuk i że mam się nie zniechęcać; nie mówię nie, ale raczej nie nastąpi to za szybko.
#9
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 5, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Narratorka, którą ze względu na pamiętnikarsko-eseistyczny sposób narracji utożsamiam jednak z autorką, opowiada o samobójczej śmierci swojego przyjaciela, pisarza i wykładowcy literatury. Mężczyzna popełnił samobójstwo w kwiecie wieku, zostawiając trzecią żonę i, jak się okazuje po pogrzebie, psa: wielkiego doga arlekina. Pies jest po przejściach, został przez mężczyznę znaleziony kilka lat wcześniej w parku, nie udało się znaleźć właściciela, któremu się zgubił lub który go porzucił, teraz bardzo źle reaguje na brak swojego człowieka. Narratorka czuje się wmanewrowana przez przyjaciela, ale zgadza się, bo czuje wspólnotę doświadczania żałoby. Narracja przez to jest dwuwątkowa - dygresyjne wspomnienia o zmarłym przeplatają się opowieścią o stopniowym oswajaniu starzejącego się, łagodnego olbrzyma o imieniu Apollo. Niby prosta opowieść o przyjaźni nieco się komplikuje, bo tak naprawdę nie wiem po przeczytaniu, kim jest tytułowy przyjaciel - czy człowiek, który zdecydował się odejść, czy pies, dla którego dom narratorki był trzecią w życiu i prawdopodobnie ostatnią przystanią. I wtedy pojawia się koniec, który zmienia całą wymowę książki; zwykle w przypadku takiego rozwiązania fabularnego miałam poczucie oszukania, ale tu tak nie było, bo to bardzo przewrotna opowieść, która finalnie jest przede wszystkim historią o byciu pisarzem.
Książka nie jest długa, na dwa wieczory, ale ile tu się dzieje! Dojrzałe, introspektywne przeżywanie żałoby, na którą de facto świat autorce nie pozwala, wszak była tylko przyjaciółką, nie żoną, partnerką jednorazowego romansu, zawsze gdzieś z boku, przeplata się z erudycyjnymi nawiązaniami literaturowymi i opowieści o codzienności pracy wykładowcy/-czyni i pisarza/-rki (jest i narzekanie na tych dzisiejszych studentów). Jest obserwacja mechanizmów, które sprawiały, że (do czasu) mężczyźnie na stanowisku wolno było uwodzić studentki, wprowadzać atmosferę erotyzmu przez umiejętny dobór literatury; gdzieś na marginesie pojawia się wątpliwość, czy bycie pisarzem zwalnia ze społecznych mechanizmów kontroli (patrz: “Lolita”) i odwrotnie - czy cancel culture w uproszczeniu odrzucająca wszystkich twórców, nie prezentujących “się jako osoba, którą chcielibyśmy mieć za przyjaciela, co oznacza kogoś postępowego i prowadzącego zdrowy tryb życia”, to zdrowe podejście. Wreszcie pies jako towarzysz człowieka, nie w kontekście codziennych spacerów, ale jako archetyp wierności i miłości po grób - Hachiko czy Greyfriars Bobby. Autorka pokazuje literaturowe przykłady miłości, czasem przerażająco skrzywionej, niejednoznacznej antropomorfizacji zwierząt, wreszcie prawdziwego bólu, kiedy to człowiek musi zdecydować o tym, żeby cierpiącemu zwierzęciu pozwolić odejść. Zastanawia się, ile w tym jest egoizmu, a nie miłości, bo niedaleko tutaj do pytania, czy komuś, kto cierpi, powinno się pozwolić odejść (patrz: przyjaciel, który zdecydował się zakończyć swoje życie).
Rzadko mam takie poczucie, ale to książka do powtórnego przeczytania, również w odniesieniu do niespodziewanego zakończenia.
Inne tej autorki:
#5
Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 18, 2023
Link permanentny -
Tagi:
2023, beletrystyka, panie -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 2
Babcia Stasia umiera, trafia do szpitala, ale nie że tylko leży i życie z niej uchodzi, tylko rozstawia wszystkich po kątach, wspomina swojego rumuńskiego kochanka Dimę i żąda od wnuczki, jedynej osoby, która ją odwiedza, dostarczania używek. Wnuczka, Magda, przychodzi codziennie, bo babcia - w przeciwieństwie do reszty rodziny - ją wspiera w trudnym procesie tranzycji, a do tego opowiada fantastyczne historie, które pozwalają Magdzie zapomnieć o samotności i smutku osoby trans, dodatkowo z kiepskimi perspektywami zawodowymi mimo ukończonych studiów. Dwie opowieści osób, które zawsze było nieco z boku, trochę inne, jedna widoczna z daleka i ignorująca to, że się wyróżnia, druga z kolei za wszelką ceną usiłująca się schować, żeby nie było widać, jak bardzo inna się czuje, przeplatają się ze sobą, zahaczając dygresyjnie o “Cwaniary”. Finał, jak to w życiu, jest trochę smutny - babcia Stasia umiera, ale z drugiej strony miała barwne, bogate życie, w finale trafiła do Bukaresztu, a na samym końcu pozwoliła Magdzie na cieszenie się życiem.
Może nie jest to jakaś wyrafinowana fabularnie powieść, ale to wciągający kawałek o inności, kiedyś i współcześnie, napisany przez autorkę z fantastycznym wyczuciem językowym. Jeśli podobały się Wam inne książki Chutnik, to ta też podejdzie.
Inne tej autorki tutaj.
#3
Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 11, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Zdecydowanie nie jest to książka dla młodych rodziców.
Niby od pierwszego, krótkiego rozdziału wszystko wiadomo oraz czytelniczka myśli, że straszniej nie będzie - niania zamordowała dwójkę dzieci, którymi się miała opiekować i próbowała zabić też siebie - ale im dalej w opowieść o najlepszej opiekunce, tym straszniej. Myriam, Arabka z pochodzenia, urodziła pierwsze dziecko na studiach, drugie niedługo potem, w międzyczasie ogromnym wysiłkiem udało się jej te studia skończyć, ale nie ma opcji na pracę w takich warunkach, nie mówiąc też o powrocie do beztroskiego życia z mężem, Paulem. Zaczynają więc szukać, wymagania mają wysokie - nie emigrantka, bo kłopot i trudno kontrolować, czysta, bez zobowiązań rodzinnych, żeby w razie czego mogła być dyspozycyjna poza godzinami pracy. Kiedy znajdują Louise, są zachwyceni - spokojna, skromna 40-latka uwielbia dzieci, bawi się z nimi, dba o nie, doskonale gotuje dla wszystkich, prasuje, sprząta, jakby co, zostanie do późna, a nawet na noc, a przy tym zna swoje miejsce, nie próbuje się zaprzyjaźniać z pracodawcami. I do pewnego momentu dla Myriam i Paula to sielanka. Zabierają Louise na wakacje w Grecji, jak się okazuje, to pierwsze w ogóle wakacje w życiu opiekunki, wygląda na to, że jest z nimi szczęśliwa. W pewnym momencie zaczynają dostrzegać drobne, niepokojące sygnały - przeraźliwe skąpstwo Louise, jej skrywaną złośliwość i nieskrywaną zaborczość w stosunku do ich dzieci i domu, pojawia się problem z komornikiem, który odkrywa ogromne zadłużenie niani, m.in. w Urzędzie Skarbowym. Nic jednak nie zwiastuje dramatu, bo nikt poza narratorem nie wie, co się dzieje w głowie Louise i jaka jest jej dramatyczna przeszłość.
Bardzo wieloznaczna historia, podobno na faktach. Mimo tego, że Myriam miała poczucie dobrego wyboru, wybrała najgorzej jak mogła, mimo że zatrudniła jako nianię Francuzkę i to z referencjami. Mocno zarysowany jest problem bycia matką, kosztem wyboru - albo rezygnacja z siebie i poświęcenie, albo trudna decyzja zostawienia dzieci z kimś obcym; Myriam zapłaciła tutaj dramatycznie wysoką cenę za próbę utrzymania i rodziny, i kariery. Pada w pewnym momencie pytanie, czy można to było wychwycić, zapobiec, pomóc Louise, zanim zdecydowała się na ten krok, absurdalnie, zostaje to wyśmiane przez policję.
Inne tej autorki:
#1
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 8, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
beletrystyka, panie, 2023
- Skomentuj