Więcej o
ogrod-botaniczny
Nie ukrywam, że zaplanowałam głównie odpoczynek. Leniwe Costa Teguise zdecydowanie temu sprzyjało (o czym w ostatnim odcinku), ale żeby się wyspa nie zmarnowała, wybieraliśmy opcje krótkoterminowe i niewyczerpujące. Odwiedzenie Mirador del Haría pozwala na przejechanie przez piękną dolinę Haría z miasteczkiem o takiejż nazwie, tu i ówdzie można się zatrzymać. Nie zdziwi Was zapewne to, że w miasteczku mieszkał Manrique; tu można zwiedzić drugi z jego domów-muzeów, podobno zawiera bardziej osobiste rzeczy niż siedziba fundacji w Tahiche (podobno, bo wycieczka była bardziej zainteresowana kawą i lodami). Za miasteczkiem Haría, na drodze LZ-10, teoretycznie można znaleźć punkt widokowy (darmowy, tym razem). Teoretycznie, bo w miejscu oznaczonym jako Mirador jest w 2019 tylko droga i rozbabrana budowa; szczęśliwie kilkaset metrów i dwa ostre zakręty dalej jest restauracja Los Helechos z parkingiem i widokiem na sielską Dolinę Haría (w gratisie podeszczowe chmurki). To był jedyny dzień, kiedy zmarzłam z gołymi nogami (bo deszcz i wysokość).
O tym, czemu Jardín de Cactus jest unikalny, można przeczytać w notce sprzed 5 lat. Wprawdzie miałam poczucie, że jak już raz widziałam, to nie chcę ponownie, ale oczywiście dało się to łatwo wyprostować, bo to przemiłe miejsce. Robiłam dwa podejścia - jednego dnia wtem okazało się, że po burzy padła infrastruktura, nie działały bankomaty i płatność kartą (nie wiem czemu gotówka jakoś się mnie nie trzyma, nawet na takie okazje), dopiero drugiego udało się przejść przez kasę. W środku budyneczki zaprojektowane przez tego Bobka, zwłaszcza urocze są wolnostojące toalety i oświetlenie w kawiarni. Można kupić kaktus, aloes[1] i zjeść hamburgera z kaktusem.
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Otóż jak wiadomo, Kanary aloesem stoją i wszędzie można kupić pudełka z grubą sadzonką. Problem w tym, że sadzonka okazuje się być zwyczajnie odciętą gałązką, która - pozostawiona na dłużej - zwyczajnie zwiędnie. Warto sprawdzać, czy sadzonka ma doniczkę i korzeń, a nie tylko kartonik.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 28, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
hiszpania, lanzarote, wyspy-kanaryjskie, mirador-del-haria, jardin-del-cactus, ogrod-botaniczny
- Komentarzy: 1
[30.09.2017]
木漏れ日 (hiragana こもれび, rōmaji komorebi)
sunlight filtering through trees
Zdjęcia z tego dnia, kiedy - w przeciwieństwie do dziś i ostatniego tygodnia - było słońce.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 23, 2017
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
ogrod-botaniczny
- Skomentuj
[17.04.2014]
Nie byłam jeszcze wiosną w Ogrodzie Dendrologicznym. Wcześniej byłam słoneczną, rozświetloną jesienią, a jeszcze wcześniej upalnym, leniwym latem. Za każdym razem mnie bawi odkrycie, że tuż przy ruchliwej Niestachowskiej, gdzie albo się pomyka 80 km/h, albo stoi w mozolnie pełznącym korku, jest cisza, zieleń i gęsta trawa. Rododendrony, magnolie, platany i paproć, która przypomina konspirujących obcych. Lubię paproć. Maj wbrew biologii zrywał mniszki i ofiarnie sadził ich płatki w ziemi, chociaż nie miał specjalnie nadziei, że mu coś z płatków wyrośnie.
GALERIA ZDJĘĆ.
[EDIT: Bohaterka nie spodziewała się, że od stycznia 2016 do maja 2018 będzie codziennie wchodzić do pałacu w celu zarobkowym. Poza urlopami.]
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 17, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
ogrod-botaniczny, solacz
- Skomentuj
Dzień zaczął się od dylematu: iść spać czy - mimo ulewy - wyprowadzić nikonka na spacer. I wierzcie mi, decyzja była trudna. Duch ochotny po raz kolejny wygrał z ciałem mdłym (może to wpływ tego, że całe przed- i popołudnie spędziłam nad rozważaniami nad ideą realizowania zadań w celu ich zakończenia, a nie pracy jako takiej). Ale choć ubłociłam pantofelki i zmokłam, to nie zmarzłam, bo deszcz był prawie że tropikalny i pasował do przymglonej, chłodnej zieleni ogrodu. Mała oranżeria z sukulentami i storczykami; obstawiona przez nadmiernie poważnych młodych ludzi ze sztalugami, a w środku pachniało liśćmi i egzotycznymi kwiatami. Na zewnątrz, już w słabiej lub bardziej padającym deszczu, przechodziłam przez zielone tunele z liści, schylając się do kryształowych kropel na pajęczynie i do subtelnych płatków w odcieniach od bladej żółci do ciemnej fioletu. Żal tylko, że irysy zdążyły przekwitnąć, bo zauroczyły mnie nazwy odmian przy pozostałościach irysowego stada - Dot and Dush, Pixi Dixi, Heart Breaker, Shery Poetry, Glacier Kiss, Dusky Challenger czy All That Jazz (brzmią jak nazwy lakierów do paznokci OPI). Wspominałam, że chcę ogród z irysami?
I smutno mi się zrobiło, kiedy zobaczyłam mnóstwo ślimaków - i niskopiennych, i wysokogórskich - bo wiem, że Maj byłby zachwycony, gdyby tu był.
(Zdjęcia tymczasowe, będzie więcej).
GALERIA ZDJĘĆ.
PS Nie czepiam się, ale w Poznaniu jednak taksówkarz nie zaczyna small-talku od "A ceny to w Pani mieście są niższe niż tutaj"?
Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 13, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
polska, krakow, ogrod-botaniczny
- Komentarzy: 1