Więcej o
czechy
Po absurdalnie zatłoczonej Pradze, prawie pusta Kutna Hora była miłym wytchnieniem. Kaplica przycmentarna, bogato ozdobiona pozostałościami po XIV-wiecznej epidemii i wojnach krzyżowych, nie rozczarowuje. Majut usiłował policzyć czaszki, zdecydowanie nie ulegając poczuciu potencjalnej niestosowności, makabry czy obrzydliwości. Wiem, że podobna "ekscentrycznie" ozdobiona kaplica jest w Kudowie, ale mam poczucie, że to takie bardzo czeskie miejsce.
Warto zaopatrzyć się w mapkę lokalnych zabytków, bo kaplica i cmentarz są w sporej odległości od reszty starówki, a szkoda ominąć. Wprawdzie spóźniliśmy się do kościoła Św. Barbary, czego żałuję, bo witraże z zewnątrz wyglądały obłędnie, ale i od zewnątrz architektura zachwyca (żebrowate zdobienia nazywane są między innymi "grzbietem brontozaura"). Z kościelnego wzgórza jest bardzo przyjemny widok na panoramę miasta oraz na otaczające wzgórze winnice.
Restauracja: U Ruze, Zamecka 52 (tuż obok Ossuarium).
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 2, 2017
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
czechy, kutna-hora, majowka2017
- Skomentuj
Na ponad 300-metrowe wzgórze Petřin można dostać się na kilka sposobów. Myśmy podeszli piechotą, od strony Bramy Powroźniczeklasztoru Strachovskiego[1], bo mieliśmy blisko (hotel na Małej Stranie, mimo konieczności chodzenia albo pod górę, albo z górki, ma pewne zalety - jest w niewielkiej odległości od prawie wszystkiego po tej stronie Wełtawy), ale równie dobrze można wjechać tam kolejką linowo-terenową[2] z ulicy Ujazd przy moście Legii (U Lanove Drahy), należącą do normalnej komunikacji miejskiej (więc w ramach posiadanego biletu na metro czy autobus). Żebyśmy nie byli stratni, to sobie kolejką dla odmiany zjechaliśmy[3].
Wzgórze Petrzyn to uroczy park z fantastycznym widokiem[4] na całą Pragę, tym fantastyczniejszym, że można wspiąć się na 60-metrową wieżę, młodszą "siostrę" wieży Eiffla. Na szczęście "wspiąć" oznacza tutaj opcję "winda" za nieduże pieniądze, bo schodów w górę jest 209 (w dół zapewne też, ale ponieważ schodziliśmy, to Majut naliczył prawie 270 jakimś cudem). Na górze wieje, wieża się nieco chwieje, ale dla miłośników panoram duża przyjemność. Oprócz wieży widokowej jest też Labirynt Luster, ale wycieczka domagała się lodów i ta opcja wygrała.
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Którego to klasztoru nie obejrzałam, bo przechodziliśmy koło nieco co dzień i odkładaliśmy, bo przecież zdążymy. A ostatniego dnia już nam się nie chciało.
[2] Jak wygląda kolejka, można zobaczyć np. tutaj, bo patrz niżej.
[3] Ponieważ samochód mieliśmy zaparkowany przy Strahovie, w planach wycieczkę terenową do Kutnej Hory, o czym niebawem, plan był taki, że zjedziemy kolejką, bo rozrywka, po czym - w celu powrotu na parking - wjedziemy ponownie (a ja porobię zdjęcia, których nie robiłam jadąc w dół, bo mi japońscy turyści zasłonili widok, serio-serio). Tyle że na dole okazało się, iż stoi kolejka na co najmniej pół godziny czekania - jeżdżą raptem dwa wagoniki co 10 minut, jeden w górę, drugi w dół, więc alternatywnie wróciliśmy tramwajem, zataczając urocze kółeczko po Małej Stranie. Nauczka - warto się wpychać przed japońskich turystów.
[4] I placami zabaw, zapiszcie to.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 2, 2017
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
czechy, praga, majowka2017
- Skomentuj
Jakbym miała wybrać subiektywny must have dla Pragi, to właśnie byłaby to dzielnica żydowska z zespołem sześciu synagog w odległości spacerowej i najstarszym żydowskim cmentarzem. Nie obejrzałam całości w ramach tzw. kompromisu wycieczkowego, bo - umówmy się - tylko ja doznaję długotrwałej egzaltacji w obiektach architektury, a reszta wycieczki wolałabym przejść do kolejnych punktów jak kawa, lody i wycieczka statkiem (do tego dojdziemy w następnych odcinkach).
Cmentarz, po czesku gardłowo zwany hřbitovem, to cichy[2], klimatyczny zakątek, dyskretnie odgrodzony murami od reszty świata. Ciasno ułożone, czasem nawet w kilkunasty warstwach, nagrobki są czasem oznakowane, niestety TŻ-owi nie udało się zlokalizować tego podobno należącego do rabbiego Jehudy Löwe ben Becalela, mitycznego twórcy praskiego golema (i strażnika skarbu z "Pana Samochodzika i tajemnicy tajemnic").
Reszta zdjęć pochodzi z synagogi Pinkasa, gdzie na ścianach wypisano 77 297 imion czeskich i morawskich Żydów, którzy zginęli w Holocauście; Hiszpańskiej, niesamowicie zdobionej w stylu mauretańskim i Klausowej, ze stiukowym sklepieniem.
Wstęp jest płatny - najtańsza opcja obejmuje w ramach jednego biletu zwiedzanie cmentarza i synagog; bilet rodzinny 2+2 to 750 koron (ok. 120 zł). Panowie dodatkowo powinni za 5 koron (niecałą złotówkę) kupić jednorazową jarmułkę[1].
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] A panie mogą pożyczyć spinki do włosów, żeby toto się na głowie trzymało, bo wiatr zwiewa.
[2] Okazuje się, że miałam szczęście, bo na cmentarzu było prawie pusto - poza nami było w porywach kilkanaście cichych osób. Dwa autokary głośnej młodzieży w ramach wycieczki zorganizowanej potrafią to zmienić w kilka chwil.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 1, 2017
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
cmentarz, czechy, praga, majowka2017
- Skomentuj
Plany, jak zwykle, miałam ambitne: Zoo, przystanek w zamku Troja, potem Ogród Botaniczny oraz spacer po Winnicy Św. Klary. A potem jak zwykle - zaczęliśmy od zamku, gdzie wycieczka się jednak domagała zwierzątek, po czym tak w 1/3 Zoo okazało się, że minęły 3 godziny, bo wprawdzie wybiegi są spore, ale sprytnie pomyślane, można oglądać z wielu stron, a kilometry lecą. Dodatkowo, jak to w Pradze, rzecz się dzieje na stoku góry, więc jest albo pod górę albo z górki; w zasadzie na każdym poziomie jest fantastyczny widok na panoramę Pragi. Przemyślnie jest kilka ułatwień - "pociąg" przewożący z miejsca na miejsce (płatny dodatkowo, 30 koron) oraz wyciąg krzesełkowy, którym można podjechać dwie terasy z górę (25 koron), jak ktoś powściągnie strach przed wysokością (na przykład ja, bo reszta chciała wjechać, zjechać i wjechać jeszcze raz).
Ulubione miejsce: pawilon nocny, ze stadem galago skaczących w półmroku i latającymi wolno nietoperzami owocowymi. Wyszliśmy przez sklep z pamiątkami.
Dla tych, co czytali uważnie - nie wróciliśmy już do zamku, bo sztuka miała niższy priorytet niż głód (człowiek w porze obiadowej jest mocno drażliwy, a Zoo ma wprawdzie sporo punktów gastronomii, ale niespecjalnie polecam), ani nie doszliśmy do Ogrodu Botanicznego, czego - oczywiście poniewczasie - bardzo żałuję.
(jak się jedzie, to jest znacznie straszniej niż na zdjęciu)
GALERIA ZDJĘĆ.
Przydatne linki:
Zoo Praha - niestety, nie ma wersji polskiej. Wstęp - 200/150 koron (30/23 zł), są różne bilety łączone i rodzinne. Warto mieć gotówkę, najlepiej w monetach, bo w środku dodatkowo jest na co wydawać.
Zamek Troja - zamek, galeria sztuki.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 30, 2017
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
czechy, zoo, praga, ogrod-zoologiczny, majowka2017
- Skomentuj