Więcej o
2019
Uwielbiam, jak za pomocą sprytnego manewru autorka skupiła się na zupełnie nowych bohater(k)ach pierwszoplanowych, absolutnie nie zaniedbując dotychczas poznanych. Matylda, epizodycznie przewijająca się przez poprzednie tomy, jest zakochana w Tośku (od niedawna - Danielu). Naukę do matury przerywa tylko na kreację siebie w sieci, czekając na ten jeden lajk, a może i komentarz. Zamiast Daniela komentuje jednak Victory, cosplayerka i - jak się okazuje - celebrytka. Dziewczęta spotykają się na Pyrkonie; Matylda oczywiście jest niepewna, bo zdarzało się jej nazmyślać w sieciowych rozmowach, tymczasem okazuje się, że Wika wprawdzie nie zmyślała, ale poza Internetem jest... dziwna. Wycofana, nijaka (koloru dodają jej tylko przebrania, w które inwestuje całą siebie) i bardzo ostrożna. Fascynuje Matyldę, która rzuca się w przyjaźń całą sobą, motywując Wikę do pojawienia się na maturach i próbując rozkręcić jej sklep internetowy. Matka Matyldy obserwuje to z ciekawością entomologa, ale i niepokojem, kompletnie nie jest w stanie zrozumieć, co się dzieje z jej córką. Po maturach i wielkim kryzysie w kinie, wszyscy bohaterowie spotykają się na weselu Sandry, siostry Leona (Wika z bratem grają na weselu, Matylda ma robić zdjęcia, a Daniel... jest sobą). Gdzieś za Gnieznem Leon usiłuje poukładać sobie życie z rodziną i Danielem, a Matylda próbuje zrozumieć Wikę.
To, co jest chyba dla mnie najbardziej zachwycające w książkach o tęczowym Poznaniu, to że tak naprawdę to wszystko jedno, czy to historia o dziewczętach, chłopcach, transseksualistach czy wreszcie parach hetero. Zakochanie jest takie samo - niepewność na początku, motyle w brzuchu w fazie, kiedy już wiadomo, że obie osoby TAK, czy wreszcie umiejętność radzenia sobie z przeszkodami, bo nie zawsze jest sam fluff. Oczywiście, pary nieheteronormatywne mają trudniej, bo nie mają pisanych setkami lat ewoluujących skryptów; z jednej strony sytuacja, kiedy starszy brat Wiki jest skonsternowany, bo kazał siostrze uciekać, jeśli sytuacja na randce jest według niej niebezpieczna, a tymczasem Wiki poczuła się zagrożona przy Matyldzie, budzi lekki śmiech, z drugiej strony wcale nie trzeba mieć innego zestawu genitaliów, żeby potencjalnie drugą osobę skrzywdzić.
Nie jest zaniedbane też starsze pokolenie. Nie ma wprawdzie za dużo Idalii, ale jest Marcin i jego łagodna rezygnacja oraz Joanna, mama Matyldy, która usiłuje zarządzać zmianą za pomocą profesjonalnych poradników, z różnym skutkiem. Poznajemy też rodziców Leona, co rzuca światło na historie opisane w Slashu i Fanfiku. Moim nowym idolem został nowy mąż Sandry (pokolenie 1,5), liczę na jego większą obecność w tomie czwartym. Bo będzie tom czwarty?
Inne tej autorki tutaj.
#25
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 20, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2019, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Była flama Rebusa, Gill, zostaje nowym komendantem. Okazuje się trudnym partnerem, bo jednak bardziej dba o politykę niż o ludzi[1]. A śledztwo niełatwe i medialne, bo zaginęła córka zamożnego bankiera. Nikt nie żąda okupu, ale w okolicy posiadłości bankiera pojawiła się zagadkowa drewniana trumienka z laleczką. Rebus odkrywa we współpracy z Jean, kustoszką Muzeum Narodowego (z którą nie tylko prowadzi śledztwo, ku irytacji Gill), że takie laleczki pojawiły się w XIX wieku przy okazji kradzieży zwłok na badania oraz - z niezauważoną wcześniej regularnością - po zastanawiających zaginięciach w latach 70. i 80. Dokooptowują też emerytowanego patologa, profesora Devlina, prywatnie sąsiada zaginionej, który - nudząc się bez pracy - analizuje stare dokumenty sekcji. Poza Jean i patologiem, do ekipy Rebusa trafia sierżant Ellen Wylie, którą Gill zniszczyła na pierwszej konferencji prasowej, posterunkowa Siobhan Clarke, zdolna i ambitna policjantka, która wraz z lubiącym gadżety posterunkowym Grantem Hoodem usiłuje eksplorować drugą linię śledztwa - tajemniczą cybergrę, w której uczestniczyła zaginiona. Największym problemem tego zespołu jest to, że nikt ze sobą nie rozmawia, każdy samodzielnie prowadzi jakiś wątek. Niestety, to efekt udzielającego się stylu pracy Rebusa.
Rzecz się dzieje w 2001 roku, więc ta cyberprzestrzeń jest taka bardziej umowna - tajemniczy Quizmaster wysyła wskazówki pocztą, często zmieniając serwery. Żeby uzyskać jakiekolwiek informacje, trzeba kontaktować się ze specjalną komórką ds. Internetu, a i to niekoniecznie z dobrym efektem.
Kwiatek z tłumaczenia: “błękitne kamionkowe naczynia pokryte glazurą w kształcie talerzy i wazonów”.
Inne tego autora tutaj.
[1] Chociaż nie do końca. Upiera się, żeby Rebus poszedł na lekarza i podjął walkę ze swoim alkoholizmem; oczywiście Rebus to traktuje jako akt zazdrości (skoro wybrał Jean) i wtrącanie się w życie prywatne (whisky - Tallisker, Macallan, Laphroaig - i piwo to takie niewinne hobby[2], w końcu, nawet jak pod wpływem alkoholu policjant zaczyna przesłuchiwać podejrzanego albo ładuje się do mieszkania zaginionej).
[2] Poza muzyką. Mam wrażenie, że cytowana playlista w głowie Rebusa jest coraz bardziej kompulsywna, a pojawiające się wtręty - toporne ("– Plotki, Bill. To tak, jak z tym albumem Fleetwood Mac: najlepiej nie słuchać").
#24
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 15, 2019
Link permanentny -
Tagi:
2019, panowie, kryminal -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Więc owszem, dlatego raz na jakiś czas lubię przeczytać jakąś podłą książkę, żeby potem docenić te fantastyczne. “Księcia przypływów” możecie zapewne znać z ekranizacji (Nolte/Streisand), ja nie znałam[1], co pozwoliło mi się w pełni[2] cieszyć fabułą książki.
Współcześnie (w latach 70.) Tom Wingo, bezrobotny trener i nauczyciel angielskiego, mąż i ojciec trzech córek, dowiaduje się o jednocześnie o kolejnej próbie samobójczej swojej siostry-bliźniaczki Savannah, poetki, oraz o tym, że jego ukochana żona chce się z nim rozstać, a on sam nie jest takim ojcem, za jakiego zawsze się uważał. Opuszcza więc rodzinne okolice i jedzie do Nowego Jorku, żeby przemyśleć swoje życie i związek oraz spotkać się z siostrą. Na miejscu dowiaduje się, że siostra jest w katatonii, potrafi wypluwać z siebie tylko chaotyczne frazy, a jej psychiatra, dr Lowenstein, próbuje z tego rozszyfrować przeszłość. Od tej pory spotkania Toma z dr Lowenstein przeplatają się z opowieściami o trudnym dzieciństwie w rozlewiskach Karoliny Południowej. Brutalny ojciec, ofiara dwóch wojen (II i w Korei), często nieobecny, ale podczas czasu w domu egzekwujący przemocą swoją wizję wychowania dzieci; pojawia się pierwowzór wątku z “Gnoju”, gdzie kilkulatki modlą się, żeby ojciec zginął na wojnie albo marzą, żeby udało się zmienić przeszłość i ich rodzice nigdy się nie spotkali. Ciężko doświadczona matka, rodząca (poza trójką żywych) martwe dzieci, dodatkowo opętana ambicją wejścia do wyższych sfer w lokalnej społeczności; gorzknieje z czasem, według narratora buduje swój świat na kłamstwie, co ma niebagatelny wpływ na dzieci. Do tego dochodzą dramatyczne wydarzenia, czasem w postaci rodzinnych legend (peregrynacje ojca w czasie II wojny światowej), czasem przywołane po wieloletnim wyparciu.
I przy tym wszystkim to książka absurdalnie pogodna, mimo przerażających wspomnień. Tom, Savannah i Luke budują sobie fantastyczny świat, w którym wzajemnie się chronią przez zewnętrzną grozą. Naznaczony religijnym szaleństwem, ale łagodny dziadek Amos jest lokalną ciekawostką, kiedy co roku na Wielkanoc wyciąga krzyż i odtwarza drogę krzyżową na ulicach miasteczka (i tylko raz krzyż był na kółkach). Babcia Tolitha, która opuściła męża i syna, jest bigamistką, ale nie boi się podjąć ryzyka przepieprzenia całego majątku na podróż dookoła świata oraz z wielką radością kładzie się w trumnie, żeby spłatać psikusa lokalnej plotkarce. Tom, główny kronikarz rodziny, który jako jedyny pamięta przeszłość i - z biegiem wydarzeń - opowiada o wszystkim zaangażowanej pani doktor, jest człowiekiem o ogromnym poczuciu humoru, dzięki czemu nawet opis zabijania i przemocy jest kontrapunktowany nieco ironicznym komentarzem. Wiadomo, jest to mechanizm przystosowania, sprawdzający się nieco lepiej niż szaleństwo siostry czy idee-fixe starszego brata. To wszystko nałożone jest na nostalgiczny obraz nieistniejącego już Południa - krainy rybaków, ludzi prostych, ale uczciwych; miejsca, gdzie wszystko było możliwe - domowa menażeria z tygrysem, kradzież morświna z parku rozrywki czy włamanie i pozostawienie w domu znienawidzonego człowieka rozkładających się zwłok ogromnego żółwia.
To mocna i przejmująca książka, ale napisana tak, że mam ochotę do niej wrócić, nawet kosztem przebijania się przez kilkaset stron opowiadających o koszmarnym dzieciństwie, które zostawiło na wszystkich dzieciach Wingo blizny.
[1] A chcę? Nie rozczaruję się filmem sprzed lat?
[2] Mimo tłumaczenia Łozińskiego. Nie porównywałam z oryginałem, ale przy czytaniu nie znalazłam wielu baboli (niezrozumiałych zdań, bo kilka niezgrabności i niekonsekwencji i owszem - “szkolarskie pismo”, “słoje Masona” czy “entuzjastki drużyny”).
#23
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 8, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2019, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Drugi tom przygód jakże zabawnych dam - Misi, Zuzy i Ryszardy (i towarzyszących im panów o dźwięcznych nazwiskach Igła i Marchewka, związanych ze służbami) - niestety jeszcze dotkliwiej pokazuje ubóstwo fabuły i konstrukcji bohaterów. Były mąż Misi i kochanek Ryszardy, Henryk zwany Hardym, odsiaduje wyrok, a Ryszarda zostaje wyrzucona z ich wspólnego mieszkania i - ponieważ jej ojciec był figurantem w firmie Hardego - ma do zapłacenia 300 tys. złotych zaległego ZUS-u. Gdzie ląduje więc biedna Rysia? Oczywiście w nowym domu Misi, stanowiącym kość niezgody między Misią a Igłą, który jest wkurzony, że jego kobieta (wzdech) kupiła dom sama, więc na wszelki wypadek odmawia wspólnego mieszkania. Marchewka też ma problemy z Zuzą, którą podejrzewa o kontakty intymne z każdym napotkanym mężczyzną (sąsiad restaurator pochodzenia francuskiego czy bogaty sąsiad, właściciel firmy "Excel"[1]), więc na wszelki wypadek się na nią wścieka i do niej nie odzywa. Dzięki temu panie wplątują się w intrygę z kupowaniem egzaminu na prawo jazdy i trupem, dodatkowo ktoś usiłuje je wypłoszyć z posesji, a policja obserwuje je z daleka i cieszy się, że ktoś za nich wykonuje głupią robotę (nie, nie jestem przekonana, że ktokolwiek pozwoliłby nawet niewinnym cywilom na kradzież zwłok, rewizję w domu denata, wożenie ciała w chłodziarce czy wreszcie dokonywanie na zwłokach bezczeszczenia za pomocą cynamonu). Akcję posuwa do przodu zakładanie przez Ryszardę pończoch uciskowych, usuwanie śladów aktywności z laptopa przez smyranie go piersiami (podczas której to aktywności jeden z panów zaspokaja się intymnie i zakochuje w smyrającej laptopa pani) oraz przemiana Ryszardy z lafiryndy w damę (ech)[2].
Niestety, coraz bardziej gryzą mnie podczas lektury powtarzalne, dowcipne sformułowania, używane tylko po to, żeby wywołać chichocik u czytającego (u mnie jakoś frazy typu "Co w ten sposób inseminujesz", "matko, córko i szwagierko" czy przynoszenie pompy, żeby się oświadczyć z pompą (?!) budzą zgrzytanie zębów, a nie radość), klimat się robi raczej jak w Familiadzie. Bohaterowie (zwłaszcza bohaterki) nie mają życia wewnętrznego, są za to śliczne (nie muszą znać Sokratesa ani rymów parzystych), noszą meliski[3] i suknie od Zienia, dzielą się przepisami na potrawy i domowe usprawnienia (smażą dżem morelowy, podają przepis na tonik z glistnika, a z puszek zebranych przez sklepikarkę konstruują alarm, o którym wszyscy wiedzą, bo robią to w biały dzień). Panowie Igła i Marchewka nad wyraz chętnie dzielą się szowinistycznymi żartami ("Umysł kobiety. Setka zakładek w Google, jednocześnie otwartych. A w każdej działa dźwięk. Znasz to? Igła zarechotał, atmosfera wytworzyła się przyjemna"). W trakcie wydarzeń pojawiają się cztery koty (w tym jeden bestialsko zamordowany, nie polecam). Podsumowując - ja przeczytałam, żebyście Wy nie musieli.
[1] Aaa, jakież to toporne rozwiązanie fabularne. Sklepikarka myli Excela z Wordem (a w zasadzie z WORD-em, w którym pracuje Zieliński), co - podejrzewam - i tak nie miałoby żadnego znaczenia dla rozsypanych jak paczka draży panien.
[2] Ryszarda jest, oględnie mówiąc, zwolenniczką połączenia stylu Dody i Majki Jeżowskiej oraz intelektualnie nie błyska. Kiedy spotyka się z dystyngowaną pół-Polką, pół-Francuzką, ta ostatnia - w trosce o dobre imię swojego syna - postanawia zrobić z niej damę za pomocą usunięcia różowości z garderoby i nauki nie odzywania się, żeby braki intelektu nie waliły po oczach.
[3] Brakuje tylko linków afiliacyjnych do sklepów. Bo nawet źródła artykułów z prasy kobiecej (o uważności) są podane.
Inne tej autorki tu.
#22
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 2, 2019
Link permanentny -
Tagi:
panie, 2019, kryminal -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 3
Spodziewałam się nie wiem czemu fikcji, ale to biograficzna opowieść, podtytuł książki “O życiu, macierzyństwie i pisaniu” dokładnie oddaje treść. Co absolutnie nie przeszkadza, bo to szczera, mądra opowieść o życiu, zwyczajnym, czasem przypadkowym, pełnym codzienności i ludzi. Epizody z życia autorki - rodzice, którzy się rozstali, pierwsza miłość, pierwsze dziecko, praca, sielskie wspomnienia o dziadkach, drugi związek, dziecko, rozstanie czy wreszcie - związane z tytułem - przeprowadzki. Ale to nie fabuła (wszak czy życie ma fabułę) stanowi siłę tej książki, tylko szczerość i dystans w relacji ze swojego życia. Szczegółowa relacja z życia z dwiema różnymi córkami i różnymi partnerami, z rozwijania się jako matka i od pewnego momentu jako pisarka; wiele sytuacji przypominało mi te, na które napotkałam w swoim życiu.
Bardzo mi się spodobała, nie tylko jako portret kobiety współczesnej. W przeciwieństwie do książki kolejnej...
#21
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 2, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2019, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Absolutnie zgadzam się z tezą, że każda (przynajmniej z tych przeczytanych przeze mnie) książka Harlana Cobena opiera się na podobnym szkielecie. Jest bohater, ma za sobą traumę z przeszłości, po czym nagle przeszłość powraca, wciąga bohatera w niebiezpieczny wir (obowiązkowo koniecznie z ucieczką przed policją/FBI), tajemnica się wyjaśnia, jest twist, tajemnica się wyjaśnia ponownie w zupełnie inny sposób. Tak jest i tutaj - Will Klein przyjeżdża na pogrzeb matki do rodzinnego miasteczka, na pogrzebie nie ma wielu osób ze względu na społeczny ostracyzm, bo kilkanaście lat wcześniej została zgwałcona i zamordowana Julie, sąsiadka Kleinów i była dziewczyna Willa, a podejrzany o to brat Willa, Ken, zniknął. Rodzina wierzyła w jego niewinność i uważała, że morderca Julie zabił też Kena. Tymczasem umierająca matka szepnęła, że Ken żyje, a w jej rzeczach Will znalazł zdjęcie brata sprzed dwóch lat. Niedługo potem znika i zostaje zamordowana aktualna dziewczyna Willa, Sheila, policja zaczyna zadawać pytania, niedwuznacznie sugerując, że Will jest w kontakcie z Kenem. To wszystko sprawia, że Will wraz z dość nietypowym przyjacielem Squaresem (trener jogi, nawrócony nazista) rozpoczynają własne śledztwo.
Przyznam, że rozwiązanie tej historii było dość męczące - mnóstwo dodatkowych postaci komplikowało wszystko, rozbicie finału na trzy rundy nie było już za drugim i trzecim razem zaskakujące. Niektórych rozwiązań się domyślałam (Xra mavxaął j cebtenzvr bpuebal śjvnqxój), niektóre były dość toporne (kto faktycznie zabił Julie, postać Ducha czy wreszcie hxeljnavr cemrq Jvyyrz snxgh, żr Whyvr hebqmvłn wrtb qmvrpxb).
Inne tego autora tu.
#20
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 30, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2019, panowie, kryminal
- Skomentuj