Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Zakon Małych Kwiatuszków Bezustannej Irytacji

Montowanie nowego pieca podczas nieco mniej trzaskających mrozów, ale zawsze, to doprawdy drobiazg. Mimo że fachowiec oświadczył, że będzie między 10 a 11, ale bliżej 10, co zobligowało mnie do zwleczenia się o 9:30 z łóżka i ubrania, mimo że przyjechał po dwóch telefonach (jednym moim, drugim jego, w którym to telefonie wyznał, że pojechał gdzie indziej) o 13:45, mimo że po rozebraniu starego pieca oświadczył, że brakuje mu, o takiej tulejeczki i musi po nią pojechać i wreszcie mimo tego, że zeznał po trzech godzinach, że dziś mu niespecjalnie idzie, bo jest trochę chory. Drobiazg, naprawdę.

Drobiazgiem natomiast nie jest wywoływanie zdjęć[1] w laboratorium fotograficznym przy użyciu internetu. Miało być pięknie - przygotowuję pliki, clickety-click, wysyłam do labu bez wstawania z krzesła, macham wizuchną, a odbitki przynosi mi do domu kurier bądź TŻ w drodze z pracy (a potem już tylko prace ręczne z przylepcem, czyli sama przyjemność[2]).

Przerzucam setkę plików, podzielonych na trzy grupy: format 20x25 cm bez ramki (bo sama zrobiłam), 20x25 z ramką i 13x18 z ramką. Po kilku próbach okazało się, że przechodzą tylko te 13x18 cm. Odpuściłam, jako że był to środek nocy. Słusznie, albowiem...

... O poranku zadzwonił lab z uprzejmą informacją, że to, że w formularzu można wybrać różne formaty plików, nic nie znaczy, albowiem i tak ich nie ma w cenniku i nie da się zrobić zamówienia. Co wyjaśniło mi, czemu nie mogłam nieszczęsnych 20x25 wysłać. Uprzejmy pan zaproponował mi, że mogę zrobić zamiast tego odbitki w formacie 18x24 cm, albowiem to mają na składzie. Jak również zapytał, czy przypadkiem nie jestem żoną pana Krzysztofa, bo jeśli tak, to wiszą mu pieniądz i odbitki będą gratis. Przypadkiem jestem, acz skonsultowany TŻ wyemitował uprzejme zdziwienie, że ktoś mu coś zalega, bo bynajmniej nie pamięta[4].

Przy wtórze okazjonalnych a nieco przerażających "O-oo!" dobiegających ze strony fachowca od pieca zaczęłam mozolnie przepychać kolejne zamówienie, licząc, że na samym końcu tego łańcucha skadruję sensownie zdjęcia z 20x25 na 18x24 i Bob będzie moim wujem. Otóż niekoniecznie, albowiem...

... Okazało się, że mimo istnienia w cenniku formatu 18x24 cm, nie da się zrobić z niego zamówienia. Ponownie zadzwoniłam i dowiedziałam się, że pewnie coś źle robię (hell, yeah!) albo mają problemy techniczne. I najlepiej będzie, jak jednak nagram całość na płytkę i przywiozę.

Uniosłam się internetowym honorem i dzielnie przerobiłam brakujące 55 plików z formatu 20x25 na 13x18[3]. I wysyłam je w naiwnej nadziei, że lab tego nie spieprzy. Zobaczymy jutro.

[1] Albowiem wpadłam na pomysł, pewnie jak większość świeżych rodziców, że najlepszym i najmniej wymagającym zachodu prezentem będzie dobry jakościowo tradycyjny album ze sporymi zdjęciami ślicznej wnusi i prawnusi dzień po dniu. No żeby mnie tak następnym razem szlag trafił, zanim wpadnę na taki pomysł. Toż to ja w Fabryce tak ciężko nie pracowałam, jak przy tych albumach.

[2] Coś czuję, że słowo moje obornikiem się stanie.

[3] No co ja mogę, że władam jedynie Picasą, a ona daje skromny wybór formatów.

[4] EDIT: Wyszło jednak, że chodzi o innego pana Krzysztofa. Pity.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 21, 2009

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 2

« Jingle bells - State of Play »

Komentarze

ja_n

:) my już drugi rok stosujemy metodę kalendarza. Zamawiamy kalendarz na następny rok ze ślicznymi zdjęciami wnusi/prawnusi (sic!) miesiąc po miesiącu. Polecam jako mało stresujące.

Zuzanka

@ja_n, a kto powiedział, że ma być niestresujące?

Skomentuj