Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
”We Own This City” to fabularyzowany dokument o korupcji i przemocy policyjnej w Baltimore, na faktach. Znany z innych instytucji publicznych mechanizm podmiatania pod dywan i przenoszenia trudnych elementów na placówkę sprawia, że z policji naprawdę trudno jest wylecieć. Wystarczy odrobina sprytu, żeby w ramach obowiązków służbowych swobodnie łamać prawo - najpierw dla dobra sprawy (zatrzymanie bez powodu, bo skoro to Baltimore, to powód znajdzie się po czy inwigilacja bez pozwolenia), potem już typowo dla zysku. Policjanci Hersl i Jenkins organizują bojówkarski gang, który - poza uzasadnionymi aresztowaniami - planuje akcje tak, żeby udało się odebrać podejrzanym pieniądze, broń czy narkotyki, które następnie znikają, zanim dotrą do depozytu; ba, sami prowokują czasem wydarzenia, żeby przestępstwo miało miejsce, nie wspominając o handlu odebranymi narkotykami. Akcja miniserialu skacze dość losowo między fragmentami wydarzeń z lat 2005-2017, pokazując formacyjne epizody z życia bohaterów, aż po aresztowanie ich przez FBI i przesłuchania; to dość męczący sposób narracji, zwłaszcza że ze względu na mnogość postaci i graczy - gliniarze uczciwi i skorumpowani, wydział wewnętrzny, szefostwo policji, Departament Sprawiedliwości, poszkodowani i przestępcy, Wydział Zabójstw - trudno mi się było zorientować w przebiegu wydarzeń i ich znaczeniu w kontekście całości. Sporo polityki i systemowej przemocy, solidna podstawa pod akcję “Defund the police” - niby to przepis na dobry serial, ale nakręcona świetnym i dynamicznym The Wire, poczułam spore rozczarowanie - mimo niezłych aktorów i cameo kilku osób z “The Wire” (Marlo, Bączur, Herc, Dukie i inni), całość była zbyt chaotyczna, a niektóre wątki nie skończone.
Poddałam się po jednym odcinku “Phoenix Rising” - paradokumencie o walce Evan Rachel Wood o zmianę prawa w kwestii czasu umorzenia odpowiedzialności za przemoc domową. Aktorka opowiada o swoich druzgocących doświadczeniach ze związku z Marilyn Mansonem (kolejny proces o zniesławienie niebawem w social mediach, jak niesławna sprawa Depp-Heard), traumie swojej i innych osób oraz o trudnej drodze do zmian legislacyjnych. I tu podobnie jak w “WOTC” - temat ważny, trudny, ale forma paradokumentu jest dla mnie niestrawna. Dramatyczna relacja z przeszłości Wood przeplatana jest pozorowanymi scenkami typu “Evan i jej partnerka kminią o co chodzi w prawie i robią ładne wykresy na tablicy”, “matka Evan robi zdziwioną minę i wielkie oczy, kiedy córka opowiada o gwałcie” czy relacjami ze spotkań z innymi ofiarami. Chciałam obejrzeć, nie dałam rady, bardziej przystępne dokumenty widziałam na youtube (nie wiem, czy są jeszcze dostępne, nie umiem ich znaleźć).