Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Szef wszystkich szefów

Dobry film treściowo, totalnie zrąbany technicznie. Jak słyszę Lars von Trier, to mi się zapala mała czerwona lampka i słyszę pisk "crap! crap! crap!". Mam wrażenie, że cała filozofia von Triera (dźwięk z kamery, światło naturalne, zdjęcia z ręki i inne cudowania) mają za zadanie ukryć, że Trier ni cholery nie umie filmów kręcić (doskonale by się wpisał w kino polskie, kulejące pod tymi względami, ale tu przynajmniej nikt nie udaje, że spartolony dźwięk to maniera ahtystyczna). Tragiczny montaż (porwane, czasem przeskakujące sceny), oddech kamerzysty zza pleców, buro i obleśne. Ja wiem, że to niby taki zabieg, że ważna treść, a nie forma, ale bez przesady. Nawet najlepsza treść traci, jak kamera lata jak u menela pod sklepem.

Da się przeżyć, bo film ciekawy. Aktor ma udawać szefa, którym do tej pory zasłaniał się przy każdej decyzji właściciel firmy tylko po to, żeby firmę sprzedać. Im głębiej wchodzi w firmę, tym lepiej poznaje ludzi i wszystkie zakulisowe machinacje. Jest śmiesznie na początku, ale potem się okazuje, że raczej smutno. Śmiesznie, bo sytuacje typu "przychodzi laik do firmy IT i wydaje mu się, że świetnie sobie radzi" są w firmie IT na porządku dziennym (tylko się można przerzucać nazwiskami). Smutno, bo to dość prawdziwa historia o tym, jak łatwo podejmować złe decyzje, zakrywając się mitycznym "szefem", nie biorąc odpowiedzialności za nic i będąc cały czas "dobrym kumplem".

Niezłe, ale nie ma żadnego powodu, żeby iść na to do kina. Bynajmniej nie po to, żeby formę podziwiać.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 18, 2007

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj

« Konsumpcyjna niedziela - Neil Gaiman - Chłopaki Anansiego »

Skomentuj