Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Minęło 500 strzałów znikąd, a konkretnie ponad dwa miesiące. Trochę się działo, aczkolwiek postęp głównie jest logistyczny, a nie wizualny.
I tak:
Po ponad półtora miesiąca prac mam nowy piec i całkiem nową instalację grzewczą. W mieszkaniu znajdowały się dwa liczniki gazowe, jeden do pieca w piwnicy, który grzał tylko wodę do kaloryferów, a drugi do tzw. junkersa w łazience, który grzał wodę w kranie (i dostarczał gazu do kuchenki). Wstępnie chciałam wymienić tylko piece (niewspierany przez żaden serwis zabytek z 1987 roku firmy EL-KA, podobno serwisowany, ale bez dokumentów oraz pordzewiały Termet, wyglądający na starszy ode mnie, a nie jestem bardzo młoda), ale szybko okazało się, że stara instalacja z nowym piecem niespecjalnie podniesie wydajność grzania oraz jeśli przy okazji można schować rury, to jest to spory profit. Wymiana ogrzewania okazała się sporą kampanią, wymagała dogrania dwóch ekip, mnóstwa negocjacji również na poziomie "a on powiedział, że ja powiedziałem" oraz - przed uruchomieniem pieca dodatkowo doprowadzenia do porządku instalacji wod-kan oraz gazowej, nie wspominając o koniecznym gniazdku w łazience przy piecu.
Z instalacją wodno-kanalizacyjną też było dość zabawnie, bo po skuciu płytek i tynku w łazience wyszło, że mam do czynienia z zabytkiem przedwojennym, ochoczo łatanym w różnych okresach do późnych lat 70. Wymianę pionu kanalizacyjnego znacznie ułatwiłby dostęp do mieszkania poniżej, które jednak należy do tzw. wad ukrytych budynku - lokator w jakiś niejasny sposób spokrewniony bądź zaprzyjaźniony z poprzednim właścicielem, zniknął, pozostawiając lokal oraz zaległe należności. Ponieważ w międzyczasie stosunki z poprzednim właścicielem a mną znacznie ochłodły z przyczyn niesolidności finansowej tego pierwszego, okazało się, że również tą drogą nie ma kontaktu z panem poniżej. Sporym wysiłkiem instalatora i za pomocą sprytnego przekucia mam w łazience nową kanalizację, a woda została doprowadzona prosto z piwnicy z pominięciem instalacji poniżej, dzięki czemu nie musiałam wchodzić na grząski grunt instalacji podlicznika na drugi pion wodny.
W międzyczasie też nastąpił postęp na tle ogólnym - bruzdy do wpuszczenia rur grzewczych zostały zamurowane, ściany stanęły tak jak powinny, pojawiła się warstwa tynku, a na dniach po wyszlifowaniu pojawi się pierwsza warstwa farby. Okna są oczyszczone i wstępnie pomalowane, jeszcze czeka je wymiana kilkunastu szybek i uszczelnienie.
W perspektywie bliskiej: