Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Câmara de Lobos (Siedlisko Wilków [Morskich]), a konkretnie fok), położona o kilka kilometrów na zachód od Funchal, to dawna wioska rybacka, jedno z najstarszych siedlisk na wyspie (początek XV w.). Aktualnie to spore miasto, jak większość maderskich miast mieści się na schodzących w stronę wybrzeża tarasach, przez co znane jest z pocztówkowego widoku białych domków z pomarańczowymi dachami. Przyjechaliśmy na obiad, szczęśliwie nie wszystkie restauracje przejmowały się przerwą na sjestę. Tuż obok restauracji mieści się taras ze znanym punktem widokowym - Miradouro Winston Churchill; na tarasie w latach 50. siadywał znany polityk i malował sielskie pejzaże. Czy udało mi się punkt widokowy ominąć? Ależ oczywiście. Miasteczko znane jest między innymi z malowniczych girland - nad przyportowymi uliczkami wiszą przedziwne rzeczy - łodzie, butelki, ogromne figury świętych, parasole; wszystko furkocze i powiewa na wietrze. Sam port jest dość rozczarowujący, dużo betonu i kilka łodzi, ale wzdłuż wybrzeża można się przejść na przyjemny spacer.
Adresy: Restaurante Vila Da Carne, Rua Doutor João Abel De Freitas 30 A, Câmara De Lobos.
Z Câmara de Lobos można pojechać na pobliski klif Cabo Girão. Teoretycznie to 4 km, ale ze względu na to, że jeden z najwyższych klifów Europy (580 m wysokości), droga zajmuje kilkanaście-kilkadziesiąt minut ze względu na znaczne nachylenie i wąską jezdnię, przez co tempo jazdy nie jest oszałamiające (za to strach jest). Na szczycie klifu znajduje się szklana platforma widokowa, z której rozpościera się widok na Funchal oraz poletka uprawne poniżej. I tak, dobrze się domyślacie, nie wjechałam na sam szczyt (niniejszym przyznaję sobie honorowy tytuł założycielki klubu Prawie Że Dojechałam). Nie czułam się dobrze nawet jako pasażer, wjeżdżając po stromej i krętej drodze, więc zatrzymaliśmy się w połowie trasy przy kolejnej stacji kolejki gondolowej, zjeżdżającej w dół, ku plaży Fajã dos Padres, po powrocie z której już mi się nie chciało jechać w górę. Kamienista plaża jest określana jako jeden z najbardziej urokliwych zakątków wyspy, ale niespecjalnie mnie zachwyciła, zapewne po części dlatego, że poza przyjemnym zjazdem kolejką, trzeba do niej dość po niegdyś betonowej, aktualnie rozsypanej drodze. Okolica jest urokliwa - plantacja bananowców, ale podobno przyjemna lokalna restauracyjka była zamknięta. Z tarasu kolejki widok na okolicę jest również bardzo ładny widok na zatokę, więc wielkiego rozczarowania nie było (a B., który jakiś czas później dotarł na szczyt klifu, określił taras widokowy jako wielkie rozczarowanie).