Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Nie wspominałam tutaj, że chwilę temu skończyłam remont łazienki; będą zdjęcia i horror story o 5 tygodniach bez prysznica, ale czekam jeszcze na zamówioną szybę na wymiar, żeby już było całkiem pięknie, wtedy pokażę (teraz jest zasłona, całkiem zgrabna, ale zaciemnia). Jednocześnie z remontem łazienki wspólnota remontowała też podciekający balkon nad wykuszem (ryzalitem, nie ważne) w mojej sypialni, co dokładało do poczucia mieszkania na placu budowy. Ale czemu o tym wspominam. Otóż wczoraj wreszcie wjechała kolejna ekipa, co to będzie wykopywać fosę dookoła budynku, żeby zaizolować fundamenty i pozbyć się, oględnie mówiąc, bagiennego waloru z piwnicy. Ogród idzie na rozkurz, coś tam udało mi się uratować, ale eloy wczoraj, zbierając hamak i huśtawkę, stwierdził, że jest jak w "Tales from the Loop". No jest.
Oraz dziś był taki dzień, że słońce, deszcz, światło i na jodze zrobiłam pozycję drzewa. Wprawdzie na jedną stronę, ALE I TAK.