Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Michał, wypalony dziennikarz z wielkiego miasta, obejmuje posadę kierownika administracyjnego ośrodka wczasowego w miejscowości Florianów. Zamiast wgłębiać się w tajniki księgowości i zarządzania, bardziej interesuje go tajemnicze morderstwo popełnione na miejscowym cmentarzu. Zaczyna prowadzić własne śledztwo, znajduje się kolejny trup, a dodatkowo jeden z wczasowiczów jest tajniakiem. I chyba do czegoś dociera, bo ginie w wypadku. Tu zaczyna się właściwa akcja powieści - siostra zmarłego przekazuje jego notatki przyjacielowi Michała, Orskiemu, z prośbą o odkrycie tajemnicy, ponieważ nie wierzy, że brat zginął w wypadku w samochodzie prowadzonym przez jednego z napływowych mieszkańców Florianowa.
Orski prowadzi swoje śledztwo irytując bynajmniej nie przestępców, tylko milicję[1] (która stara się go zniechęcić, żeby nie przeszkadzał w śledztwie, czasem sypnie garstką informacji, przez co dziennikarz kilkukrotnie wchodzi w paradę detektywom) oraz żonę. Ja wiem, że w latach mniej więcej 70. żony zasadniczo "krzątały się po kuchni" i zajmowały dziećmi, ale nie dziwię się zupełnie, że pani Orska nie była szczęśliwa z mężem, który niespodziewanie wyjeżdżał w dowolne miejsce Polski, odbierał telefony późnym wieczorem i zaniedbywał zlecenia, z których mieli na chlebek z masłem.
[1] Której przedstawiciel wyglądał "bardziej na dyskotekowego prezentera niż milicjanta". Niestety autor nie naświetlił tej kwestii. W ogóle książka uboga w detale, rzadko piją, częściej palą.
#58