Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Connie Willis - Blackout / All Clear

Nie spodziewałam się, że po doskonałej, przez kilkaset stron trzymającej w ciągłym napięciu "Księdze Sądu Ostatecznego", dostanę drugi taki emocjonalny rollercoster. A jednak. Oxford, 2060[0]. W laboratorium podróży w czasie jak zwykle ogromny nieład, dezorg[1], nikogo nigdy nie można zastać[2], a do tego szef projektu, Dunworthy, zaczyna zmieniać historykom terminy powrotów w przeszłość; brak logiki i brak możliwości negocjacji terminów nie wpływa dobrze na i tak już nerwową atmosferę. Kilkoro młodych historyków wybiera się w czasy II wojny, żeby obserwować codzienność - Michael (Mike) udaje amerykańskiego dziennikarza, przeprowadzającego wywiady z przypadkowymi ludźmi, wyrwanymi z codziennych połowów, żeby ratować żołnierzy z Dunkierki[3], Merope (Eileen) na swoją pierwszą wyprawę wybrała obserwację dzieci ewakuowanych z Londynu, zaś Polly rusza w rok 1940, żeby przez kilka tygodni zrozumieć codzienne bohaterstwo Londyńczyków podczas Blitzu. Po przejściu okazuje się, że trafiają w zupełnie inny czas niż zamierzony (a poślizg jest znacznie większy niż zwyczajowe kilka minut), zaś punkt powrotu przestaje działać. Na początku każde z nich próbuje sobie radzić z sytuacją, uspokajając narastającą w głowie panikę i starając się nie wpływać na żadne istotne wydarzenia, w pewnym jednak momencie (Mike ląduje w szpitalu poważnie ranny podczas niezamierzonego udziału w ewakuacji, Eileen zostaje zamknięta w posiadłości z powodu kwarantanny, zaś Polly przestaje się zgadzać zapamiętana historia z rzeczywistymi wydarzeniami). Od pewnego momentu jednak nie da się opanować paniki, bo wszak ekipa ratunkowa z przyszłości powinna czekać na nich następnego dnia po ich przejściu w przeszłość, skoro nie mają technicznej możliwości powrotu. Brak ratunku może oznaczać, że ich drobne akcje przechyliły szalę wojny na korzyść Nazistów i historia została zmieniona, co w dalszej perspektywie może sugerować brak istnienia w Oxfordzie AD 2060 instytutu podróży w czasie, prowadzonego przez Dunworthy'ego.

Nie mam siły znęcać się nad setkami sytuacji, w których miałam ochotę potrząsnąć bohaterami, podejmującymi nerwowe czynności; wszak nie zrozumiem, jak to jest nagle zostać bez przyszłości, bez możliwości ratunku, nie dosypiając (naloty co noc!) i nie dojadając, patrząc na śmierć wokół. Przestałam zwracać uwagę na irytującą manierę każdego z bohaterów, którzy - oczywiście dla dobra innych - ukrywali swoje obserwacje i spostrzeżenia, opóźniając akcję, nie słuchając nigdy do końca rozmówców i biegnąc na oślep. Wybaczam, chociaż książce nie zaszkodziłoby przycięcie części wątków i powtarzających się sytuacji. Warto mieć oba tomy pod ręką, podział jest sztuczny; ogromnie się cieszę, że nie przeczytałam "Blackout" w 2010, czekając rok na "All clear".

Zgrabniejsza i wnikliwsza recenzja u dees.

[0] Uwielbiam Willis za doskonale opisy machiny biurokratycznej, umiejętne wyłuskanie elementów komediowych i obserwacje cudownego bezsensu tej bieganiny. Wadą jest złe zbilansowanie nastroju książki (identycznie rzecz się miała w "Księdze" - po dość zabawnym chaotycznym początku bohaterowie skaczą w epokę i już do samego końca dzieją się rzeczy dramatyczne. Brakuje kontrapunktu na końcu, wypoziomowania, powrotu do normalności[4]. Akcja kończy się nagle, zostawiając zawieszenie.

[1] Jest to jedna z typowych dla Willis cech narracji, która jednak w epoce zintegrowanych narzędzi do zarządzania aktywnością projektową (wiem, wiem, w 2010 roku było takich narzędzi mniej niż w 2017, ale były i to niezłej jakości) trochę irytuje. Jakże mniej problemów mieliby bohaterowie, gdyby korzystali z jakiegokolwiek narzędzia do zamawiania odzieży z Garderoby czy załatwiania pozwoleń (jedno kliknięcie szefa, będącego w dowolnym miejscu świata, zamiast ścigania go po całym Oxfordzie w celu analogowego podpisu na papierze!).

[2] To jeden z tych błędów fabularnych, który mi chyba najbardziej przeszkadzał. Dunworthy jest nieuchwytny, ma sekretarza-idiotę, nie wyjaśnia nikomu celu swoich poleceń, po czym - żeby ratować historyków - przeprawia się w przeszłość sam, spontanicznie, nie zostawiwszy żadnych dyspozycji dla nikogo w laboratorium. To jest ten jeden moment, kiedy Willis używa sztuczki "nadludzkim wysiłkiem", wprowadzając upartego 17-letniego Colina, który naprawia to, na co Dunworthy swoją bezmyślnością pozwolił.

[3] No ale serio, zaczynam czytać, przeczytałam kilka pierwszych rozdziałów, idę do kina, a tam reklama "Dunkirk" z hollywoodzkim rozmachem. Przypadek? Nie przypuszczam.

[4] Alejakto, że historycy nie mają żadnej rodziny? Nikt na nich nie czeka? Szef się interesuje, wiadomo, ale poza tym nikt? Przyszłość sobie płynie, Garderoba wydaje odzież, a Badri uwija się, żeby zorganizować przeskoki w dowolne epoki?

Inne tej autorki tutaj.

#49-50

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 1, 2017

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, panie, sf-f - Skomentuj

« Instapoznan photowalk - Okrąglak - Legion »

Skomentuj