Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
W zasadzie już po samym prologu widać, że coś takiego, jak wiarygodność, jest pustym słowem dla autorki[1], poddaje to więc pod wątpliwość wszystkie opisane historie. Ale Marininę nie dla wiarygodności (i logiki) czytam. Kamieńska, emerytowany pułkownik milicji, pracuje w agencji detektywistycznej Jurki Korotkowa. Na zlecenie brata Nastii (i ku jej ogromnej niechęci[2]) lecą na Syberię, gdzie Kamieński planuje budowę pensjonatu, a ekipa śledcza ma sprawdzić, jak wygląda na miejscu przestępczość oraz którą drogą bardziej prawdopodobnie zostanie przeprowadzona magistrala, żeby kupić taniej działkę, która zyska na wartości. Na miejscu - wraz z wyrzutkiem lokalnej milicji - zamiast realizować zlecenie brata, Nastia zaczyna prowadzić prywatne śledztwo w sprawie tajemniczych morderstw na osobach zaangażowanych w ekologię, bo to ciekawsze. Ekologia w ujęciu post-radzieckim to w ogóle ciekawy temat - ferma futerkowa “nie ma prawa” wyrządzić środowisku szkody, podobnie jak zarządzane przez mera fabryki.
- (...) W latach dziewięćdziesiątych zakłady metalurgiczne i chemiczne podupadły, niczego nie produkowały. Nie było żadnych wpływów do kasy miasta, jedynie dotacje z obwodu, ale tyle, co kot napłakał, więc miasto dosłownie umierało! Pensji i emerytur nie płacono, nie mieliśmy za co żyć. Później przyszli solidni, obrotni ludzie, oba przedsiębiorstwa wykupili czy może wzięli w dzierżawę, nie wnikałem, no i ruszyły z kopyta. Do budżetu popłynęły pieniądze, a z budżetu do nas, prostych obywateli. I jeżeli ktoś mnie zapyta, co jest dla mnie ważniejsze: ekologia, której nie rozumiem i nie widzę na oczy, czy ładna sukienka dla córeczki na szkolny bal, w której będzie księżniczką i spędzi niezapomniane chwile, może najpiękniejsze w życiu, to wie pani, co odpowiem?Z ciekawostek - Nastia stosuje zasadę mądrości tłumu do wyjaśnienia pewnego zjawiska lokalnym władzom, co Korotkow kwituje określeniem “burżuazyjna pseudonauka”. Redakcyjnie - tłumaczka/redakcja upiera się używać w dopełniaczu nieprawidłowych form imion: Nadi, Wołodi, Nasti zamiast Nadii, Wołodii, Nastii.
– Wiem – Nastia się roześmiała.
– No właśnie – Wołodia kiwnął głową z satysfakcją. – Dlatego choć jestem pewien, że to nie ferma ponosi winę za całe to zamieszanie z ekologami, ale zakłady – jeden albo drugi, a może oba naraz, nie ma to dla mnie znaczenia. Niech sobie mer ratuje, kogo chce, na tym też mi nie zależy. Niech nawet na tym zarabia, to również mam w nosie. Najważniejsze, że prowadzę normalne życie.
Szowinizm:
Z kuchni, oddzielonej od przestronnego salonu rozsuwanymi drzwiami, dobiegł rumor – coś się tam stłukło. Chyba talerz. Anastazja Kamieńska rzuciła szybkie spojrzenie najpierw w stronę brata, a później Korotkowa. Przecież to ich żony są w kuchni i musiały coś rozbić. Korotkow ledwie zauważalnie drgnął, a brat Sasza nawet się nie skrzywił. Wiedział, że tłuczenie naczyń jest specjalnością jego ukochanej żony. Podobnie jak gotowanie. Zdążył się przyzwyczaić.
Skrzydło drzwi się rozsunęło, z kuchni wyjrzała Irina, żona Korotkowa, atrakcyjna ślicznotka o obfitych kształtach. (...) Irina mrugnęła porozumiewawczo do Kamieńskiego i podbiegła do męża, żeby cmoknąć go w czoło. Korotkow nie potrafił się powstrzymać i z widoczną przyjemnością złapał żonę za pośladki. Gest był nieprzystojny i „seksistowski”, ale emanował takim ciepłem, czułością i nieskrywanym męskim zainteresowaniem, że wszyscy mimo woli się uśmiechnęli.
Nagle przyszło jej do głowy, że nawyk „skakania po kanałach”, irytujący większość kobiet, w rzeczywistości jest wspaniałą gimnastyką umysłu, bo zmusza go, żeby się przestawił i przeanalizował nowy materiał. To nic, że proces jest krótki i pobieżny. Ważny jest moment przestawienia się. Tak, nie tylko starożytni byli mądrzy. Mężczyźni instynktownie zachowują się w tej sytuacji rozumniej niż kobiety, które włączają jeden kanał i oglądają cały program od początku do końca. Może dlatego mężczyźni mają bardziej wyćwiczony umysł… Chociaż właściwie nie wiadomo.
[1] Otóż w tymże prologu pojawia się para bohaterów z minimalnym wpływem na akcję, ale wracają w epilogu, żeby skomentować wydarzenia. Prolog:
Mąż doszedł do siebie po udarze (...) Mąż ma jeszcze kłopoty z chodzeniem, ale zejście z pierwszego piętra to wysiłek, któremu potrafi podołać, podobnie jak powrót do domu. (...) Co prawda jego lewa ręka i noga są jeszcze bezwładne, ale i tak widać wyraźny postęp.
Epilog (może miesiąc później):
Wyjazd do sanatorium rehabilitacyjnego okazał się udany, teraz mąż mógł nie tylko zejść na dół, ale i przespacerować się do najbliższego sklepu. Nie wolno mu było tylko dźwigać ciężkich rzeczy, więc przyjął jako zasadę, że podczas gdy żona jest w pracy, on będzie wychodził po zakupy trzy razy. Dzięki temu udawało mu się przynieść niezbędne sprawunki.
Otóż osoba z bezwładną ręką i nogą nie da rady chodzić nawet po płaskim, nie wspominając o schodach (słowa kluczowe: równowaga, zanik mięśni, nie da się w bezwładnej ręce trzymać kuli). Taka to autorka.
[2] Niechęć i narzekanie to w ogóle dwie główne cechy 54-letniej Kamieńskiej. Nie potrafi/nie chce odmówić bratu i Jurce, więc jedzie w delegację, chociaż nie chce. Czy ma pretensje do męża, że jej nie “uratował” od służbowego wyjazdu? Ależ oczywiście. Szczęśliwie daje sobie wytłumaczyć, że świat jest ciekawy i warto go poznawać oraz jak dostaje zlecenie, to warto je zrealizować i dostać wynagrodzenie. W ramach ulepszania swojego życia Kamieńska uprawia autocoaching, rozmawiając z 17-letnią sobą.
Inne tej autorki tu.
#21