Więcej o
Oglądam
Po obejrzeniu tego filmu zostało mi głównie poczucie klaustrofobiczności. Rzecz się dzieje w bloku, w pokojach wąskich jak korytarz w pociągu, ciemnych i zagraconych. Ciasna winda i klatka schodowa, na której rezyguje diaboliczna sąsiadka, pani Kwiatkowska, nadaje wszystkiemu posmak horroru. Podobnie chyba układa się świat w głowach bohaterów - Tomek jest autystykiem, dodatkowo ma w głowie nowotworowy guz, wymaga opieki i nadzoru, ucieka, żeby patrzeć w niebo. Jacek, brat Tomka, pracuje z domu[1], usiłuje znaleźć dziewczynę na stałe, ale niestabilny brat w tym nie pomaga, zwłaszcza że dziczeje po przypadkowym oglądaniu telewizji. Magda, sąsiadka z przeciwka, widzi zamiast twarzy straszne maski, ma schizofrenię? depresję? psychozy? Czasem pomagają na to tabletki i palenie trawy, wtedy widzi dżunglę. Jak tabletki nie działają, próbuje popełnić samobójstwo. Ratuje ją zakochany w niej dzielnicowy, dobry chłopak, chociaż prosty. Wbrew wszystkiemu, Magda zaprzyjaźnia się z Tomkiem, mimo że trudno z nim nawiązać kontakt. Wzruszyłam się podczas finału, mimo że domyślałam się, jak się film skończy. Rzadko mi się zdarza wejść w pokazywany świat na tyle, że patrzę na napisy do samego końca, żeby jeszcze przez chwilę pozostać wśród twórców.
Doskonała muzyka, fantastyczny Mecwaldowski - rola porównywalna do DiCaprio w "Co gryzie Gilberta Grape'a"; reszta obsady niespecjalnie porywała, sam film też nie wyląduje na półce ulubionych, ale to bardzo przyzwoita, prawie że "sundance'owa" pozycja.
[1] A jakże, jest webdesignerem.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 17, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Violet Weston ma nowotwór w ustach, łyka tabletki przeciwbólowe jak cukierki oraz zatruwa życie mężowi, dla odmiany alkoholikowi, niegdyś poecie. Mąż, Beverly, zatrudnia młodą opiekunkę pochodzenia natywnie amerykańskiego[1] i znika. Siostra i trzy córki pojawią się, żeby wesprzeć osamotnioną matkę, a potem pogrzebać odnalezionego ojca. Pięć kobiet, każda z innym bagażem problemów, nie rozwiązanych konfliktów i kilka do tej pory nie ujawnionych sekretów. Panowie przynależni snują się na peryferiach awantury, ale warto zauważyć, że jednym z panów jest Cumberbatch, który nawet w roli absolutnego fajtłapy jest uroczy.
Wbrew opisom w różnych serwisach, nie jest to komedia obyczajowa.
[1] Ma to o tyle znaczenie, że jest tajemniczo uśmiechnięta, spokojna i stanowi świetny kontrapunkt do wybuchowej i toksycznej rodziny Westonów. A przy tym potrafi w razie czego przyłożyć szpadlem.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 13, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2
Ależ to jest zły film! Na Ziemię, gdzieś na zapadłą amerykańską prowincję, spada meteoryt, a w środku istny sukinsynek z obcej planety, który kolonizuje ludzi za pomocą wstrzeliwania się w brzuch i przemieszczenia do mózgu. Tak skolonizowany zostaje mąż pięknej pani nauczycielki (Elizabeth Banks), który obrażony z powodu braku pożycia poszedł z inną panią w krzaki. Potem już jest tylko gorzej - obcy powoduje u męża ohydną wysypkę, składa pani z krzaków (oszczędzając żonę) jaja za pomocą dwóch wychodzących z brzucha peni^Wmacek, a zapłodniona ofiara musi jeść surowe mięso do momentu, aż się nie rozpęka z hukiem. Z rozpękniętej ofiary wychodzą małe, ale bardzo sprawne wypławki i atakują ludzi, wchodząc im przez usta. Zaatakowani ludzie stają się zombiakami, a dodatkowo współdzielą jaźń z pierwszym zakażonym, który chce złożyć jaja tym razem w swojej żonie. Z całej miejscowości ratuje się wspomniana żona, jej chłopak ze szkoły - szeryf (Nathan Fillion) i nastolatka, której udało się wypławka wyjąć z ust za pomocą ostrych paznokci, co pozwala na wyciągnięcie wniosku, że nie ma co demonizować tipsów w sytuacji zagrożenia z kosmosu. Trójka ocalałych usiłuje pokonać wroga za pomocą granatu i innych materiałów, Fillion prawie że zostaje zapłodniony, a pointa jest wybuchowa. I jak przystało na klasykę gatunku #4morons, końcówka daje nadzieję na ciąg dalszy. Na szczęście ciąg dalszy nie nastąpił.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 11, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Ładna, romantyczna historia o Alanie Turingu i miłościach jego życia - Christopherze ze szkoły i maszynie deszyfrującej. Zupełnie nie interesuje mnie (dobra, kłamię, godzina na wikipedii oraz doskonale pamiętam podobny risercz przy Connie Willis i Cryptonomiconie) na ile film jest zbieżny z rzeczywistością, czy Polacy dostali należyte miejsce w historii; lubię zasygnalizowaną oryginalnym ("imitation") tytułem zgrabną parabolę, która powstała z połączenia kryptografii, ukrywanego z powodu epoki homoseksualizmu oraz ewidentnego Aspergera bohatera. Cumberbatch ma niesamowity zmysł do grania neuronietypowych geniuszów, nie ukrywam, że patrzenie ma jego ostrą twarz było przyjemnością samą w sobie.
Da się zrobić nienudny film z kryptografią, w którym informatyka nie jest powodem do złośliwego wyśmiewania (emacsem przez sendmail).
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 6, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Ja wiem, że #jestemstaraimamzazłe (oraz jestem inżynierem), ale czasem trudno mi w oglądanych filmach nie znajdować podobieństw do filmów, które już widziałam. "Chappie" to zlepka "Robocopa" (robot-policjant), "Krótkiego spięcia" (zyskuje świadomość i odkrywa świat) i "Mad Maxa" (a rzecz się dzieje w post-apokaliptycznym RPA, gdzie gangi walczą między sobą i w środek walki wpada ten świadomy robo-policjant. który wcale nie jest przekonany, że przestępcy są źli).
Zlepek wyszedł całkiem fajnie, chociaż pół filmu zżymałam się, że robot uczy się jak dziecko, po czym nagle pstryk i ma w głowie całą wikipedię, ale do komunikowania się z komputerami dalej używa klawiatury, a nie złącza USB. Aktorzy mocno nietypowi - geek-Hindus oraz raperzy z RPA, mówiący prześlicznym akcentem i ghetto-speakiem, ja. Mocnym punktem pewnie miały być gwiazdy - tnąca budżety CIO Sigourney Weaver i demoniczny CTO Hugh Jackman, ale tu akurat zupełnie nie błysnęli (chyba że Jackman gołymi łydkami, bo miał taki fashion statement, że chodził w krótkich spodenkach).
PS Zuza - Ogród 0:1 - wkopałam wielkim wysiłkiem i z pomocą Majuta dwie paczki cebulek (żonkile i hiacynty), pozostało kolejnych sześć, na które potrzebuję męskiej ręki i solidnej łopaty. Albo miotacza płomieni.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 4, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2
Jak już macie dość gładkich seriali o ludziach pięknych, którym w
życiu się ostatecznie zawsze układa mimo drobnych niepowodzeń i są
skazani na sukces, to zawsze jest "Louie" - serial "komediowy" o
42-letnim rozwodniku, w dużej mierze autobiograficzny (chociaż,
oczywiście, granica między rzeczywistością a scenariuszową kreacją
jest rozmyta). Louie jest stand-uperem, opowiada na scenie
przerażająco zabawne historie o tym, jak to jest być nieatrakcyjnym
singlem bez specjalnych perspektyw w Nowym Jorku. W życiu tło tych
historii już nie jest specjalnie zabawne, raczej gorzkie, nawet biorąc
po uwagę komediowe przerysowanie - niechciany i przypadkowy seks,
kontakty z dziećmi po rozwodzie, próby budowania kariery
(kilkuodcinkowy cykl o udziale w "Late show" jest dość dramatyczny).
Louie jest cyniczny i obserwuje świat bez optymizmu, ale to nie jest
tak, że podejmuje same złe decyzje, zwyczajnie tak się składa. Na
randce w ciemno jest zmuszony do seksu oralnego, podczas wizyty u
zaprzyjaźnionego lekarza jest upokorzony i wyśmiany, jeździ z
programem rozrywkowym w miejsca, gdzie niespecjalnie jest widownia.
Współczucie miesza się z poczuciem żenady i podziwu, bo jednak rzadko
kto jest w stanie się przyznać do masturbacji, spędzenia połowy życia
w łóżku i braku celu.
Na boku bardzo podoba mi się kwestia, jak to Amerykanie ładnie
określają, heritage aktora/twórcy. Louis C. K. jest z
pochodzenia Węgrem, wychowywał się w Meksyku, a C. K. to sposób
zrozumiałego dla Amerykanów zapisu nazwiska Szekely.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 28, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj