Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Trzy pogrzeby Melchiadesa Estrady

Nudnawy. Z klimatem, ze ślicznymi krajobrazami, niezłymi aktorami, nawet ciekawie skonstruowaną akcją, ale nudny. Na początku jest trochę zakręcony przez zmienioną kolejność scen (reminiscencje mieszają się z tym, co się dzieje aktualnie). Przypadkiem ginie pewien Meksykanin. Jego przyjaciel nieco się wkurza, szuka winnego, a potem wraz z nim i trupem jedzie do rodzinnego miasteczka Melchiadesa w Meksyku. Dziwny. Nie jest zły, możliwe, że w kinie lepiej by się oglądało (albo wręcz przeciwnie), ale też trudno go nazwać całkiem dobrym.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 23, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Jasminum

Żadnych filmów o blokersach. Żadnych filmów o policjantach. Chcę ładne, ciepłe filmy o uczuciach, takie, jak Jasminum. Uwielbiam takie filmy, dziejące się w Nibylandzie, bo jest w nich ciepłe światło, kolory i muzyka, a po obejrzeniu świat wydaje się lepszy. Wprawdzie nie przepadam za Błęcką-Kolską (mam straszliwą awersję po ohydnie głupich i szkodliwych filmach z serii "Kogel-mogel"), ale kocham Gajosa ("kaczka, to sra"), Pieczkę i Ferencego. Niezła jest też 5-letnia aktorka, grająca małą Eugenię - mam awersję do dzieci w kinie polskim, bo zwykle drętwo recytują rolę jak na szkolnym apelu.

Do klasztoru, w którym mieszkają bracia pachnący kwiatami, przyjeżdża konserwatorka obrazów i jej 5-letnia córka. Oczywiście na odnowieniu obrazu się nie kończy, matka z dziewczynką zmieniają dużo w codziennym życiu braci. Przeorowi udaje się rozwiązać kilkusetletnią tajemnicę klasztoru (intryga lepsza od "Kodu Da Vinciego" :>), Nataszy stworzyć zapach, kilku ludziom ze sobą zejść, a jeden z braci zostaje świętym. No i jest świetna scena erotyczna z udziałem Bogusia Lindy (który notabene naprawdę dobrym aktorem jest i ma spory dystans do tego, jak jest postrzegany).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 19, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 1


The Office (US) sezon 2

Z każdym odcinkiem jest coraz lepiej. Każdy, kto chociaż chwilę pracował w korporacji lub miał okazję popatrzeć z boku, odczuje boleśnie większość odcinków. Obowiązkowy wyjazd integracyjny w ulubionej formule niespodzianki (alkoholowy rejs statkiem w połowie stycznia, a dla zmyły w mailu informacyjnym pracownicy są proszeni o zabranie kostiumu kąpielowego). Szef-buc, dowcipkujący ze wszystkiego, szpiegujący emaile pracowników i wpychający się na siłę na prywatną imprezę. Impreza gwiazdkowa z prezentami do $20 dla wylosowanych współpracowników, na której szef kupuje swojemu ulubieńcowi iPoda i nie jest zadowolony, bo dostaje szydełkową rękawicę kuchenną. Coś pięknego i niedrogo.

Najbardziej lubię Jima, głównego salesa, największą szuję w biurze (to już wiadomo, czemu lubię). Jim wymyśla mnóstwo dowcipów, aby ośmieszyć Dwighta (naczelnego przydupasa), nie żeby Dwight sam nie dawał rady. Wmówienie Dwightowi, że w czwartek jest piątek jest proste jak zabranie małemu kotku mleczka. Zamontowanie zawartości szuflad w automacie do batoników - bezcenne. Namówienie go do zamknięcia się w kartonowym pudle w magazynie albo do ufarbowania włosów na blond (szpiedzy są wszędzie) - jak wyżej. Trochę więcej kosztowało namówienie ludzi, żeby cały dzień mówili do Dwighta per Dwayne. Jim kocha się w Pam, recepcjonistce. Pam wprawdzie ma narzeczonego - magazyniera Roya, ale to straszny buc i wcale jej nie kocha, więc ja kibicuję Jimowi (nie powiem, nie powiem :->).

Bardzo fajny jest też drugi plan - chuda księgowa Angela, która ma tajemny romans z Dwightem (zupełnie nie przypomina mi naszej koleżanki M., no nijak nie przypomina ;-)). Nieco zapijaczona Meredith, która co jakiś czas lubi się rozebrać. Ryan - pracownik tymczasowy, który bardzo nie chciał mieć żadnej ksywy (no, wiecie - ten Ryan-w-śmiesznej-czapce czy Ryan-co-ładnie-śpiewa), ale jednak się na własną ksywę załapał. Hinduska Kelly, która uwielbia różowe i bez przerwy gada tak straszliwe pierdoły, że uszy więdną (nie, zupełnie nie przypomina Panny-Futrzane-Buty wraz z koleżanką). Oscar, latynowski lowelas. Pulchna Phyllis, która ma bogatego chłopaka (Cześć, jestem Bob Vance. Vance Refrigerators). Wreszcie zasadnicza i zimna Jen, szefowa z centrali, która z bliska wcale się taka zimna i zasadnicza nie okazuje. I gruby Kevin, który się ślicznie uśmiecha.

Każdy odcinek to inna sytuacja, ale w zasadzie każdy jest o tym samym - jak żyć z ludźmi w biurze. Jak (nie)rozwiązywać konfliktów, jak sprawić, żeby kolejny dzień chociaż trochę różnił się od poprzedniego, jak (nie)zarządzać ludźmi i jak (nie)łączyć życia osobistego z pracą.

Trzeci sezon w pełni, witam kolejny serial, w którym jestem on-line ;-) Oczywiście nie jestem nałogowcem, mogę przestać w każdej chwili.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 18, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 4


Statyści

Mam mieszane uczucia. Trailer zapowiadał świetną komedię. Jak się można było spodziewać, do trailera zostały wzięte wszystkie najlepsze momenty z filmu, bo film komedią tak do końca nie jest. W zasadzie to smutny i melancholijny film. Mimo to jest całkiem dobry, jak na polski film. Bo w klasyfikacji ogólnej - mizeria, niestety. Jest dobry, spójny scenariusz, są świetni aktorzy, ale na każdym kroku widać braki - w budżecie, w montażu, w kręceniu. Świetna Romantowska, doskonały Kiersznowski, dość byle jaka Kinga Preis i bardzo kiepski Bartosz Opania.

Co ciekawe - rzecz kręcona w Koninie. Nie tak sobie Konin wyobrażałam. W filmie to małe miasteczko ze ślicznym ryneczkiem, jak w większości miast Wielkopolski. Ładne i słoneczne, jak ze wspomnień z dzieciństwa.

Film ogólnie na plus, ale za normalne pieniądze w normalnym kinie trochę by mi było szkoda (akurat trafiłam na promocję, że dawali bilet za 10 zł za kartę Multikina).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 12, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Jay & Silent Bob kontratakują

Kod 1082 to usuwanie martwej dziwki z przyczepy Bena Afflecka. A poza tym J&SBSB to urocza komedia o pierdzeniu i robieniu laski, bogato przetykana odwołaniami do innych filmów Smitha i nie tylko. Pojawia się Mark Hammill (dzieci! to Mark Hammill!), Carrie Fisher w roli zakonnicy żyjącej wedle Księgi, czy zestawu hollywoodzkich sław. Film trochę słabszy niż inne, ale i tak śmieszny.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 5, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Dogma

Wspominałam już, że kocham Kevina Smitha. Za to, że umieszcza w swoim każdym (poza Jersey Girl, ale tego nawet nie mam ochoty obejrzeć) filmie ten sam set fajnych bohaterów. Jay i Silent Bob grają siebie (a przy okazji proroków, z których jeden nie boi się powiedzieć, że jeśli za 5 minut będzie koniec świata, to on chce się pieprzyć), Earl gra upadłego anioła, Randy - głos potwora z kloaki, gdzieniegdzie pojawia się Dante Hicks w roli reportera, a karzącym ramieniem Boga są Damon i Affleck. No i zapomniałam o Randallu, którzy pracował w sklepie z bronią.

Do tego wystarczy dodać Lindę Fiorentino, Salmę Hayek w półnegliżu, Chrisa Rocka spadającego nago a nieba ("nie zostawiaj nas tutaj, faceci nie spadają z nieba"), Alana Rickmana bez spodni, trochę bluźnierstw i krwi i powstaje świetna komedia o religii i Bogu.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 4, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj