Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Klasa rządząca

Zjadliwa satyra na HM Anglików i angielską Izbę Lordów w musicalu z 1972 roku. Kiedy podczas autoerotycznych zabaw (jakże to angielskie) umiera 13. lord Gurney, okazuje się, że ma potomka, który może przejąć zarówno majątek, jak i pozycję we władzach. Wprawdzie uważa się za Jezusa Chrystusa, głosi wolną miłość dla wszystkich i nie zachowuje się w sposób zgodny z normami społecznymi, ale w pewnym momencie przechodzi przez kontrolę psychiatry, dostaje majątek, nieco przechodzoną wdowę-macochę i posadę we wspomnianej wcześniej Izbie Lordów. Jak komuś nie przeszkadza formuła musicalu z lat 70., a lubi Petera O'Toole z makijażem, trochę s.e.k.s.u i krwi, to polecam.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 1, 2008

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


40-letni prawiczek

Na niekorzyść tego filmu świadczy wszystko - i tytuł (phleeze), i streszczenie (40-latek jeszcze nigdy nie zamoczył i koledzy organizują mu okazję, żeby wreszcie się udało), i dość oczywista wymowa (nie warto iść do łóżka z byle kim, nawet kosztem potencjalnego nie pójścia w ogóle). Na korzyść - to naprawdę jest ładny film. Ciepły, inteligentny, pokazujący mnóstwo stereotypów związanych z amerykańskim modelem "zaliczania" - procedury randkowe, kto ma do kogo oddzwonić itp. oraz - już mniej typowo - że seks nie jest domeną nastolatków i wyzwolonych 40-latków po przecenie i przejściach. Bardzo dobra rola Steve'a Carrella (Michael z "The Office"), doskonała piosenka na zakończenie. Mnie się bardzo.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 1, 2008

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Mężczyzna idealny (Powieść dla kobiet)

Miłą rzeczą w dodatku do książki jest film. Bardzo miłą rzeczą jest film dobrze zrobiony. Fabularnie trudno dodać coś więcej, bo ekranizacja bardzo wierna. Złagodzone zostały trochę ostre sceny opisane w książce, zmienił się trochę tryb narracji. Całość bardzo zyskuje na ładnej Laurze, pejzażykach tatrzańskich, przygładzeniu postaci Ingrid i przyszarzeniu roli matki. Jak na czeski obyczajowy film przystało, jest prześmieszny i - dziwnym trafem - bardzo wigilijny.

Inne tego autora: tu.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 29, 2007

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Upadłe anioły (Duo luo tian shi)

Albo za głupia jestem na tzw. ambitne kino, albo ten film jest o niczym. Ma ładne obrazki, świetny soundtrack, fajne kolory. Ale ni cholery nie rozróżniam jednej pani Azjatki od drugiej pani Azjatki, nie widzę związku między przygodami niezbornego niemowy, który przemocą wykonuje usługi w zamkniętych sklepach a ciężkim życiem płatnego zabójcy, który sobie chodzi i zabija, a za nim chodzi jedna panienka i sobie robi dobrze na jego kocyku. Poza tym nie lubię nocnego azjatyckiego życia, w nocy to się śpi, a nie łazi po ulicach.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 25, 2007

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Obi-oba koniec cywilizacji

Film dla tych, co mają dość Jerzego Stuhra w "Seksmisji" i "Kingsajzie" (ja nie mam), a kręci ich tematyka życia po kataklizmie i w totalitarnym społeczeństwie zamkniętym. Szulkin pokazuje świat brzydki, ponury i bez żadnej nadziei. Po konflikcie nuklearnym z "Burami", resztki ludzkości przeczekują skażenie pod kopułą. Zamknięte społeczeństwo, oczekujące na mityczną Arkę, która ich zabierze do lepszego życia, ma do wyboru wegetować w klaustrofobicznym schronie, żywiąc się resztkami jedzenia albo wyjść na skażoną ziemię i umrzeć. Zgrabna metafora "trzymamy was tutaj dla waszego dobra", tyle że bez przymrużenia oka. Dużo mocnych obserwacji postaw, oszczędna, ale bardzo dobrze zrobiona scenografia. Nieuchronne są skojarzenia z komediami Machulskiego (podobny set aktorów, podobnie ohydne kostiumy pań), tym bardziej dołujące, że tutaj raczej nie ma hacjendy z bocianami.

Zdecydowanie nie na ponury jesienno-zimowy wieczór. Mam trochę problem z takimi filmami, bo są (hehe) "ambitne", ale nie zostawiają przyjemności z oglądania. To ciężka praca jest, a satysfakcja po obejrzeniu to mniej więcej taka satysfakcja jak po wyszorowaniu kuchenki - miło popatrzeć, ale zmęczenie nie pozwala się cieszyć efektem.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 9, 2007

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 1


Saving Grace - Joint Venture

Okładkę filmu widziałam już dawno w tanich DVD, ale jakoś na tyle mnie nie przekonała, żeby obejrzeć (trzeba być naprawdę zdesperowanym i żądnym cnych podniet pryszczersem, żeby kupić film o marihuanie). I jest to gruby błąd, bo "Saving Grace" to ciepła komedia o nagle owdowiałej Angielce z Kornwalii, która orientuje się, że mąż nie dość, że miał romans i nie zostawił jej ani grosza, to jeszcze zadłużył jej kilkusetletnią posiadłość. Jako że zawodowo Grace umie tylko uprawiać egzotyczne rośliny w szklarni, bo zawsze była "przy mężu", nietrudno się domyślić, jakie rośliny zacznie uprawiać ze swoim pomocnym ogrodnikiem.

Kontrasty budzą zawsze najwięcej emocji - ciche angielskie miasteczko, w którym staruszki prowadzą sklepik, pastor uprawia ogródek, a policjant łapie kłusowników, okazuje się być najlepszym miejscem na wyhodowanie rekordowych konopi. Drugi plan jest zabawny, rodzinny i nieco przewrotny. Nawet londyński półświatek, do którego Grace udała się na handel walorami ze szklarni, jest nieco rozlazły i mało niebezpieczny. Pomijając kwestie edukacyjne sympatyczny rodzinny film na niedzielne popołudnie.

Z zabawnych drobiazgów - podejście do hiszpańskiego remake'u czynił Almodovar z Carmen Maurą. Niestety, jak na razie nie potwierdzone (a znając Almodovara wyszedłby z tego taki Volver).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 9, 2007

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2