Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Moje miasto

Cat spotting

Mam zanotowane w pamięci miejsca, gdzie mieszkają sucholeskie koty. Spacer bez kota w zasięgu wzroku jest nieudany. Dziś był dobry dzień - 6 kotów. Większość jest przyjazna i nie ucieka na widok zbliżającego się obiektywu. Nie robię notatek, ale dziś był dobry dzień.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 5, 2009

Link permanentny - Kategorie: Koty, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 1


Zła jestem

Bo zima za progiem, jak wspomniałam. Dalej mi nie przechodzi irytacja na okoliczności przyrody, głównie dlatego, że przeczytałam wczoraj notkę na blogu Smitten Kitchen. I zżera mnie. Już mnie zeżarło, o. Dzisiaj chcieliśmy wyprowadzić żuczka na dłuższy spacer, połączony z zaawansowaną konsumpcją, oglądaniem świata, karmieniem w plenerze i ogólnie oswajaniem świeżego powietrza. Deszcz, 9 stopni, spod ciągle spadającej czapki wystaje nos, a fakt okutania ruchliwych łapek budzi słuszną irytację. Zamiast leniwej rundki po okolicach Starego Rynku szybkie śniadanie w Chimerze.

Najbliższe miesiące oznaczają, że jedyną formą miejskiej rozrywki weekendowej będą krótkie wycieczki zwiadowcze, polegające na przemieszczeniu się samochodem z ciepłego miejsca A do ciepłego miejsca B bądź konieczność owinięcia się w potworną porcję przyodziewy. Szalika mi dzisiaj brakowało, koszmar. A tu na samej Wrocławskiej i Wronieckiej odkryłam kilkanaście wartych uwagi restauracji - czeską, bretońską, włoską czy indonezyjską, nie wspominając o kawiarniach. Niektóre z ogródkami, o których mogę zapomnieć do wiosny. Jak mawia P., szału nie ma. Zostały mi śliwki i dynie ozdobne. I jeszcze kilka zachodów słońca, zanim zacznie zachodzić na tyle wcześnie, że słońce nie zdąży przejść do kuchni.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 3, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 2



Śniadanie na trawie

W takim pewnym uproszczeniu. Bo mimo wielkiego zamiłowania do pikników jest to zamiłowanie czysto platoniczne - nie udało mi się wziąć udziału w jakimkolwiek pikniku, nie wspominając o tym, żeby taki sobie zorganizować (a kosz piknikowy jak raz mam, bywał nawet używany, ale nie stricte w sensie koc na trawie). W kwestii śniadań więc nieustająco numerem jeden jest Ptasie Radio, gdzie śniadanie można zjeść do 23 i do tego mają wygodne kanapy, na których można na czas posiłku zdeponować śpiące potomstwo. Odkryłam dzisiaj nową pozycję w menu śniadaniowym - deskę serów, wędlin i warzyw z pieczywem i gotowanym jajkiem, czym jestem absolutnie zachwycona. Poza tym wypiłam pierwszą latte od chyba trzech miesięcy, więc.

Na Sołaczu wysyp nowożeńców odbywających trzeci najważniejszy (po ślubie i nocy poślubnej) rytuał - sesję fotograficzną (dziś trzy pary krążyły po parku). Po części mnie to cieszy, bo lepiej mieć serię zdjęć w pięknych okolicznościach przyrody niż na tle kartonowego pleneru w studiu fotografa, po części - zazdroszczę, bo sama nie mam takiej (nie było jej na liście top10 rzeczy, które były wtedy ważne), a po części śmieszy mnie do wypęku. Z ławki obok podziwiałam zaangażowanie fotografki, która ustawiała parę, sugerując, że teraz ręce razem, patrzcie z dumą, na to, co zrobiliście, a teraz zrobimy zdjęcie, jak się ze sobą zabawiacie, teraz ty siadasz, a ona się kładzie, ale tak delikatnie, a nie tak się rozwala, jak na łóżku. Innej parze fotograf zasugerował, żeby ona usiadła, a on położył jej ręce na ramiona, na co on zaczął ją dusić. Ona z niezmąconym spokojem stwierdziła, że "Tak, wiem, że masz na to ochotę", co niezrażony fotograf skomentował: "E, na pewno nie, może przez chwilę mu to przeszło przez myśl, ale każdy ma takie pomysły". Tak czy tak - zieleń uspokaja.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 27, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: solacz - Komentarzy: 6



Krzywe chodniki w Suchym Lesie

W urzędzie gminy jest podjazd dla wózków, ale cała okolica rozkopana, bo robią nowy chodnik (a panowie fachowcy obrzucali się wyrafinowanymi obelgami w kwestii który ile pracuje i mieli przeciwne zdania w tej kwestii).

Zniknął lokalny Carrefour Express, 1 lipca. Nie żebym żałowała, ale zawsze to jakieś życie we wsi. TŻ złośliwie zasugerował, że przestraszyli się konkurencji Centrum Handlowego A11.

I wszędzie już przeważnie jesień. Późne róże, żółtawe liście lip i winorośl. Dla mnie to pierwsza taka jesień.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 15, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 4