Więcej o
Moje miasto
Jeśli wejdziesz w bramę przy ulicy Klasztornej, zobaczysz, że wcale źle nie kończy się połączenie zabytkowego wnętrza Pałacu Górków z kawiarnią. Cegła, oszklony sufit pod samo niebo, szare płócienne pokrowce na krzesłach i ławeczkach, kwiaty i uśmiechnięty barman/kelner. A wszystko to z widokiem na egipski obelisk. Dziś akurat słońce było kapryśne, trochę padało, trochę chmurzyło; pewnie można trafić na taką porę dnia, że słońce wpada przez dach. Ale i bez tego było relaksująco.
W menu kanapki, sałatki, ciasta i napoje. Mam wrażenie, że były wcześniej typowe śniadania, ale chyba już nie. I jeszcze można dodatkowo przejść jedne z drzwi i znaleźć się bez wychodzenia na deszcz bezpośrednio w Muzeum Archeologicznym (w soboty bezpłatnie).
Na barze, który zachwycił Maja na tyle, że winszował sobie siadać na (a pan barman zasugerował, że może sok z rurką podać bezpośrednio na bar), znalazłam ulotkę Wielkopolskich Questów. Świetne.
PS Bez schodów, acz jeden schodek jest do wejścia do muzeum. W muzeum jest już winda do piwnicy (toaleta) i na piętro (ekspozycja).
EDIT (2017): Kawiarnia już nie istnieje.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 14, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
sztuka
- Komentarzy: 1
Fakt #1: Ludzie na koncertach się tłoczą. Nie lubię. Czekam, aż ktoś wymyśli opcję oglądania koncertu na żywo z przestrzenią dookoła. Żeby każdy miał.
Fakt #2: Ludzie na koncertach palą. Różne rzeczy. Niestety.
Fakt #3: Nie można wnosić aparatów fotograficznych większych niż idiotenkamera. Nic to, że flesze mają i komórki, którymi wszyscy pstrykają. A ja nie mogę przynieść grzecznej, niebłyskającej lustrzanki, bo nie.
Na szczęście fakt #4: Koncert był niesamowity. Zabrakło tylko tytułowego utworu, a szkoda, bo to moje motto na wiele okazji. W głowie miałam te wszystkie okazje, kiedy Faith No More grał mi do różnych życiowych sytuacji. Kiedy słuchałam po raz któryś tam pożyczonej od Pauliny kasety z koncertem Live at the Brixton Academy, siedząc na akademikowym łóżku, byłam tylko ja i Mike Patton, który przez kilkadziesiąt lat nabrał bukietu, jak wino. Zabawny, żywiołowy, próbujący mówić po polsku i po tylu latach umiejący włożyć w maksymalnie ograne utwory pasję. Boli mnie kark, TŻ boli gardło. Było warto.
Can you feel it, see it, hear it today?
If you can't, then it doesn't matter anyway
You will never understand it cuz it happens too fast
And it feels so good, it's like walking on glass
It's so cool, it's so hip, it's alright
It's so groovy, it's outta sight
You can touch it, smell it, taste it so sweet
But it makes no difference cuz it knocks you off your feet
You want it all but you can't have it
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 5, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Moje miasto
- Komentarzy: 8
Zaczęłam oszczędzać. Wybitnie w tym pomaga mi Stary Browar. I tak - najpierw zaoszczędziłam ponad 2000 zł, ponieważ nie kupiłam bransoletki z białego złota w Frey Willie (i czy jest jakiś sposób zarobienia na komplet tejże biżuterii, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, że wydaję na coś, od czego bynajmniej nie staję się lepszym człowiekiem?). Potem zaoszczędziłam 50 zł na bluzce w Mohito, którą niestety kupiłam (ale to ciuszek z gatunku, co to się w nim wygląda jak milion dolarów, więc). O oszczędnościach w Endo nawet nie wspomnę, były niebagatelne.
Ale ja nie o tym. Poszliśmy dziś szukać w parku przy Starym Browarze owadów. I były, nieco oblężone, ale nadal dość niesamowite. Taki przedsmak tego, co będzie, jak przylecą z kosmosu i najpierw będą tylko tak po przyjacielsku przechadzać się po parkach i ogródkach. Więc czujcie się ostrzeżeni. Najpierw Stary Browar, potem świat. Majut, wyjątkowo w białym romantycznym giezełku rozmiar 98, przyjął postawę zapobiegawczą i pacnął każdego owada w element.
Owady można oglądać do końca sierpnia. A w informacji dają dla nieletnich broszurkę z naklejkami owadów. Co mnie cieszy - wreszcie park zaczął żyć. Na trawie ludzie, dzieci, leżaki; tak powinno być w sobotnie popołudnie w mieście.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 30, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
stary-browar
- Komentarzy: 1
Jutro Dzień Ojca, Maj w placówce przygotował dla TŻ kartonowy, ręcznie malowany krawat, bogato zdobiony brokatem (już nastąpiło wręczenie, więc nie że psuję niespodziankę). Wczoraj z kolei był mój prywatny Dzień Matki Podróżującej W Noc, bo - walcząc ze sobą, a zaprawdę uwierzcie mi, moja niechęć[1] do wychodzenia z domu była ogromna - pojechałam zobaczyć z bliska, jak miasto wypuszcza w niebo wengi-wengi lampionów. Nie padało, ale było buro i mgliście[3], trawa mokra po kolana, a na Ostrowie Tumskim i okolicach tysiące ludzi. I mimo 15 stopni klimat fiesty. Moje miasto czasem żyje. Lubię, bo żyje coraz częściej. Szkoda tylko, że dopiero o 23, co zepsuło sprytny plan pokazania światełek Majowi.
[1] Zadziałało wyjaśnienie sobie[2], że jak się nie ruszę, to będę sobie siorbać w mankiet do następnego roku. Jaka ja bywam ciężka w obsłudze, naprawdę.
[2] I towarzystwo N.
[3] Żebyście widzieli wieżę radiową na Piątkowie w tej mgle. Coś pięknego i niedrogo. Ale już mi się nie chciało o 00:30 wywlekać statywu.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 22, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 3
I to, o tempora, o mores, o horror, osobowym. Zmarzłam.
Zaczęłam dzień od zarobienia minusa u sąsiadki z rowerem, która kąśliwie zauważyła, że stoją dwa samochody, a ja jadę taksówką.
Za to nowy Dworzec Główny w świetle poranka o upiornej godzinie 6:30 wygląda pięknie, nawet jeśli kibice w nocy ogołocili lodówki z napojami. Nb. grupa pijanych na wesoło irlandzkich chłopaków jest mniej inwazyjna niż jeden polski burak, który rzuca dookoła mięsem i nachalnie podrywa studentkę. Ale Dworzec - zdecydowanie poczułam się jak w Europie.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 19, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Moje miasto
- Skomentuj
Okazało się, że nie byłam w nim od 4 lat (a wtedy tak). I się zmieniło. Przede wszystkim nie trzeba odwalać tych wszystkich kilometrów, bo jeździ elegancka zielona kolejka (oszukana, bo bez torów, ale jeździ) i dowozi. Owszem, czasem trzeba odczekać kilkanaście minut, ale i tak jest to odmiana od przechodzenia przez wszystkie kałuże, pieńki i ławki. Słoniarnia jest elegancka, a przez szybki wpadają na posadzkę małe tęczki i mieszka tam słoń Ninio, o którym głośno było w prasie kolorowej. I trzy inne, o których nie było. W pawilonie małych drapieżników są malutkie żbiczki, które wyglądają jak małe rudawe Burszyczki, a zaraz obok mieszka pan Ryszard, pani Ryszarda i trzy małe Ryśki. Bo wszystkie Ryśki to wiadomo. Ale i tak moje serce zdobył tygrys, który mozolnie wyjmował z wody zabawkę.
GALERIA ZDJĘĆ.
I dodatkowo trochę kwiatków z krakowskiego ogrodu.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 17, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
zoo, ogrod-zoologiczny
- Skomentuj