Adventure is out there! - krzyczy Ellie z "Up!". Lubię to.
...albo, że tych weekendów w ogóle nie ma....
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Do przygód potrzebny jest pomysł. Czasem wystarczy, że się pójdzie po bułkę i soczek w kartoniku do Żabki. I już jest przygoda. Albo zakupy z jazdą w chyboczącym się autku za 2 zł. Ale najfajniejsze przygody są w plenerze. Przygoda z karmieniem kaczek związana była najpierw z bułkami, potem z całą reklamówką niespecjalnie świeżego, acz drobno pokrojonego pieczywa, a ostatecznie z połową torby żołędzi. Dzisiaj była przygoda z kasztanami. W roli kasztanów wystąpiły kasztany oraz jedna psia kupa, znaleziona na szczęście wzrokiem, nie dłonią, ale i tak. I liście. Obiecałam, że można mnie obrzucać i tarzać. Zostałam więc obrzucona i wytarzana. I powiadam Wam, miło jest siąść pod drzewem na Alei Wielkopolskiej i popatrzeć razem z córką w słońce, słuchając przejeżdżających tramwajów.
Na weekend zapowiada się kilka kolejnych imprez - w sobotę na Śródce o 11:30 wyścig kelnerów i kelnerek, a o 12:30 piknik tamże. Koło Mieszka I pojawiło się dziś wesołe miasteczko, z obowiązkowym diabelskim młynem. 29-30 września na Ostrowie Tumskim odbędzie się VII Weekend z Historią na Trakcie Królewsko-Cesarskim, też warto. Ciągnie mnie park w Czerniejewie, w tym roku nie byłam też w Rogalinie i w Kórniku. Niedługo zamkną Ogród Botaniczny i Dendrologiczny, a ja się pytam, czemu weekendy są takie krótkie.