Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Maja

5 lat

#Oktawę urodzin zakończyliśmy dziś o poranku, kiedy to poinformowana, że właśnie dziś, ze znudzeniem odpowiedziała: "Ale ja już nie chcę". Za późno, 5 lat na pokładzie i to się nie zmieni.

113 cm kociej empatii. Wiezienie kota do weterynarza wyzwala w niej pokłady czułości i opiekuńczości. Nie bój się kotku, ja się tobą zaopiekuję. Najlepsza przyjaciółka pierdołowatej Koki, wielbicielka wszystkich psów i kotów, nawet na widok największego paskudztwa z futrem emituje zachwyt.

Ten rok to przede wszystkim nauka - samodzielne huśtanie nawet na stojąco, jazda na rowerze najpierw z bocznymi kółkami, a teraz już prawie bez dodatkowych kółek. Biega, nie chodzi. A jeśli nie biega - skacze.

Elokwentna i sprawna lingwistycznie. Wprawdzie nie mówi jeszcze sz, cz i dz, ale delikatne r już jest gdzieś pomiędzy l a dźwięcznym r. Natomiast nie kręci ją słowo pisane, woli liczyć.

Na zmianę pyta "ale sobie nic nie złamałam?!" lub "ale się nie otrułam?!" przy najlżejszym dotknięciu.

"Jestem pięknym kotem, wies?". Jesteś, mała.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 26, 2014

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 6


O amonitach właściwie, czyli CK[1] Zamek

[5.08.2014]

Wyasygnowałam całe 5 zł, dokonawszy z wyprzedzeniem rezerwacji[2] i zabrałam córkę moją do Zamku Cesarskiego. Po kawie i ciasteczku w Świetlicy (II piętro pod kopułą, zdecydowanie remont wyszedł Zamkowi na plus) młodzież zjechała po ogromnym nadmuchiwanym krokodylu, sięgającym prawie że kawiarni, dostała poduszkę do siedzenia i - ponieważ chwilę wcześniej zobaczyła koleżankę z przedszkola idącą w inne miejsce - jak kot na spacerze niechętnie powlokła się za przewodniczką. Trasa jest dla dzieci - w każdej sali można usiąść i posłuchać, treść jest dopasowana do wieku - o windach, cesarzach, prądzie i o tym, czy do Zamku dało się wjechać samochodem. Nie żeby młodzież szczególnie doceniała, albowiem zajmowała się jojczeniem, że już chce wyjść, ale parę drobiazgów - szukanie na marmurowej posadzce amonitów, schodów i mozajek na suficie, zbroje jeżdżące na robotach - sprawiało, że jednak była to jakaś przyjemność dla niezbyt dorosłej dziewczyny (dla rocznej dziewczynki, jej matki i reszty wycieczki mniej, albowiem roczniak ma mały attention span, a spore możliwości wokalne). Szczegóły typu, że Zamek zbudował sobie Cesarz Wilhelm II, ale w nim niespecjalnie bywał, a w kaplicy przygotowano gabinet dla Hitlera, który na szczęście nie zaszczycił, pewnie się nie zachowają, ale nie szkodzi.

Oprócz wtorkowych tur z przewodnikiem można przejechać się przez zamkowe pokoje na niewielkiej kolejce w ramach wystawy "Zrób sobie wakacje" (7/5 zł od osoby).

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] CK, bo Centrum Kultury. Zamek jest tylko Cesarski, żaden król nie występuje.

[2] Bez rezerwacji można pocałować klamkę, albowiem bilety się rozchodzą. Warto dzwonić do Zamku i zamawiać. Następne tury w kolejne wtorki sierpnia: 12.08, 19.08 i 26.08. Informacja tu.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 6, 2014

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 5



Wielkopolska w weekend - Koszuty, Zaniemyśl, Śrem

Dworek w Koszutach dorzuciłam do trasy ot, tak, bo był w okolicy. I bardzo się cieszę, że to zrobiłam, bo wizyta w Muzeum Ziemi Średzkiej zachwyciła nawet Majuta (i, jak się okazało, głównym powodem do radości nie był zabytkowym fortepian marki Bechstein z 1905, tylko prosta drewniana zabawka z kominiarzem schodzącym po drabinie). Muzeum jest kameralne, w środku dobrze zachowane wyposażenie dworku z początku wieku (również do poziomu nocnika pod łóżkiem, chociaż nie jest to - jak u Bator - nocnik Napoleona). Dookoła uroczy park, w parku gazebo i służbówka z kuchnią, gdzie służba gotowała państwu posiłki, a potem rączo pomykała z tacami do dworu, żeby nie wystygło. Dodatkowy plus - przemiła pani oprowadza po placówce, a na werandzie spotkaliśmy starszego pana z piękną seterką, Nelą, nieco pomoczoną jeszcze po kąpieli w stawie. Obiecaliśmy, że wrócimy za rok, żeby zobaczyć, jak 8-miesięczna aktualne Nela podrośnie.

W leżącej opodal Słupi Wielkiej też jest dworek, ale wykorzystany nieturystycznie - można obejrzeć z zewnątrz Stację Doświadczalną Oceny Odmian (roślin uprawnych) i przejść się po parku.

Natomiast absolutną porażką okazała się zachwalana we wszelkich przewodnikach impreza plenerowa pt. Zaniemyskie Bitwy Morskie. Nie spodziewałam się morza, oczywiście, bo moja wiara w słowo pisane jednak nie jest aż taka wielka. Na miejscu okazało się, że wstęp 10 zł od łebka pozwala na wysłuchanie koncertu nieco spierzchniętych gwiazd estrady oraz przeraźliwie nagłośnionego wodzireja, organizującego konkursy dla dzieci. Jedynym elementem "pirackim" był plastikowy statek przy scenie. Nie było okrętów, łódek, bitwy, niczego, nawet dostęp do jeziora i plaży był zablokowany, bo "zakaz kąpieli". Następnym razem, kiedy pojadę do Zaniemyśla, upewnię się, że chociaż można znowu popłynąć na Wyspę Edwarda (miała być dostępna jakoś w 2011, 2012, 2013, a teraz już nawet dat nie obiecują).

Planowaliśmy też wizytę w pobliskim dworku w Mechlinie, gdzie mieści się stadnina, ale niestety nie dodzwoniłam się, żeby się upewnić, że ktoś nam otworzy. Więc zamiast tego pojechaliśmy do Śremu na obiad. Też było miło.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 26, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ - Tagi: śrem, koszuty, słupia, polska - Skomentuj


Hampton Court

[21.06.2014]

Trzej panowie w łódce (nie licząc psa) odwiedzili pałac i ogrody w Hampton Court podczas wycieczki w dół Tamizy. Labirynt, na który mieli poświęcić kwadrans, zajął im nieco więcej (patrz tu, tu i tu). Z Majem konsekwentnie szłyśmy w prawo i labirynt zajął nam raptem minut kilka, ale niektórzy z naszej trzyosobowej wycieczki się WTEM zgubili, widać nie znali sposobu Jerome K. Jerome'a z przypisu (dwa razy w prawo, a potem zawsze w lewo). I jak przed wejściem tak sobie z lekceważeniem o konstrukcji pomyślałam, tak w środku miałam kilka dość przerażających myśli (zwłaszcza spotęgowanych przez ludzi mijających mnie w panice kilkukrotnie), że będę wołać dozorcę w celu uwolnienia. Don't underestimate the power of kupa krzaków.

Świetne miejsce na letni piknik - w kawiarni można kupić prowiant, można też zabrać ze sobą - są stoliki, ławki i cudownie miękka trawa, po której (poza ogrodami formalnymi) można chodzić. W zamku nieco skromniej niż w Windsorze, chociaż może dlatego, że trasa wiedzie raczej przez kuchnię i dziedzińce niż przez salony. Na dziedzińcu z ogrodem król Henryk VIII z którąś z kolei żoną (raczej żywą, więc odpadają te zdekapitowane), w ogrodzie figurki zwierząt z proporczykami. I jak rozumiem byka, lwa czy nawet smoka, tak jaguar w kolorowe kropki wydaje mi się pewnym nadużyciem ziołowych dekoktów.

Ulotka dla turystów jest również po polsku, nieco chropawa ("zobaczyć najstarszy i największy winorośl ma on ponad 230 lat"). Ale jest. Hampton należy do stowarzyszenia HRP i jeśli się chce więcej razy w ciągu roku ogladać Tower of London, Hampton Court, Banqueting House w Whitehall, Kensington Palace, Kew Palace czy Hillsborough Castle, to zdecydowanie warto kupić kartę członkowską. W przypałacowym parku odbywa się sporo wydarzeń - 8-13 lipca w Hampton Court można odwiedzić Flower Show, zaś 23-25 sierpnia będzie się odbywać GoodFood Festival. Książkę "Trzech panów w łódce" można dostać w e-booku darmo w virtualo.pl (niestety bez przypisów). Jedyna trudność ze znalezieniem parkingu jest taka, że jest za parkową bramą, a nie - jak w Windsorze - poza terenem pałacu. Trochę nam zajęło, zanim to odkryliśmy.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 21, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: hampton, anglia, wielka-brytania - Komentarzy: 5


East Ealing i Chiswick

[19-20.06.2014]

Celowo odpuściłam Londyn klasyczny turystycznie, tym razem. Niskie domki, szerokie ulice, piętrowe autobusy. Etnicznie zróżnicowani przechodnie, pachnie jedzeniem. W East Ealing dużo zieleni, małe restauracje, kościoły i piętrowe autobusy. Metro wszędzie, chociaż Maj zdecydowanie wolał piętrowe autobusy; dobrze opisane przystanki na rozkładach jazdy, więc jeździliśmy. Rano śniadanie, obiad w plenerze, kolacja w którejś z przytulnych restauracji, gdzie wszyscy się uśmiechają, przytulają dzieci i obdarowują (z rzeczy dziwnych - poza zwyczajowymi lizakami - Maj dostał wykrochmaloną serwetkę ustawioną w stożek, bo "tak się ładnie nią bawił, robiąc pieskowi czapeczkę"). Wszędzie Polacy, często rozpoznaję już po wyglądzie i odzieży, głównie zdradzają fryzury, często okulary (serio, aż tak widać! ciekawe, czy po mnie też), na ulicach Delikatesy Mleczko i Kujawiak, Sami Swoi i Gosia Travel.

Restauracje - nie wypada nie polecić: Gourmet Burger Kitchen (35 Haven Green, Ealing, W52NX - nieaktualne, są inne lokale), The Clay Oven (13 The Mall, London W5 2PJ), 2nx (34 Haven Green, London W5 2NX).

[21.06.2014]

Chiswick to dzielnica parkowo-handlowa, z metra wychodzę na ulicę małych sklepików, pubów, moich ulubionych charity stores. W sobotnie przedpołudnie przyjechaliśmy na śniadanie, a żeby mieć cel, idziemy do Gap Kids (ale bez rewelacji, dwie koszulki dla Majuta). We francuskiej cukierni-bistro przeglądam prześliczny album o dzielnicy - łabędzie, pies fotografa, bistro, w którym właśnie siedzę. Na ulicach kolor i światło, gwar żyjącego miasta. Samochody nie trąbią, mimo że jeździ ich sporo, zachwycony Maj odlicza każdy piętrowy autobus. Pomnik Williama Hogarta z ulubionym mopsem. Zdecydowanie polubiłam Chiswick.



Restauracje: Maison Blanc (26-28 Turnham Green Terrace, London, W4 1QP).

GALERIA ZDJĘĆ - Ealing i GALERIA ZDJĘĆ - Chiswick.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 20, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: anglia, londyn, wielka-brytania - Komentarzy: 3