Więcej o
Listy spod róży
Podróż upłynęła nam pod znakiem wiatraków, wież prądowych, wałeczków zbożowych[1], tuneli wyglądających jak król Julian. Wiadomo, autostrada prawie od Poznania do samego Berlina z przerwą na korek z okazji wykopyrtniętej do rowu ciężarówki, fachowo zaopiekowanej ze stratą na dwóch pasach. Po czym - po przyjeździe do uroczego hotelu tuż przy Checkpoint Charlie - okazało się, że jednak oczekiwanie społeczne u młodzieży było takie, żeby pojechać, owszem, ale potem wrócić do domu. Królowej to nieco nie zachwyciło, albowiem Maj posiada niesamowite umiejętności w niechodzeniu, jeśli chodzić nie chce. I w nielubieniu[2]. I niestraszny mu żaden chodnik, na którym można siąść w pozie rozpaczliwej. A szkoda. Bo wieczorny Berlin jest pełen zapachów ("cio to tak śmiejdzi?!"), ludzi, neonów i historii przeplatającej się z nowoczesnym budownictwem.
Na czubek nowoczesnego budownictwa na Potsdamer Platz można wjechać windą, która w 20 sekund pozwala na wjechanie na 24. piętro. Z którego widać, i owszem. I trochę wieje, a nie wszyscy chcą założyć kurteczkę. Dzień pierwszy, walka z własną irytacją i oczekiwaniami.
Nie mam myszki, więc więcej zdjęć, jak wrócę.
[1] Nie mylić z wołeczkami.
[2] Na nielubienie trenujemy wyliczankę. Że coś jest bzitkie. Śmiejdzi kompostem[3]. Jeśt umaziane błotem! Obsikane! Pomajowane ciarną kjedką! (Zwykle śmiech pojawia się przy umazaniu błotem, potem jest już lepiej).
[3] MiniMini bawiąc uczy, Maj wie, co to jest i z czego się robi kompost.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 28, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
berlin, niemcy
- Komentarzy: 6
Znacznie ciekawsze od stert drewna w Biskupinie jest Muzeum Kolejki Wąskotorowej zaraz obok, w miejscowości o szumnej nazwie Wenecja (przynajmniej się polansuję, że byłam na wakacjach we Włoszech). I dla mnie, i dla młodzieży. Bo do lokomotyw i wagonów można wejść, można dzwonić dzwonkiem, jest też plac zabaw (oczywiście w formie pociągu). Od sympatycznej pani ze straganem, jednocześnie obsługującej agencję pocztową, można do godziny 16 otrzymać uroczy stempel z pociągiem na pocztówce. Wprawdzie Maj akurat był nastawiony tym drugim frontem do klienta i odmawiał udziału w pocztówce, ale w końcu - na widok lokomotywy - zmienił zdanie i zdeponował pocztówkę w skrzynce.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 24, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
polska, wenecja
- Komentarzy: 1
(Miała być jeszcze Wielkopolska, ale WTEM się okazało, że to już nie Wielkopolska; jestem geograficznie zdezorientowana).
Obowiązkowy punkt na trasie każdej wycieczki Szlakiem Piastowskim; punkt, bo na obejście wystarczy godzina i można jechać dalej, żeby coś zrobić z pięknie zaczętym dniem. Oprócz sterty drewna, symbolizującej przedpiastowską osadę, jest pełne zaplecze turystyczno-cepeliowskie: lody z automatu, wiatraczki, rzeźba w drewnie i wyploty z wikliny oraz restauracje pod namiotami z kuchnią lokalną, a także z kebabem i pizzą. Jak się wstrzeli w rozkład jazdy, można kolejką wąskotorową pojechać do Muzeum Kolei w Wenecji, ale wstrzelenie się nie jest specjalnie łatwe, bo kolejka jeździ rzadko. Młodzież wstępnie zachwycona, bo wiatraczek, dużo miejsca do biegania, zające i koniki, które można pogłaskać po pychu (dla starszych - młodziankowie odziani w samodział, symulujący ludność tubylczą z epoki, pewnie i na głaskanie się można umówić). Poniewczasie młodzież zachwycona mniej, ponieważ w trakcie rozrywek zagubiony został piesek o ksywie Szczeniaczek, ukochany pluszak. Przez chwilę poczułam się jak bohaterka serialu, szkoda tylko, że była to Świnka Peppa - w jednym odcinku zginęła zabawka George'a i rodzice Świnki szukali jej metodą przeglądania zdjęć (bo w międzyczasie zdążyliśmy opuścić skansen i popłynąć do Wenecji). Historia ma happy end, zdyszana matka znajduje pluszaka na stoisku z pamiątkami w samym środku osady.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 24, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
polska, biskupin
- Komentarzy: 2
Wróciliśmy do Skansenu Miniatur w Pobiedziskach z dwóch powodów, a w zasadzie z trzech, mimo że w samym skansenie chyba nic się nie zmieniło (no, bilety chyba po 7 zł). Wracaliśmy z Gniezna i ominęliśmy skansen na Ostrowie Lednickim, bo wprowadził nas w błąd przewodnik, sugerujący, że w niedziele i święta jest otwarte 10-16 (tymczasem 18). Po drugie, chcieliśmy pokazać Majowi, jak wygląda odwiedzona chwilę wcześniej katedra w rozmiarze nieco bardziej odpowiednim dla 3-latki.
A powód trzeci?
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 18, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
pobiedziska, polska
- Komentarzy: 5
Najpierw był poranek pełen pytania: "A dzisiaj do kogo pojedziemy, mamusiu?". Potem ciężkie przebudzenie po krótkiej drzemce w samochodzie. Po odpoczynku na gnieźnieńskim bruku (i posiłku regeneracyjnym z banana) już było lepiej.
W jeziorze Jelonek pływają czarne kaczki, ale takie odpasione, nie rzucają się na kawałki precelków. Dookoła katedry gołębie też nieźle odżywione na diecie ze ślubnego ryżu, więc nie było efektu wow na widok zawartości Majutowych kieszeni. Przyznam, że spodziewałam się, że katedra będzie większa niż poznańska, sama nie wiem czemu. Miała za to dużo schodów, ale o tym za chwilę. Sama gnieznieńska starówka jest kompaktowa, symetryczna i całkiem miła na świąteczne popołudnie; na kawę i galaretkę z owocami w kolorowej restauracji "Za drzwiami".
Wspominałam, że proszę o powstrzymanie mnie przed włażeniem po niebotycznych schodach, bo potem będę jęczeć, cierpieć i wyrzekać? Znowu weszłam, tym razem na wieżę katedry. Tym razem dziecko me, które niczego się nie lęka, wchodziło częściowo samo i całkiem samo zeszło, szybciej niż rodzice z zakwasami i skurczem w udzie. Ale widoki rekompensują, ludzie również - młode dziewczę lat naście wróciło z dwóch kondygnacji schodów na górę, ponieważ nie policzyło schodów, po których przeszło i chciało zacząć od początku.
Tymczasem w jednym z antykwariatów, zaraz przy katedrze. #samaniewiem.
GALERIA ZDJĘĆ (a w następnym odcinku o zmianie perspektywy na bazie Skansenu Miniatur w Pobiedziskach).
Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 15, 2012
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
gniezno, polska
- Komentarzy: 5
Jest coś, co nie zmieniło się[1] od kiedy zaczęłam świadomie jeździć koleją (i nie myślę tu nawet o warstwie farby na zadaszeniach peronów, bo i owszem, też malowali je chyba 20 lat temu i tak już zostało). Czasem pośrodku niczego, acz przy drodze stoi domek z ciemnoczerwonej cegły, przyczerniały i nieduży; domek dróżnika. Z nieodłącznym ogródeczkiem, pełnym kwiatów, z kilkoma grządkami warzyw, zawsze ze sznurami suszącej się bielizny. Ogrodzony skromnym, niskim płotkiem, z ławeczką przed wejściem. I tak myślę - czy to funkcja rodzinna? Czy do nocnego pociągu wstaje się jak do małego dziecka? Raz on, raz ona, a jak dzieci podrosną, to i dzieci wstaną? Bo pociągi w przeciwieństwie do dzieci z czasem nie wyrastają z jeżdżenia nocą, do tego raz na pół roku zmieniają rozkład i trzeba się po raz kolejny przyzwyczaić. Czy za 20 lat dalej w takich domeczkach należących do szeroko pojętej kolei ktoś dalej będzie mieszkać?
Pozostając z niepewnością, wasza korespondentka z kubkiem nawynosowym ze Starbucksa.
[1] No dobrze, patrząc na niektóre dworce, chyba łatwiej wyliczyć, co się zmieniło. Na przykład ławki, żeby nie dało się na nich położyć. Bo higiena dalej pozostała w okolicach roku 1989.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 30, 2012
Link permanentny -
Kategoria:
Listy spod róży
- Komentarzy: 1