Więcej o
Listy spod róży
[3.06.2021]
Park/ostoja zwierzyny na obrzeżach lasu miejskiego we Frankfurcie dla odmiany jest łatwy do znalezienia i jak najbardziej dostępny. Mimo że na świeżym powietrzu, maseczka jest wymagana, ale to drobna niedogodność w zestawieniu z faktem, że można wnieść swoje warzywa korzeniowe (w moim przypadku prawie kilogram marchwi w plasterkach, udało mi się nie pociąć palców krajalnicą) albo zakupić granulki siana i karmić zupełnie wyzbytą z zahamowań zwierzynę wełnistą lub płową. Daniele osaczają odwiedzających na ścieżce i dokonują wymuszenia, więc lepiej ze sobą nieco warzyw wziąć jak nie chcesz się okazać absolutnym bucem. Zasobami trzeba gospodarować rozsądnie, bo najpierw są kozy, potem owce zwykłe i śruborogie, wszystkie urocze i nader przekonujące. Można oczywiście zacząć od przechadzki wśród danieli, które mieszkają luzem na łące, ale wtedy nie starczy dla innych. Oczywiście nie wszystkie zwierzęta można karmić, na niektóre się patrzy - pręgowce, bażanty, dziki, tury, świnie czy inne papugi; do lisów i piesków preriowych nie dotarliśmy. Na miejscu można lody, napoje i drobne przekąski. Całość przedsięwzięcia mieści się na terenie leśnym, więc oprócz zwierząt jest to bardzo przyjemna przechadzka między drzewami, wszystko śpiewa, brzęczy, pachnie i atakuje chlorofilem.
Adresy:
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 8, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
niemcy, ogrod-zoologiczny, frankfurt-nad-odra
- Skomentuj
[3.06.2021]
Jednym z największych problemów w pandemii (oczywiście poza samą chorobą) jest dezinformacja, czy to w sprawach ważkich jak kwestionowanie pandemii czy sensu szczepień, czy to w sprawach drobnych typu do kiedy obowiązuje jakiś zakaz i gdzie. Przed wyjazdem do Niemiec długo usiłowałam znaleźć jedno spójne miejsce, które mi wyjaśni, czy: w przestrzeni publicznej muszę nosić maseczkę (nie, ale czasem tak), czy muszę nosić maseczkę FFP2 lub FFP3 (nie, można nosić też chirurgiczne, ale odpadają materiałowe samoróbki czy chusty), czy wolno jeść w restauracji (wolno!) oraz czy wyjeżdżając i wracając tego samego dnia muszę gdzieś wyjazd rejestrować, a co za tym idzie, czy w grę wchodzi konieczność testowania, kwarantanny czy okazywania paszportu szczepień (nie, bo mały ruch przygraniczny już jest możliwy). I nie, nie znalazłam takiego aktualnego miejsca, bo nawet oficjalne strony informacyjne zasypane są zdezaktualizowanymi informacjami nawet sprzed roku.
Drugą przeszkodą w misternym planie wycieczki była trudność w znalezieniu Schloß Kagel w podfrankfurckim miasteczku Müllrose, albowiem - jak się okazało - w ogóle go nie ma. Lokalizacja Google wskazywała na domy mieszkalne, street view w Niemczech raczej nie ma, a brak zdjęć oczywiście nie dał mi do myślenia. Nie ma tego złego, miasteczko jest urokliwe i położone nad prześlicznymi jeziorami - Kleiner i Großer Müllroser See - z krajobrazami prawie jak w Szwajcarii; czy moje dziecko błyskawicznie zapałało chęcią wypożyczenia roweru wodnego i popłynięcia w jezioro? Być może (szczęśliwie jeszcze nie sezon, ale pogoda była wyjątkowo piękna, prawda). Młodzież pozyskała czekoladową babeczkę (tu zwaną Schoko-bombe), co pozwoliło jej doczekać do obiadu. O czym niebawem.
Promenada / Zabytkowy młyn (Müllroser Mühle)
Czy kula działa jak soczewka? Być może / Okolice ryneczku
Adresy:
- Bäckerei Dreißig - Markt 9
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 5, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
niemcy, mullrose, frankfurt-nad-odra
- Komentarzy: 2
W wikipedii Gołuski ma dwulinijkowy opis, skupiający się na przynależności historycznej i geograficznej. Że niby nie ma po co jechać. Otóż to absolutnie błędna interpretacja, albowiem - zwłaszcza późną wiosną - w Gołuskach można zanurkować w kolorze.
Wiało jak diabli. Ja nie skojarzyłam, jak bardzo, szczęśliwie TŻ skojarzył, a ponieważ zawsze w bagażniku na wszelki wypadek wozimy apteczkę i latawce, ja kręciłam się w tulipanach, a reszta wycieczki - w latawcach. Rolnik bronujący(?) pole miał rozrywkę, a my trochę walki, bo wypuszczone latawce nie chciały wracać. Jeden zadrapał palec Majuta, drugi pociął palec TŻ-u; wspominałam, że apteczkę też warto mieć.
I na finał - #rzepiara. Nic nie zdeptałam, słowo!
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 1, 2021
Link permanentny -
Tag:
goluski -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend
- Skomentuj
Trzcianka współcześnie. Pastelowe bloki i odnowiony plan Pocztowy z sarenką.
Naczytawszy się "Duchologii" Drendy i "Miasta Archipelagu" Springera, przyprawiając "Wyrobami" Drendy (o dwóch ostatnich niebawem), stereotypowo potraktowałam małe miasto pocztówkowym filtrem. Jest bardziej, nieprawdaż?
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 18, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tag:
trzcianka
- Komentarzy: 2
[11.04.2021]
Pierwszy wiosenny dzień w kwietniu! Taki ze słonkiem i ciepłem. Chciałam gdziekolwiek, ale to gdziekolwiek musiało być wybrane mądrze, bo przewidziałam, że taki sam plan miała połowa mieszkańców Poznania (patrz Sołacz, Cytadela, Łęgi Dębińskie). I prawie równo po dwóch latach wróciłam do Radojewa. Kokorycz w rozkwicie, znalazłam zabytkowy cmentarzyk von Treskovów (jest kierunkowskaz!), gdzie pojawiają się daty z okresu zarówno pierwszej, jak i drugiej wojny światowej, oblazły mnie czerwone mrówki, naooddychałam się świeżym powietrzem, był konik, koza, pies i dwa śliczne szylkrety, a do tego w drodze do Radojewa minęła nas mama dzik z mnóstwem pasiastych warchlaczków (zdjęć fauny poza trzmielem nie ma, bo tłoczyli się przy niej ludzie, co wpadli na ten sam pomysł przyjechania do Radojewa, tylko wcześniej). I pastelowa zieleń, trzmiele, motyle cytrynki, platan o obwodzie ponad 5 metrów, kudłate psy i można bez maseczek.
GALERIA ZDJĘĆ i wspomnienia z 2019.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 14, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tag:
radojewo
- Skomentuj
[13.02.2021]
Ogromnie lubię świat w słoneczne weekendowe poranki. Mało ludzi (nawet jak na pandemiczne ograniczenia), nikt się nie spieszy, tym razem słońce i śnieg. W Lidlu kupiłam bukiet różowych hiacyntów.
Tuż przy wjeździe do dawnej fabryki chemicznej Moritza Milcha & Co, aktualnie Luvena - nawozy rolnicze i ogrodnicze, dookoła Parku Siewcy, stoi tzw. osiedle inżynierskie. Na początku XX wieku zbudowano je według projektu Hansa Poelziga. 5 wielorodzinnych domów z cegły, podobne w formie, ale różnią się detalami. Uliczka, przy której stoją budynki, nazywa się dość oryginalnie PZNF (od Poznańskich Zakładów Nawozów Fosforowych). Można podejść z ulicy, na przykład pod pretekstem wypasania dzieci w parku, można i bez pretekstu.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 22, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tag:
lubon
- Komentarzy: 3