Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Daniel Keyes - Billy Milligan

Kliniczny opis leczenia i procesu jednej z bardziej znanych osób z osobowością wieloraką (oparty na faktach). Osobowości Milligana na początku nie wiedziały o sobie wzajemnie, każda z nich miała inną funkcję i inne umiejętności. Nastolatek David czuł ból, kiedy Billy obrywał od ojczyma lub złego świata, brytyjski intelektualista Arthur się uczył biologii i medycyny, jugosłowiański żołnierz Ragen dbał o bezpieczeństwo, 20-letnia Adalana zajmowała się domem i gotowała, Allan malował obrazy... W sumie okazało się, że Billy ma ponad 20 różnych osobowości, z których każda była równie prawdziwa, a wszystkie usiłowały osobowość podstawową utrzymać przy życiu (podejmowała próby samobójcze po tym, jak nie pamiętała, co zrobiły jej inne osobowości). W wyniku "pomieszania" bardziej kłopotliwe części osobowości Billy'ego zaczęły okradać ludzi, gwałcić kobiety i handlować narkotykami, przez co Milligan trafił do więzienia.

Opis procesu, precedensów i zawiłości prawnych dość nudny, natomiast bardzo wciągająca jest historia odkrywania poszczególnych osobowości, integracji w jedną całość i przyczyn rozpadu osobowości Billy'ego. Zintegrowany Billy nie miał wszystkich umiejętności (w tym językowych i zręcznościowych - jedna z osobowości mówiła po jugosłowiańsku, druga umiała otwierać zamki i wydostawać się z więzów), które miały jego inne "ja". W wikipedii można porównać z rzeczywistością, ale na oko Keyes wiernie przedstawił materiały z leczenia i procesu.

#21

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 5, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2007, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 4


Michael Viewegh (razy dwa)

Powieść dla kobiet

Jakby ktoś jeszcze nie zauważył, mam słabość do czeszczyzny. I wyrabiam sobie coraz większą słabość do Viewegha (za sprawą "Wychowania panien w Czechach"). Oliver, podstarzały pracownik agencji reklamowej wywiesza na billboardach w praskim metrze listy do Laury, 20-letniej dziewczyny, która od niego odeszła. Jednocześnie Laura opowiada, jak poznała Olivera i, jak się łatwo z treści listów domyślić, czemu nie są razem. Laura mieszka z matką i obie szukają w życiu tego jedynego. Matka rozczarowana do Czechów (jeden był wieśniakiem, który chodzi do teatru w swetrze, drugi umarł na raka, zostawiając ją z nastoletnią córką), szuka uczucia za granicą, bo jest światową kobietą (nb. strasznie rozbawił mnie opis lotu samolotem do Stanów, chyba autor pierwszy raz wsiadł na pokład i miał niesamowicie dużo entuzjazmu, jak ja w lutym). Córka, rozczarowana do obcokrajowców, szuka Czecha. I znajduje, niestety pierwsze spotkanie przyszłego wybranka z matką pokazuje, że był to wspomniany wcześniej wieśniak w swetrze.

Co fajne - narracja. Bardzo obrazowa, czasem dosadna, podzielona na małe kawałki. Błyskawicznie wciąga. Sporo o s.e.k.sie, sporo o mieszkaniu razem, o fascynacji, która szybko przeradza się w rutynę, o tym, czy warto, żeby rodzice akceptowali nasze wybory i czy my jesteśmy w stanie zaakceptować rodziców partnera. Dużo o Czechach.

Uczestnicy wycieczki

Przede wszystkim fajne jest to, że pisze metaksiążki - nie bardzo wiadomo, gdzie kończy się akcja, a zaczyna zabawa autora. Znany praski pisarz jedzie na wycieczkę autokarową do Włoch, żeby napisać powieść o ludziach na wycieczce. Do pewnego momentu powieść to historie poszczególnych uczestników wycieczki, które powoli przeradzają się w pełną rozliczeń ze sobą, krytykami i światem spowiedź pisarza u progu kryzysu wieku średniego. Pociągająca, ale głupiutka pilotka wycieczki, 30-letnia bizneswoman, fundującą rodzicom wspólną wycieczkę, poseł z żoną i synem na progu rozwodu, dwie staruszki, podróżujące może po raz ostatni, dwóch gejów, nastolatek zastanawiający się nad swoją s.e.k.sualnością, emigrant z byłego ZSRR są pozbierani w jedno miejsce i niekoniecznie wiadomo, czy naprawdę leżą na włoskiej plaży przy hotelu, czy znajdują się w głowie pisarza, kończącego powieść w swoim mieszkanku w Pradze. Ciekawe.

Inne tego autora: tu.

#19-20

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 5, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2007, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 2


Wściekły

Przede wszystkim dla fanów "07 zgłoś się". Zamiast Borewicza psycholog policyjny Zawada, bardziej opanowany, mniej tekściarski i z ustabilizowaną sytuacją domową (żona, dziecko), więc odpadają wątki erotyczne. Intryga ogólnopolska, ktoś z karabinka małokalibrowego zabija przypadkowych na pierwszy rzut oka ludzi. Oczywiście włączył mi się nitpicking mode, bo po strzale z karabinka świadkowie, zwykle siedzący obok, zauważali tylko, że osobie zabitej nagle opadała głowa, a potem zaczynała lecieć krew, żadnych siaczystych rozbryzgów krwi. Składam to na karb kiepskich efektów specjalnych. Pojawia się Zubek, w roli zwierzchnika Zawady/Borewicza Wirgiliusz Gryń, który jednak bardziej pasował do ról aktywistów robotniczo-chłopskich niż dyrektora Biura Kryminalnego Komendy Głównej MO. Jeśli traktować to jako preludium do serialu, to nieźle się rozwinął.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 5, 2007

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Dalej zimno

Podłamałam się wczoraj miarką. Taką zwykła miarką, co to się nią mierzy ściany i inne takie. M. znalazła ślyczną szafkę i już miałam wizję poukładanych DVD, które aktualnie są rozpieprzone w kilku puszkach po różnych różnościach (konkretnie w puszce z kotkiem po kociej karmie i dwóch puszkach po Reddsie) i na TŻ-towej półce z CD (TŻ już co jakiś czas emituje się, że ma mało miejsca na CD i nie może układać sobie w Zupełnie Innym Porządku), kiedy się niestety okazało, że w całym domu nie ma sensownego miejsca (poza łazienką i schowkiem z kocią kuwetą), w którym mogłabym ustawić szafkę o szerokości 77 cm. Z tej okazji wyprodukowałam wreszcie uprzejmego emaila do pana Macieja-Stolarza, który lat temu 5 (sprawdziłam, w 2002) robił nam regały na DVD i książki. Liczę, że pan Maciej wyprodukuje nowe śliczne regały, na których ułożę sterty książek zalegających w różnych miejscach w domu. Na razie w kwestii zachwalanego minimalizmu wywaliłam połowę śmieci ze schowka (ja wiem, że stare deski, siatka ogrodnicza, plastikowe doniczki i inne takie NA PEWNO się przydadzą, ale chyba nie w tym życiu). Garderoba czeka na zmiłowanie.

Nie byłam pozytywnie nastawiona do kontynuacji Alternatyw 4. Niestety, słusznie. Dylematów 5 jest straszne. Gorsze od Wiedźmina. W zasadzie NICZYM nie różni się od innych polskich smętnych seriali typu "Bulionerzy" czy toto z Malajkatem, co to nie jestem w stanie tytułu zapamietać. Aktorzy z Alternatyw smętnie podstarzali i w zasadzie grają parodie siebie sprzed lat. "Młodzi" - nie do odróżnienia z innych seriali - cwaniaczek z miodkiem w uszkach i szparą między zębami w każdym serialu gra cwaniaczka, Sapryk nijaki jak zawsze, brakuje tylko Cezarego Żaka w trzech rolach. Scenariusz... jaki scenariusz? Film to smętny zlepek scen, a do uratowania fabuły nie wystarczy pani Ewa 20 lat później, która już się nie rozbiera, tylko śpiewa i zachęca siedzących na trawniku wysiedleńców (WTF!) do zawodzenia hymnu piłkarskiego 2012. Założymy się, że "widzowie" "zagłosują" na tak i nakręcą więcej odcinków tej abominacji?

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 2, 2007

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 2


Protestuję

Długi weekend mówiłam. Weź urlop, mówiłam. Wygrzejesz stare kości na słoneczku, mówiłam. Pojeździsz na rowerze, mówiłam. I co? 8 celsjuszów i wieje jak w Kielcach. Koty śpią całe dni na kaloryferze, ja podobnie, tyle że w łóżku, bo na kaloryfer nie wejdę. Mam gorący żal do pogody, zwłaszcza że pod koniec wolnego się nagle automagicznie zrobi ładnie.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 1, 2007

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 2


The Fountain (Źródło)

Nuda. Ja wiem, że jak film jest o poszukiwaniu sensu życia, szukaniu sposobu uratowania umierającej ukochanej, kończeniu rozpoczętej pracy i ogólnie moralnego niepokoju, to Wielkie Kino jest. No ale mimo usilnego krzesania z siebie entuzjazmu, wywołałam tylko ziewnięcie. Co z tego, jak film jest nudny do bólu. W 1/3 wszystko wiadomo, "wielopłaszczyznowość" czyli poprzeplanie dość ciekawej, choć naiwnej, realności z mistycznym poszukiwaniem drzewa życia i książką o hiszpańskiej inkwizycji (której się nikt oczywiście nie spodziewał) nuży i w zasadzie nic poza ładnymi obrazkami nie sprawia, że nie ma się ochoty przelecieć filmu na fast-forward. Tak, obrazki są ładne, przypominają "Katedrę" Bagińskiego i mają niestety tyleż sensu. Na korzyść "Katedry" jeszcze przemawia to, że miała 7 minut, a nie półtorej godziny.

Wychodzi na to, że Aronofskiemu nie można dawać za dużo pieniędzy, bo zrobi kolorowe obrazki, a na scenariuszu się nie skupi.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 1, 2007

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 1


Scoop - gorący temat

Królowa jest zachwycona. Po pierwsze - Woody Allen taki, jakiego lubię. Nerwowy starszy pan, z błyskotliwym dowcipem, ciętymi ripostami i przednimi pomysłami. Po drugie - śliczny Londyn. Nie byłam, ale plotki głoszą, że London en masse jest dość paskudny z wyglądu. Woodyallenowy Londyn wygląda jak Upper West Side, śliczna zieleń, kamieniczki i urokliwe zakątki. Bawi mnie to tym bardziej, że TŻ w ramach szwędania się po memory lane wywlókł Machinę z 2002, gdzie znajduje się wywiad z Allenem (zrobiony bodaj po "Tajemnicy jadeitowego skorpiona", w bardzo podobnym klimacie). Allen twierdzi, że nikt nir wyciągnie go z NJ na dłużej niż 48h, a już nie ma mowy, żeby zrobił film poza NJ. Po trzecie - bardzo smaczny Hugh Jackman, zwłaszcza bez przyodziewy w basenie bądź w łóżku.

Jedynym smętnym elementem jest Scarlett Johansson, która w zestawieniu z Allenem i Jackmanem jest bledziutka i plastikowa. Żeby zagrać dziennikarkę (no, niech będzie, że początkującą), nie wystarczy nosić okulary nawet w scenach łóżkowych i robić notatki pożyczonym długopisem na karteluszku o powierzchni 3cm2. Film poza tym, że przeładny i bardzo teatralny, jest śmieszny. Dużo allenowych tekstów, przyjemna choć przewidywalna intryga i bardzo pythonowski motyw śmierci.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 29, 2007

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 6



Shopping list (nuda)

  • Pasiaste skarpetki w PiP-ie na Tarzańskiej - są (coraz mniej, bo nad sukcesywnym wykupem pracuję).
  • Sałatka meksykańska w KFC - porażka. To, że w stercie kapusty z marchewką znajduje się kilka ziaren puszkowej fasoli, trzy naczosy, a całość polana może być kwaśnym sosem podobno chili, nie czyni Meksyku.
  • Na Tarzańskiej koło PiP-a otworzyli restaurację "Kuchnia Polki". Z zewnątrz wyglada na średnio drogą, wzrokowo przyjemnie.
  • W IKEI w dalszym ciągu jest mnóstwo rzeczy, które Trzeba Mieć. Dziś padło na czarne kamionkowe kwadratowe miseczki, foremkę do muffinków (jutro mam chytry plan upiec muffinki z chorizo), pudełka na buty i metalowe puszki model "baba w babie" (wspominałam, że mam hopla na punkcie metalowych puszek?). Cały czas się zbieram, żeby kupić zieloną filiżankę i talerzyk (a może od razu 6, dla równego rachunku? Niestety, dość słono kosztują, jakbym chciała w hurcie). TŻ jeszcze mnie supportuje, ale naczynia się już nieco wylewają z szafek. Ale książki też mi się wylewają, więc rozwiązaniem jest kupienie nowych szafek (i zamówieniem regałów na książki).
  • Biurka - nie ma. Specjalnie wykonaliśmy quest do ETC w Swarzędzu po to, żeby się dowiedzieć, że chcemy nieistniejące biurko - bez ozdób, bez miejsca na komputer, bez wysuwanej półki, za to z szufladami (zwłaszcza taką dużą na dokumenty, co to można teczki wieszać), z drewna i do 140 cm szerokości. Prawie idealne jest ikeowe ALVE, niestety ma 152 cm długości, więc nfw, nie wejdzie nam na kuchniosalonu w liczbie sztuk dwóch.

Z leniwej obserwacji - bawią mnie ludzie, którzy ubierają się na kalendarz. Dzieci w rajstopach, panowie w kurtkach, panie z długim rękawem - przecież jeszcze kwiecień, w kwietniu się nie ma co rozbierać, nawet jak jest 25-30 celsjuszów...

Wracam oglądać "Heroes" ;-)

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 28, 2007

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 6


Kot story - cd.

Po wynikach. Kot ma nowotwór o potencjalnej złośliwości, po łacinie Carcinoma papillare in situ. Czyli na dwoje babka wróżyła, albo nic nie urośnie i kotka nie trzeba będzie ciąć znowu, albo powtórka. Na razie trzymam się opcji pierwszej. Mam nadzieję, że nie będzie dalszego ciągu.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 28, 2007

Link permanentny - Kategoria: Koty - Komentarzy: 3