Film "Saving Grace" pokazał, że da się prowadzić dalsze życie mimo nagłej śmierci męża, jak i że na dilowaniu zieloną rośliną da się nieźle zarobić. W zasadzie o tym samym jest "Weeds" - mieszkająca z dwoma synami w snobistycznej suburbiowej dzielnicy Agrestic Nancy odkrywa w sobie talent do rozprowadzania nielegalnych środków pochodzenia roślinnego. Zamiast angielskiej prowincji i nobliwej starszej pani jest amerykański styl życia, seksowna i dynamiczna MILF, tęskniąca za przedwcześnie i nagle zmarłym mężem, synowie, z których starszy zaczyna przeżywać kryzys autorytetu matki, a młodszy nie bardzo radzi sobie z życiem z piętnem dziwaka i sieroty. Bardzo bogaty drugi plan - afroamerykańska rodzina, od której Nancy kupuje towar, latynoska pomoc domowa Lupita podczas menopauzy, radny miejski z kolegami, którzy są głównymi odbiorcami towaru i pojawiający się znienacka lekkomyślny i nieodmawiający żadnym uciechom szwagier. Jest zabawnie, bardzo tekściarsko, czasem drastycznie i kontrastowo. Ot, drug-dealing wśród Desperate Housewives.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 8, 2008
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 1
Jeśli chodzi o Bardzo Złe Filmy, to dla mnie ten plasuje się w pierwszej dziesiątce. Wiadomo, jakie są komedie niemieckie. Wiadomo też, jakie są komedie koledżowe. Połączenie przaśnej niemieckiej komedii z komedią koledżową daje efekt co najmniej zabawny. Trzech młodych geeków uczestniczy w rytuale przywołania żywego trupa w celu wzięcia udziału w rytuale zdobycia miłości pewnej seksownej niemieckiej blondyny (pokrętna logika, ale czego się można spodziewać). Akcja "żywy trup" udaje się znakomicie, bo wprawdzie bohaterowie giną w drodze z cmentarza, ale za to się budzą w kostnicy, nieco zmechaceni i przybrudzeni, ale sprawni (pomijając karteczki na palcach stóp i pewne braki fizyczne). Potem jest coraz zabawniej, bo podczas licznych przygód (zjedzenie homoseksualnego nauczyciela od wf-u, rozpętania imprezy i bzyknięcia pani nauczycielki) zaczynają im odpadać różne elementy ciała (przyczepianie odpadniętego penisa za pomocą zszywacza jest naprawdę zabawne). Jest i element polski - kiedy młodzieńcy budzą się jako nieznani denaci, ustalają, czemu są nieznani. Powodem był brak dokumentów i jeżdżenie niezarejestrowanym vanem, kupionym za kilkadziesiąt euro w Polsce.
PS Poza tym - jak rany, jak można chcieć zawlec do łóżka plastikową blondynę, jeśli ma się pod ręką śliczną sąsiadkę, półkrwi Turczynkę? No jak?
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 5, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 6
Jestem, ale taka bardziej z Elbląga. Wegetuję, patrząc, jak kot odżywa (a do tego jutro przywozimy drugiego) i starając się nie myśleć, że w lutym trzeci etap leczenia. Oglądam seriale i filmy (ale paradoksalnie mam straszny problem, żeby jakieś emocje przelać w literki), czytam książki (jak wyżej), codziennie rano pluję na widok tego, co za oknem (no, metaforycznie, bo nie po to okna myłam, żeby je opluwać). Wkurzam się, że ciągle jest ciemno i ohydnie buro. Nawlekam na niteczkę kolejne małe wady życia zawodowego. Nową kołdrę mam, z IKEI. Dzisiaj po jodze wszystko mnie boli (bo opuściliśmy miesiąc zajęć), a jutro pewnie będzie mnie bolało jeszcze bardziej. Nie lubię zimy, no. Nic się nie dzieje. Nuda. Zżera mnie. Już mnie zeżarło, o.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 3, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 2
Niestety, z książki na książkę Makłowicz się psuje. Po pierwsze primo - mniej tekstu - tutaj w zasadzie tylko miniwstępy do przepisów i krótkie przedmowy o potrawach i krajach; zdecydowanie ciekawszą lekturą jest "CK kuchnia". Po drugie primo - rozdęcie czcionek - lista składników wielkimi literami, podzielonymi do tego liniami, żeby zająć więcej miejsca, na końcu rozwlekły spis treści. Po trzecie - oprócz sensownych (chociaż dość miejscami niewyraźnych i matowych) zdjęć potraw zapychacze w postaci dwustronicowych pejzażyków. I, co już zapewne nie jest winą redakcji, książka ohydnie wprost śmierdzi farbą. Na tyle mocno, że miałam problemy z czytaniem jej w łóżku (format A4 też w tym nie pomagał). Na plus - kilka sympatycznych przepisów, parę anegdotek. Warto, ale nie za cenę okładkową - magiczne ostatnio 69 zł.
Inne tego autora tutaj.
#1
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 1, 2008
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Oglądam -
Tagi:
2008, kulinarne, panowie
- Skomentuj
Zjadliwa satyra na HM Anglików i angielską Izbę Lordów w musicalu z 1972 roku. Kiedy podczas autoerotycznych zabaw (jakże to angielskie) umiera 13. lord Gurney, okazuje się, że ma potomka, który może przejąć zarówno majątek, jak i pozycję we władzach. Wprawdzie uważa się za Jezusa Chrystusa, głosi wolną miłość dla wszystkich i nie zachowuje się w sposób zgodny z normami społecznymi, ale w pewnym momencie przechodzi przez kontrolę psychiatry, dostaje majątek, nieco przechodzoną wdowę-macochę i posadę we wspomnianej wcześniej Izbie Lordów. Jak komuś nie przeszkadza formuła musicalu z lat 70., a lubi Petera O'Toole z makijażem, trochę s.e.k.s.u i krwi, to polecam.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 1, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Na niekorzyść tego filmu świadczy wszystko - i tytuł (phleeze), i streszczenie (40-latek jeszcze nigdy nie zamoczył i koledzy organizują mu okazję, żeby wreszcie się udało), i dość oczywista wymowa (nie warto iść do łóżka z byle kim, nawet kosztem potencjalnego nie pójścia w ogóle). Na korzyść - to naprawdę jest ładny film. Ciepły, inteligentny, pokazujący mnóstwo stereotypów związanych z amerykańskim modelem "zaliczania" - procedury randkowe, kto ma do kogo oddzwonić itp. oraz - już mniej typowo - że seks nie jest domeną nastolatków i wyzwolonych 40-latków po przecenie i przejściach. Bardzo dobra rola Steve'a Carrella (Michael z "The Office"), doskonała piosenka na zakończenie. Mnie się bardzo.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 1, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Miłą rzeczą w dodatku do książki jest film. Bardzo miłą rzeczą jest film dobrze zrobiony. Fabularnie trudno dodać coś więcej, bo ekranizacja bardzo wierna. Złagodzone zostały trochę ostre sceny opisane w książce, zmienił się trochę tryb narracji. Całość bardzo zyskuje na ładnej Laurze, pejzażykach tatrzańskich, przygładzeniu postaci Ingrid i przyszarzeniu roli matki. Jak na czeski obyczajowy film przystało, jest prześmieszny i - dziwnym trafem - bardzo wigilijny.
Inne tego autora: tu.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 29, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2
Obiecuję, że do lutego nie będę marudzić. Na dobry początek zestaw słów kluczowych z wyszukiwarki:
- jak sikac przy pisuarze
- zestaw do robienia bimbru
- walenie ze zwirzetami
- boom boom boom i want you in my room tlumaczenie tekstu [riki tiki tak, połóż się na wznak]
- brutalne filmiki porno bez płacenia
- cuda we włoszech o winie i o cele boskim
- czy koty mają pępek [mają]
- imie lucy czyta się [lusi]
- jak zrobić zeby miec podglad na stan konta w telefonie
- jak sprawic zeby on wrocil
- o czym opowiada tekst w piosence kurta nielsena [wtf is kurt nielsen?]
- syn mnie lizał
- walenie konia folia
- śmieszne foto z karpiem
- czym mozna dojechac do ciechocinka
- bzykają się i robią cza cza
- osobowosc wieloraka w warszawie [są ich miliony]
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 25, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Śmieszne
- Komentarzy: 4
Albo za głupia jestem na tzw. ambitne kino, albo ten film jest o niczym. Ma ładne obrazki, świetny soundtrack, fajne kolory. Ale ni cholery nie rozróżniam jednej pani Azjatki od drugiej pani Azjatki, nie widzę związku między przygodami niezbornego niemowy, który przemocą wykonuje usługi w zamkniętych sklepach a ciężkim życiem płatnego zabójcy, który sobie chodzi i zabija, a za nim chodzi jedna panienka i sobie robi dobrze na jego kocyku. Poza tym nie lubię nocnego azjatyckiego życia, w nocy to się śpi, a nie łazi po ulicach.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 25, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Perfect day wczoraj zakończył się koło godziny 1 w nocy po tym, jak TŻ przyniósł kota z krzaków pod balkonem. Kot spędził tam prawdopodobnie 3 godziny, podczas których oglądałam sobie od nowa 1. sezon Scrubsów i myślałam, że kot spokojnie śpi u sąsiadów na kanapie, bo z takim zamiarem wyszedł na balkon. Umieszczenie wenflonu w tylnej kociej łapie oznacza, że kot - kiedy sobie o tym przypomni - wystawia łapę pionowo do tyłu i traci równowagę (nie wspominając o efektach dźwiękowych, przy których się zapomina, że kota ma ten wenflon nie boleć...). Szczęśliwie kot z zimnych krzaków wrócił ciepły (gad odpowiedział na moje rozpaczliwe krzyki z balkonu dopiero po jakimś czasie, zlewając TŻ szukającego go z poziomu gruntu), niepołamany (połamany nie) i bez żadnych oznak doznanych krzywd (poza tą na psychice).
Rano zdjęłam kota z szafki kuchennej, bo na rurze od pieca przypomniało mu się, że jednak ma coś nie tak z tylną łapą.
Poproszę o czas kondycyjny. Nie dam rady uczestniczyć w kolejnych przygodach.
PS Pionowo do tyłu w przypadku kota oznacza poziomo.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 21, 2007
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Komentarzy: 3